18.07.2017

Od Matthiasa c.d. Noah

Po pierwszej rozmowie z moim nowym sąsiadem byłem pewny, że niezły z niego buc. Strasznie denerwował mnie pod wieloma względami. Ja staram się tu być kulturalny i zachować jak powinienem, a on mi wyskakuje z czymś takim. Toż to tak się nie robi. Jeszcze ten jego uśmiech... Yh, bardziej denerwującego wyrazu twarzy w życiu nie widziałem. Nie rozumiałem co Rafael w nim widział. Całą drogę mógł zachwalać jaki to ten jego kumpel nie jest zajebisty, jak to z nim nie uchleje. Po prostu świetnie.



Pozytywem jednak tego okropnego gbura był dobry gust. Mieszkanie bardzo mi się podobało. Miało dwa pokoje, czyli coś w rodzaju salonu połączonego z kuchnią i sypialnię. No i oczywiście całkiem przyzwoita łazienka. Dwa duże okna w salonie idealnie oświetlały to pomieszczenie, sypialnia była mniejsza, więc potrzebowała tylko jednego. Biurko usytuowałem w salonie, tak samo jak dwie biblioteczki, jakoś się to zmieściło, mimo że bez przesunięcia kanapy się nie obeszło. W jednym kącie salonu powstał całkiem ładny mini gabinet, a po drugiej stronie część przeznaczona dla gości. W sypialni nie zmieniłem nic poza zapełnieniem szafy i kredensu. Moje ubrania nie zajęły dużo miejsca, większość należała się moim książkom i notatnikom. jedna z szuflad prawie w połowie zajęta była przez ołówki i długopisy. Nie lubiłem posługiwać się piórami, długopisy dużo bardziej mi odpowiadały, dlatego miałem ich aż kilka. Rafael przygotował całe mieszkanie jakiś czas temu z tatą. 
Układałem w samotności papiery na biurku, kiedy z zamyślenia wyrwał mnie huk uderzenia, a potem głośny śmiech i zły głos mojego brata. Tak stanowczo za dobrze będą się dzisiaj bawić. Czasem miałem wrażenie, że zachowują się jak dzieci. Wystarczył im jeden wspólny znajomy i trochę alkoholu, a od razu stawali się niedojrzali. Miałem wrażenie, że nazajutrz z trudem doczołgają się na pociąg ze swoim kacem. Ciekawe czy już pili? Przecież była dopiero dwudziesta. Ledwo się wyładowaliśmy i przywitaliśmy, a oni już wyciągnęli flachy. To chyba jakiś rekord, nie miałem pojęcia dlaczego tak bardzo lubią tego... eh, no właśnie, nawet brakowało mi słów żeby go określić. Nie wiedziałem dlaczego, ale przy tym facecie wszystko mnie irytowało. Każde jego słowo po prostu mnie drażniło, nawet jeśli nie robił czegoś konkretnego. 
Usiadłem na krześle przy biurku i zacząłem się huśtać wpatrując w ludzi idących ulicą. Ciekawe czy ten idiota był typowym żołnierzem, czy zachowuje się podobnie jak mój ojciec i brat? A nie moment, w ogólnie mnie to nie obchodzi! Ani to ani on, nic, a nic. Nie obchodziło mnie jak często ojciec karze mu tu wpadać, ani też czy w ogóle tu przyjdzie... No może tylko ociupinkę. Niechętnie przyznałem, że jednak coś mnie w nim intryguje, jednak nie potrafiłem powiedzieć co. Miał prawie wszystkie cechy, które nienawidziłem w innych ludziach, jednak jego nie nienawidziłem, tylko mnie irytował. No i znowu myślałem o nim. Tak być nie mogło. Pomasowałem skronie, dopiero wtedy uświadomiłem sobie jak bardzo zmęczony jestem. Oczy prawie same mi się zamykały, dlatego właśnie przestałem męczyć moje krzesło i po prostu przeniosłem się na łóżko. Nie przebierałem się, ponieważ miała być to tylko krótka drzemka. 
Oczywiście jak to często bywa "krótka drzemka" trwała kilka godzin aż nie obudziło mnie uderzenie o ścianę. Zerwałem się w sekundę na równe nogi, jednak szybko zrozumiałem, że pewnie po prostu w mieszkaniu obok dostateczna ilość alkoholu już uderzyła trzem mężczyzną do głowy. Westchnąłem ciężko, odgarnąłem kilka kosmyków z twarzy i lekko przyczesałem resztę włosów ręką. Później przetarłem twarz i ruszyłem zobaczyć co tam się do cholery działo. 
Zapukałem, jednak odpowiedział mi tylko śmiech, dlatego wszedłem bez czyjejkolwiek zgody. To co zobaczyłem prawie zwaliło mnie z nóg. W mieszkaniu bardzo podobnym do mojego, tylko z oknami wychodzącymi na mały placyk otoczony kamienicami, na podłodze leżał mój tata, którego prawdopodobnie uśpił alkohol. Właściwie w połowie leżał na kanapie i wtulał się w poduszkę, a w połowie leżał na ziemi. Marynarka jego munduru walała się na ziemi, co było co najmniej dziwne. Ale to nie to mną wstrząsnęło! Tego się wręcz spodziewałem. Bardziej zaskoczyło mnie to co wyprawiali Rafael i Noah na fotelu obok. Volker siedział rozwalony na cały fotel trzymając ręce za jego oparciem. Jego ubiór także zostawiał wiele do rzeczenia. Rozpięte spodnie i źle zapięta, wyjętą z spodni i pomiętoszona koszula. Wyglądał na nader rozbawionego sytuacją, ponieważ co jakiś czas chichotał, a wkurzający uśmiech nie schodził mu z ust. Natomiast mój brat w samej bieliźnie i co najgłupsze butach siedział mu na kolanach i próbował dosięgnąć czegoś co brunet trzymał za plecami. Jego włosy były w większym nieładzie niż moje. Był okropnie wkurzony, co dało się od razu wyczytać, bo pomimo raczej głębokiego stanu upojenia alkoholowego energicznie szarpał się z wyższym kolegą. 
Dopiero po chwili uświadomiłem sobie jak bardzo zaciąłem się patrząc na nich. Odchrząknąłem, jednak nie zwrócili na mnie uwagi, więc postanowiłem się po prostu odezwać.
- Rafael? Co ty odpierdalasz? - zapytałem nadal nie wierząc w absurdalność tej sytuacji.
Mój brat jak oparzony odskoczył od Volkera. Popatrzył na mnie nieprzytomnym wzrokiem, a potem prychnął zły. Jego zachowanie było przekomiczne. Tupnął nogą jak obrażone dziecko. 
- Matt, on zabrał mi papierosa i nie chce oddać - poskarżył się niczym przedszkolance. 
- Co proszę? - w pierwszej chwili nie dotarło do mnie, bo jak głupi musiał być Rafael żeby robić coś takiego przez głupiego papierosa. 
Noah żeby potwierdzić jego słowa pomachał mu do połowy wypalonym papierosem i zaciągnął się. Mój brat znowu się naburmuszył. 
- Widzisz? - zapytał z wyrzutem.
- Idioto, kupiłeś ostatnio trzy paczki - przypomniałem mu podchodząc do jego marynarki. 
Zacząłem grzebać w jego kieszeniach i po chwili wyciągnąłem z niej prawie pełną paczkę. Rzuciłem nią w niego. 
- O... no tak... scheiße... - wymruczał pod nosem, widocznie było mu głupio i nie dziwiłem się. 
Brunet zakrztusił się dymem ze śmiechu. Najwyraźniej ta sytuacja widoczna od początku do końca wyglądała dużo zabawniej niż tylko od połowy. Ja jedynie pokręciłem głową z niedowierzaniem. 
- Jak my możemy być spokrewnieni? - zapytałem pod nosem sam siebie i westchnąłem cicho chcąc wracać do łóżka. 
- Oj no Matt. Po prostu ty jeszcze się nie upiłeś, nawet nie wiesz jak to siada na pamięć... właśnie, siadaj też trochę się odstresujesz - zarządził Rafael łapiąc mnie za ramię i ciągnąc w głąb salonu.
Cały czas miałem głupie wrażenie, że przyjaciel mojego brata wodzi za mną przenikliwym wzrokiem, co ani trochę mi się nie podobało. Tymczasem mój brat podszedł do kanapy, ostentacyjnie podniósł ojca chodź sam zachwiał się widać było, że sam sobie poradzi i posadził go w drugim fotelu. Sam rozwalił się na kanapie i pociągnął mnie by usiadł obok. 
- Nov, lej - powiedział podtykając mu dwie szklanki. 
- Na pewno myślisz, że to dobry pomysł skoro wcześniej nie pił? - zapytał brunet, jednak nalał, jak został niezbyt grzecznie poproszony.
- Da radę - odparł przekonany.
- Mam coś do powiedzenia? - zapytałem lekko poirytowany.
Nie lubiłem alkoholu. Zarówno jego smaku, jak i jego skutków. 
- Niech pomyślę... nie - odparł Rafael i zaśmiał się z własnego żartu. 
Spojrzałem na niego z byka. Stanowczo nie lubiłem wpływu alkoholu na mojego brata. Podsunął mi szklankę, więc nie chcąc się z nim kłócić zabrałem ją. Myślałem tylko i tym żeby tego nie wypluć albo się nie zwymiotować, bo byłem pewny, że obaj drwiliby ze mnie do końca życia. Tego wolałbym uniknąć. Rafaela jeszcze jakoś bym przetrawił, ale jego kumpla nie. Po prostu nie było takiej opcji. Patrzyłem na szklankę z niechęcią, ale pociągnąłem łyk, by nie zwlekać z tym zbyt długo. Przełknąłem palący płyn najszybciej jak się dało, skrzywiłem się mimowolnie. Nie spodziewałem się, że będzie smaczne i zgadłem, ponieważ takie nie było.
- No widzisz, jak chcesz to potrafisz - skomentował mój brat.
Wywróciłem oczami słysząc jego komentarz i pociągnąłem kolejny łyk. Nie będzie ze mnie drwił. Co to, to nie. Nie musiałem mu nic udowadniać, ale chciałem raz utrzeć mu nosa. Po drugim łyku cała szklanka poszła mi z górki. Jakoś przyzwyczaiłem się do tego palenia w przełyku nie krztusząc się.
- Hym... Matt? Jaką sztukę lubisz? - zapytał nagle Noah kończąc palić papierosa.
Mówił to obojętnie, ale albo chciał tym podkreślić, że jestem sztywny, albo chciał mnie zagiąć bym nie wiedział co powiedzieć. No niedoczekanie jego.
- Sztuka renesansowa jest piękna, ale obecne wystawy sztuki nowoczesnej też dają radę - odparłem obojętnie.
Volker zmierzył mnie wzrokiem, ale nic na to nie odpowiedział.
Pociągnął łyk alkoholu znów nie zwracając na mnie większej uwagi.
- Jednak pisarze renesansowi zbytnio do mnie nie przemawiają, przeczytałem Moliera, nie byłem nim zauroczony. Jeśli chodzi o pisarstwo zdecydowanie bardziej lubię romantyzm - uściśliłem na co Raf jęknął i pokręcił głową.
- Nie mów, że znowu zaczynasz ten swój rozwód na temat renesansu, to jest nudne jak cholera! - odparł przeciągając się i podpalając papierosa.
Westchnąłem cicho. Tak, ten idiota zdecydowanie nie umiał docenić sztuki. Gówno o niej wiedział. Raf zaczął coś pieprzyć o swoim oddziale, głównie o części żeńskiej, więc z lekka się wyłączyłem. Zdecydowanie mnie to nie interesowało, miałem wrażenie, że Noah także, jednak żaden z nas nie przerwał mojemu bratu, ponieważ tylko on miał pomysł, dzięki któremu nie zapadła niezręczna cisza. W pewnym momencie jednak nagle urwał w pół zdania. Spojrzałem w jego stronę. Przewrócił się na bok, głową na poduszkę i zasnął przytulając już pusta butelkę. Ten widok także był dość zabawny, jednak ja tylko westchnąłem, potrafiłem wyobrazić sobie kaca, z którym jutro się obudzi. Przetarłem twarz dłońmi, mogło już być koło pierwszej lub drugiej w nocy. Stanowczo zasługiwałem na sen. W tym momencie przeszedł mnie dreszcz. Spojrzałem w kierunku Volkera, który wpatrywał się we mnie intensywnie.
- Um... - zacząłem myśląc jak skonstruować zdanie - pójdę już do siebie jestem zmęczony.
Odpowiedziało mi jedynie "Mhm". Gospodarz widocznie był nie tyle zmęczony to zamyślony. Wstałem i ruszyłem do mieszkania, czułem, że odprowadza mnie wzrokiem. To było bardzo dziwne uczucie. Zamknąłem mieszkanie i udałem się na spoczynek uprzednio zmieniając ubranie na takie, które bardziej nadaje się do snu. Kiedy w końcu poczułem pod sobą miękki materac od razu wpadłem  w objęciach morfeusza.
Następnego dnia obudziły mnie promienie słońca wdzierające się przez okno. No tak, zapomniałem zasłonić je wieczorem. Przetarłem oczy, zgramoliłem się z wyrka, które było zdecydowanie zbyt wygodnie i poczłapałem do łazienki. Przemyłem twarz wodą i poczułem burczenie w brzuchu. Tak, stanowczo mycie musiało poczekać. W momencie, w którym wyszedłem z łazienki przypomniałem sobie, że nie zrobiłem tu jeszcze zakupów, więc nie miałem nic do jedzenia. Wróciłem się do łazienki i zabrałem za poranną toaletę. Dopiero to mnie nieco rozbudziło. Ubrałem się i wyszedłem z mieszkania zabierając ze sobą pieniądze. Pierwszym przystankiem była dla mnie piekarnia, w której kupiłem mały chleb. Akurat ją znalazłem dość szybko. Dużo gorzej było z zwykłym spożywczakiem, ale gdy już do niego dotarłem kupiłem masło, herbatę i ser do chleba. Przemyślałem także obiad, na który zdecydowałem się wziąć po prostu kartofle i kurczaka. Nie było to nic wykwintnego, jednak po prostu chciałem się najeść. Dopiero gdy względnie miałem co jeść do jutra ruszyłem w drogę powrotną. Po kilku minutach stanąłem przed mieszkaniem i zacząłem szukać kluczy. Nie zdążyłem jeszcze nawet trafić do zamka, bo wszedł właśnie do budynku mój nowy sąsiad. Pewnie dopiero wrócił z dworca. Zachowałem się całkiem obojętnie, nawet na niego nie patrząc.
- Cześć... - bąknąłem przekręcając klucz w zamku.

< Noah?>

ScheißeWyniki wyszukiwani

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz