22.07.2017

Od Matthiasa c.d. Noah

Nie mogłem już po prostu wytrzymać w towarzystwie tego gbura. W pewnym momencie po prostu odniosłem wrażenie, że robi to specjalnie. Miałem ochotę jak najszybciej się go pozbyć.
- Mam nadzieję, że nie jest aż tak denerwujący jak jego właściciel - fuknąłem na bruneta.
Uśmiechnął się pod nosem słysząc moją odpowiedzieć. Pokręcił głową z rozbawieniem, ale już nic nie powiedział w tej sprawie. Na szczęście po umyciu talerzy szybko pozbyłem się go z domu. Był po prostu okropny, chociaż pewnie większość kobiet na moim miejscu byłaby zachwycona wizją takiego przystojniaka w domu... moment... nie, nie dostanie ode mnie żadnego komplementu głupi buc!
Kiedy tylko wyszedł ja usiadłem za biurkiem, od jutra miałem zacząć lekcję, zapowiadało się ciekawie, ponieważ miały być to zajęcia z polszczyzny i byłem pewny, że na początku będę pięknie kaleczyć ten język. Nie chciałem jednak wyjść na ignoranta, więc zamierzałem zarówno nauczyć się języka, jak i podstaw z kultury polskiej, historia była mi jako tako znana.
Zapisałem na karce parę pierwszych słów, jednak jakoś mi się nie układały. Nie miałem kompletnie głowy ani do pisania ani do rysowania. Po chwili siedzenia nakreśliłem na kartce tylko głupio uśmiechnięte usta, kiedy to zauważyłem mimowolnie skojarzyły mi się one z tym durnym wyrazem twarzy Noah, dlatego szybko kartka zmieniła się w kulkę. Nie chciałem o nim myśleć, ani robić nic z nim wspólnego, tym bardziej podświadomie.


Wstałem od biurka zły i zabrałem się za czytanie książki, jednak i na tym nie potrafiłem się zbytnio skupić. Wmusiłem w siebie kilkadziesiąt stron Der Sandmann, którego czytanie normalnie sprawiałoby mi wielką przyjemność i tak spędziłem czas do wieczora. W końcu jednak koło dziewiątej wieczorem skapitulowałem i odłożyłem dzieło Hoffmanna na biurko zakładając kawałkiem papieru miejsce, w którym skończyłem.
Szybko odprawiłem mój wieczorny rytuał. Nie byłem wcale śpiący, jednak i tak położyłem się spać. Męczyłem się kilka godzin zanim zasnąłem.





Następnego dnia obudziłem się bardziej niewyspany niż myślałem, że będę. Zanim doprowadziłem się do porządku było już grubo po dwunastej. O wiele łatwiej było mi się skoncentrować, kiedy nie byłem poirytowany przez mojego sąsiada, dlatego wczesne popołudnie spędziłem na kończeniu książki. Kiedy zostało mi dosłownie kilkanaście stron rozległo się pukanie do drzwi. Wstałem niezadowolony odkładając książkę uprzednio na fotel i poszedłem otworzyć. Skrzywiłem się, ponieważ tuż przede mną stał Noah z papierową torbą w dłoniach. Uniosłem brwi, kiedy tylko go zobaczyłem.
- Dasz radę coś z tego zrobić? - zapytał dość potulnie wręczając mi ją.
Nadal nieco zaskoczony zerknąłem co ma w środku. Mięso prawdopodobnie wołowe i kasza.
- Gulasz... - zacząłem wymieniać, ale brunet, gdy to usłyszał rozpromienił się i wszedł mi w zdanie.
- Super, będę miał przerwę o piątej, wyrobisz się? - zadał kolejne pytanie.
Zmierzyłem go wzrokiem, potem produkty.
- Postaram się, ale wołowinę robi się długo, więc jeśli będzie twarda to nie moja wina - odparłem spokojnie.
- Świetnie, to do zobaczenia - powiedział odwracając się i ruszając w kierunku wyjścia z klatki schodowej.
Nie zdążyłem zaprotestować, bo już zniknął mi z oczu. Stałem jeszcze dłuższą chwilę w drzwiach zaskoczony. Czy on mnie właśnie potraktował jak gosposie?! Co za... uh, znowu brakowało mi słów idealnie określających tego idiotę. Spojrzałem na zegar w salonie. Miałem trzy godziny do piątej, miałem nadzieję, że się wyrobię. Uwielbiałem wołowinę, jednak nienawidziłem, kiedy była twarda, a nie miałem zamiaru zadowalać się samą kaszą. Jedyne co mi pozostało to wziąć się do roboty. Zacząłem od mięsa, które wymagało o wiele więcej pracy, na szczęście debil miał podobny gust, jeśli chodziło o przyprawy, więc nie musiałem dodatkowo iść do sklepu. Piętnaście minut przed ustaloną godziną ugotowałem kaszę. Idealnie w momencie ułożenia jedzenia na stole usłyszałem pukanie.
- Wejdź! - powiedziałem głośno, by Noah mnie usłyszał.
Po chwili był już u mnie i cały uśmiechnięty siadał do stołu. Na szczęście mięso było dokładnie takie, jakie chciałem.
- I co się tak szczerzysz? - zapytałem go w połowie obiadu, kiedy nadal na jego ustach gościł szeroki wyszczerz.
- Dobre - odparł po prostu, kiedy miał przerwę w przeżuwaniu.
Wierzyłem mu i to nie tylko na słowo. Prędkość z jaką pochłaniał posiłek była imponująca. Dla mnie takie jedzenie nie było niczym specjalnym, dlatego też nie zachwycałem się nadmiernie. Tym razem ja pozmywałem po obiedzie, a kiedy skończyłem było czterdzieści po piątej. Zaraz miałem mieć lekcję, dlatego zabrałem zeszyt, długopis i czym prędzej wyrzuciłem z mieszkania żołnierza, który zamierzał odwlec powrót do pracy najdłużej jak się da. Nie ma takiej opcji! Oczywiście podziękował soczyście za obiad, słyszałem jednakże w jego tonie, że to nie nasz ostatni wspólny obiad.
Kiedy zamykałem mieszkanie jego już nie było. Miałem dziesięć minut i adres domu w dłoni. Z tego, co widziałem na mapie było to dość blisko. Tak jak się spodziewałem dość szybko tam trafiłem. Była to dość stara kamienica w jasnych, beżowych kolorach. Wszedłem na klatkę schodową i wspiąłem się na drugie piętro. Zapukałem do drzwi, otwarła mi kobieta koło trzydziestki. Nie wyglądała na zbyt zadowoloną, będąc szczerym miałem wrażenie, że niedawno wstała. Jej wzrok mówił wyraźnie "Po cholerę tu przyszedłeś?!".
- Dzień dobry, ja w sprawie nauki... - zacząłem, na co ona się rozchmurzyła.
- Ah, no tak, wchodź, jestem Eleonora, a ty..? - zapytała wpuszczając mnie do środka.
- Matthias, ale Matt wystarczy - zdeklarowałem.
Pokiwała głową. Zaprosiła mnie do salonu. Kiedy ja rozsiadłem się w wygodnym fotelu ona zrobiła herbatę. Pierwsza lekcja oczywiście wyglądała zupełnie nie jak lekcja. Blondynka szybko oceniła mój poziom, który nie był na szczęście tragiczny, a raczej oscylował gdzieś koło "przeciętnej wiedzy Niemca w Polsce".
- Niestety wiele dzieł podlega teraz cenzurze, ale mam nadzieję, że omówimy Kochanowskiego i może coś bardziej nowoczesnego - powiedziała po krótkim wstępie.
- Też nad tym ubolewam, może być pani tego pewna - odparłem uprzejmie, jednak nie dla samej uprzejmości, a jedynie zgodnie z prawdą.
Pani Eleonora wymieniła kilka tytułów, których oczywiście nie znałem i stwierdziła, że zaczniemy od nich, jednak na razie nie da mi typowego "zadania domowego", co do niego dogadamy się za tydzień. Wręczyła mi za to słownik, który miałem po prostu przejrzeć. Kiedy wszedłem do mieszkania było nieco przed dwudziestą trzydzieści. Przebrałem się szybko w bardziej domowe ubranie, wziąłem słownik, który otrzymałem wcześniej i ruszyłem do mojego sąsiada. Nie wiedziałem czy nie puszcza on kota na dwór, ale to obstawiałem, ponieważ ostatnio nie było go w domu. Zakładałem dlatego, że będę musiał na niego poczekać. Zamknąłem swoje mieszkanie i wszedłem do tego należącego do Noah.
Odłożyłem książkę na blat kuchenny i rozejrzałem się po mieszkaniu, w którym panował idealny porządek. Nie miałem jednak dużo czasu na zastanowienie, ponieważ po chwili usłyszałem miauczenie dobiegające od oka. Podszedłem do niego i otworzyłem je ślicznemu mruczkowi. Pogłaskałem go, kiedy zaczął łasić się do mojej dłoni. Przymknąłem okno zostawiając je tylko odchylone z góry.
- Chodź maluchu, dostaniesz jeść - powiedziałem do zwierzaka ruszając do kuchni.
Kot podążył za mną, a kiedy zobaczył, ze szukam dla niego jedzenia zaczął pomiaukiwać i łasić mi się do nóg. Po chwili poszukiwań znalazłem jedzenie i nakarmiłem go. Usiadłem na fotelu z słownikiem w ręce. Chwilę przyglądałem się jak je, jednak szybko wciągnąłem się w wertowanie książki. Nawet nie zauważyłem, kiedy mruczek wskoczył mi na kolana,  a ja odruchowo jedną ręką zacząłem go głaskać. Zachował się dokładnie jak rudzielec mojej ciotki. Zorientowałem się o upływie czasu, ale było już za późno, by wyjść musiałbym obudzić kota, a tego nie chciałem. Był w końcu taki uroczy... nie to co jego właściciel, o którym pomyślałem w tej kategorii całkiem przypadkowo! Żeby nie było. Westchnąłem cicho zdając sobie sprawę, że będę musiał poczekać aż się obudzi. Sięgnąłem za siebie i zapaliłem lampkę stojącą obok. Wróciłem do lektury, oczywiście nie kułem każdego ze słów na blachę, chciałem jednak co nieco powtórzyć, nawet jeśli nie wiele nauczę się tą metodą. Znów zacząłem głaskać kota, który zamruczał cicho, wywołując mimowolny uśmiech na moich ustach.
Jakiś czas później usłyszałem szczęk zamka, który całkowicie zignorowałem.
- Hej - rzuciłem cicho, kiedy brunet przekroczył próg mieszkania i zamknął drzwi.
Podniosłem na niego wzrok, wyglądał na zaskoczonego.
- No co? - zapytałem w połowie obronnie, w połowie ofensywnie.
Nie będzie się na mnie gapił, a co! Po chwili dopiero uświadomiłem sobie, że obaj wpatrujemy się w siebie, jakby zwieszeni, więc szybko odwróciłem wzrok wlepiając go w papier.

< Noah?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz