- Czym sobie na to zasłużyłam? Jestem tu potrzebna, widzi pan ile jest tu pielęgniarek a ilu chorych?
- Tam jest pani potrzebna bardziej. Zapewniam panią ze tam też znajdzie pani mnóstwo biednych osóbek potrzebujących pani pomocy.
Serce z powrotem zaczęło mi bić w piersi. A więc nie jestem więźniem...tylko częścią personelu. Teraz zrozumiała że nie zabieram ją tam jako jedną z więźniarek, ale część personelu. To wydaje się wspaniałym pomysłem...mogłabym pomagać i donosić! Ale...muszę to przedyskutować z przełożonym.
Puściłam stolik, dumnie się prostując i spojrzałam porucznikowi prosto w oczy.
- Skąd mam wiedzieć, czy mówi pan prawdę?
- Hę? - zdezorientowanie w jego oczach nadało mi większej pewności siebie
- Proszę dać mi to na piśmie, chcę mieć pełną umowę i zapewnienie bezpieczeństwa w miejscu pracy.
- Nie starczy pani moje słowo?
Twoje słowo jest gówno warte.
- Wolałabym zachować środki ostrożności. A co, jeśli oszukałby mnie pan, wywiózł za miasto i...?
Niemiec zbliżył się do mnie, nachylając się do mojego lewego ucha.
- Gdybym chciał tak zrobić, już by tu pani nie było - szepnął
Więc czego, co cholery, chcesz?
Był na tyle wysoko postawiony, że faktycznie mógł to zrobić. Za to, co zrobiłam wtedy na ulicy powinnam dostać kulkę w łeb. Dlaczego pozwala mi żyć?
- Poproszę pani nazwisko - powiedział jakby zdziwiony faktem, że wcześniej o to nie zapytał.
Włączyła mi się chęć podrażnienia odrobinę tego blondynka. Założyłam ręce na piersi.
- Niech pani mnie nie zmusza do... - nie dokończył, ponieważ wykonał jakiś szybki ruch.
Następnym moim obrazem była podłoga na górze, a sufit na dole. I oczywiście mundur porucznika.
- Puść mnie natychmiast! - złapałam go za materiał kurtki i usiłowałam zsunąć się z jego ramienia.
- Kapitän, wir haben einen neuen Gefangenen!*
- Eliza! Eliza Maria Buczyńska! - pisnęłam.
Mężczyzna postawił mnie na ziemię, a gdy spojrzałam mu z nienawiścią w oczy, tylko się roześmiał. Znowu tym...zwyczajnym, jak na mordercę, śmiechem.
Przepraszam bardzo...czy on miał z tego ubaw? Więc ja o mało na zawał nie zeszłam, a o tylko żartował?
- Proszę wybaczyć, Fräulein. Jak mogłem inaczej panią zmusić do wyjawienia swej tożsamości?
Nic nie odpowiedziałam, po prostu wróciłam do swoich obowiązków.
***
- Nie, nie, nie...i jeszcze raz nie! - krzyknął Stanisław Broniewski, naczelnik Szarych Szeregów
Brzmiał teraz tak przerażająco, jak Niemcy krzyczący "Nein, nein, nein!". Ale gdybym wygłosiła teraz tą uwagę na głos, zostałabym wyrzucona z siedziby Kwatery Głównej, zanim mrugnęłabym okiem.
- Proszę pomyśleć, naczelniku...szpieg w szeregach wroga. Nie wiemy nawet, co chcą tam robić, mogłabym się dowiedzieć i...
- Nie. To zbyt niebezpieczne - warknął i skinął na resztę ludzi obecnych w pomieszczeniu, którzy po kolei wychodzili, aż zostaliśmy sami.
Mężczyzna wstał i położył mi dłoń na ramieniu.
- Elizo, obiecałem twojemu ojcu...
- Jak pan chce wygrać tą wojnę, siedząc na tyłku? - wyrwało mi się.
Zamilkł, co tylko dodało mi odwagi.
- Dla pokoju trzeba ryzykować...jeśli boisz się postawić sprawę na ostrzu noża, już przegrałeś. Ktoś mi dzisiaj powiedział, że nie da się ocalić wszystkich.
Dlaczego pomyślałam teraz o jasnowłosym poruczniku?
- Wiesz dobrze, co oni tam będą robić. Widok tych odrażających eksperymentów może cię nieodwracalnie odmienić. - powiedział łagodnie - A jeśli cię złapią?
- Bez ofiar nie ma pokoju. Jestem gotowa się poświęcić. Ciągle tylko opatruję rannych....a gdzie moje poświęcenie? Jestem córką Buczyńskiego, nie tchórzem chowającym głowę w piasek. Wie pan, że jestem wyszkolona...dam radę.
- Jesteś taka młoda... - jego oczy zaszkliły się
Taka młoda, a wojna już odcisnęła na mnie swoje piętno. Nigdy nie będziemy żyć normalnie. My, dzieci początku XX wieku.
- Zgadzam się. Wyruszasz do Treblinki.
***
Spakowałam w torbę wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Nie było tego za wiele: dwie sukienki, spódnica, bryczesy, kurtka, kilka bluzek i zegarek po ojcu. Po chwili namysłu postanowiłam założyć go na rękę.
Na stoliku zostawiłam list. Nawet nie zdążyłam się pożegnać z przyjaciółmi...to na wypadek, gdybym już nie wróciła.
Po parunastu minutach jazdy już byłam w szpitalu, mój ostatni dzień pracy. Po paru godzinach zobaczyłam w progu znajomą mi już, niestety, blond czuprynę. Eh, więc on ma mnie odwieźć? No tak, coś wspomniał wczoraj.
- Stęskniła się pani?
- Szalenie - mruknęłam
To chyba będzie normalnie nasz tekst na powitanie.
Zamachał mi papierem przed oczami, nawet na niego nie patrząc, schowałam dokument do torby i poszłam za Niemcem do volkswagena.
[Achim?C:]
*tłumaczenie: "Kapitanie, mamy nowego więźnia!"
mam nadzieję, że dobrze to napisałam ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz