Jak zawsze, kiedy musiałem wyjść na jakąś akcję, zwiad czy inny obchód pogoda była przepiękna. Chmury i lekka mżawka. Po prostu świetnie. Było już późne popołudnie. Miałem nadzieję, że ten trop, który miał naprowadzić nas na fałszowane dokumenty nie będzie prawdziwy, bo szybciej mógłbym wrócić do domu. Znacznie wcześniej. Opierałem się o jedną z kamienic ubrany cywilnie. Koszula, czarne spodnie i skórzana kurtka. Nic szczególnego. Nie ma to jak być podwójnym szpiegiem. Cały dzień chichotałem z tej ironii. Od mojej strony na szczęście panowała cisza i spokój i to już od godziny. Koło moich przyjaciół, jak znałem życie, co chwilę ktoś przechodził. Mieli znacznie bardziej ruchliwe drogi.
Leniwym wzrokiem wodziłem po ulicy, niczym kot, mój wzrok zatrzymał się na brunecie, który dopiero wystrzelił z pobliskiej przecznicy. Cofnąłem się bardziej znikając w drzwiach kamienicy. Do ostatniej chwili miałem nadzieje, że minie podejrzane miejsce, ale nie, on musiał tam wejść i popsuć mi dzień. Po prostu świetnie, nie marzyłem o niczym innym tylko rozstrzelaniu go, a najlepiej pozwaniu, zrobieniu zajebiście dużej ilości papierkowej roboty i tłumaczeniu się rodzinie.Któż o tym nie marzy?
Westchnąłem cicho prostując się. Pomasowałem nasadę nosa, by zniwelować migrenę i przeszedłem do kamienicy na przeciwko. Była w słabym stanie. Wspiąłem się wolno do mieszkania na trzecim piętrze, po nieco popsutych schodach i wszedłem do niego. Wyciągnąłem od razu broń. Z tych Polaków to byli nieźli samobójcy. W ostateczności nigdy nie było wiadomo co strzeli im do głowy. Stare mieszkanie prezentowało się słabo, wszedłem do salonu, gdzie wcześniej wspomniany brunet pochylał się nad torbą. Wszystko dokładnie tak, jak powiedział informator... Nie fajnie.
- Halt - rzuciłem znudzonym głosem, w końcu miałem go na celowniku, za wiele nie mógł zrobić, po chwili dodałem - Odwróć się, tylko powoli.
Mężczyzna po chwili wahania zrobił, co mu kazałem. Zmierzyłem go uważnie wzrokiem. Nic szczególnego, a miałem nadzieję chociaż na jakieś dobre widoki. No cóż życie jest niesprawiedliwe. Machnąłem mu lekceważąco bronią by odsunął się od torby i sam do niej podszedłem. Sprawdziłem zawartość. Niestety to czego szukałem. Teraz już musiałem się z tym pogodzić.
- Eh, no super, uwzięliście się na mnie dzisiaj wszyscy - rzuciłem, jakbym to ja był poszkodowany w tym zestawieniu, o wiele bardziej od Polaka, który powinien zapłacić za to śmiercią.
Patrzył na mnie, jak na totalnego idiotę. Nie miałem zamiaru mu się tłumaczyć. Rozmasowałem skronie myśląc jak wybrnąć z tej paskudnej sytuacji.
- Słuchaj, może się jakoś dogadamy, co? Ja powiem, że tu nikogo nie było, ty się wymkniesz cichaczem i po zawodach? Mam na dzisiaj dość papierków - powiedziałem zarzucając sobie torbę na ramię nonszalanckim ruchem.
< Adrian?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz