30.09.2018

Od Adama CD Viktora

Wiadomość o dzisiejszym przemycie rozeszła się z szybkością błyskawicy, ale tylko wśród wtajemniczonych osób. Cała nasza rodzina uznała, że ja nadam się do tego najlepiej. Dlatego właśnie koło północy spotkałem się z niejakim Tomkiem i Szymonem. Oni także mieli dziś coś zabrać dla swojej rodziny. Różnica między nami polegała jednak na tym, że oni byli jeszcze dziećmi, bo mieli po trzynaście lat. Najczęściej przemytem zajmowały się właśnie dzieciaki, ale nie w moim przypadku. Tak więc cała nasza trójka, poruszając się jak duchy, aby nikt nas nie nakrył, podeszła pod mur do odpowiedniego miejsca. Tam znajdowała się dobrze ukryta dziura. Na co dzień była zakryta blachą i stertą desek. Ponadto była wypełniona kamieniami i cegłami, ale wszystko to trzymało się dość luźno i łatwo było to wyjąć. Tak więc we trzech odsłoniliśmy dziurę.
-Dobra chłopcy, teraz ja idę, a wy tu na mnie poczekacie. W razie kłopotów spadajcie stąd-powiedziałem, odwracając się do dzieciaków.
-Nie lepiej, żebyśmy poszli z tobą? Albo żebyś ty zaczekał? My się szybciej przeciśniemy-odezwał się jeden z nich.
-Nie. Ja tu jestem najstarszy i macie się mnie słuchać. Nie czas na dyskusje-powiedziałem, po czym położyłem się na ziemi i zacząłem się przeciskać przez otwór. Prawda była taka, że strasznie się bałem i najchętniej znalazłbym się teraz milion kilometrów stąd, ale nie mogłem pozwolić, aby zamiast mnie narażało się któreś z tych dzieci. Przemytnicy nie chcieli tym razem nawet podejść do muru. Woleli spotkanie na zewnątrz. Nie miałem pojęcia dlaczego. Być może znowu coś się stało? Złapali kogoś? Zaostrzyli kary? Chociaż nie wiem, czy da się zaostrzyć karę śmierci. W każdym razie, kiedy w końcu przecisnąłem się na drugą stronę, podniosłem się z ziemi i, nawet nie zadając sobie trudu, aby się otrzepać, ruszyłem w odpowiednim kierunku. Jeszcze przed wojną poznałem całą tę okolicę lepiej niż własny dom, dzięki czemu teraz bez problemu dotarłem tam, gdzie miałem dotrzeć, unikając przyłapania. Stanąłem u wylotu z ciasnego zaułka między dwoma starymi, walącymi się budynkami. Światło oświetlało jedynie połowę drogi, toteż omal nie dostałem zawału, kiedy z ciemności wyszły dwie sylwetki.
-Jesteś żydem, więc zapewne o ciebie chodziło-odezwała się jedna z nich, nim zdołałem cokolwiek powiedzieć.
-A skąd to możesz wiedzieć?-spytałem. W ciemnościach zauważyłem jedynie, że mój rozmówca ma ciemne, rozczochrane włosy i dość jasną cerę. Oraz lekki zarost, co w połączeniu sprawiało wrażenie, jakby dopiero wstał. Może i tak było, bo w środku nocy ludzie zazwyczaj śpią.
-W moim fachu trzeba umieć rozpoznać kogoś w jak najkrótszym czasie, żeby wiedzieć, czy to ten dobry, czy zły-odparł mężczyzna, po czym, uśmiechnąwszy się, błysnął bielutkimi zębami.
-Aha-odparłem, choć cisnęło mi się na usta kilka pytań. Drugi z mężczyzna nie odezwał się ani słowem, jedynie przekazał pakunek. Rozstaliśmy się bez ckliwych pożegnać. Ponownie nie zostałem przyłapany. Po jakichś trzydziestu minutach, po ówczesnym rozdzieleniu towarów, wracałem do domu z dobrze ukrytą pod kurtką paczką.
~Kilka dni później~~
Właściwie sam nie wiedziałem, jak i po co tutaj trafiłem. Nogi same mnie poniosły i to aż tutaj. I za ich sprawą wszedłem na klatkę schodową, odszukałem odpowiedni numer mieszkania, a potem skierowałem się schodami w górę. Na zewnątrz panował upał, ale ściany budynku były grube, solidne i wykonane z betonu, przez co wewnątrz było chłodno. Kiedy stanąłem przed drzwiami, dotarły do mnie dwie rzeczy. Po pierwsze, prawdopodobnie robiłem właśnie jedną z najgłupszych rzeczy, jakie mogłem zrobić. Po drugie, zaraz zobaczę siostrę. Zapukałem lekko w drzwi i odczekałem chwilę. Nie było żadnej reakcji, więc ponowiłem próbę, tym razem pukając głośniej. Przez długi czas znowu nic się nie działo i z rezygnacją uznałem, że nie ma jej w mieszkaniu. W tej samej chwili drzwi uchyliły się lekko. W przerwie między nimi, a futryną, ujrzałem doskonale znaną twarz. Kiedy Estera mnie spostrzegła, zaraz odwróciła szerzej drzwi.
-Adam!-zawołała, rzucając mi się na szyję. Odwzajemniłem ten gest i tak oto przez kilka minut staliśmy na klatce schodowej, tuląc się do siebie.
-Tak się cieszę, że cię widzę! Ale...nie powinno cię tutaj być-powiedziała Estera, odsuwając się nagle ode mnie.-I nie możemy rozmawiać tutaj. Wejdź-dodała, wciągając mnie do mieszkania.
-Niezwykle wzruszający widok? To twój chłopak?-usłyszałem głos, który wydał mi się znajomy. Odszukałem wzrokiem jego właściciela. W przejściu prowadzącym z przedpokoju do reszty mieszkania stał jakiś mężczyzna. A raczej niedbale opierał się o futrynę, uśmiechając się przy tym. Jego uśmiech był zaś mieszaniną szczerego rozbawienia, kpiny i złośliwości. Miał czarne włosy, jasną cerę i lekki zarys. Do tego był posiadaczem lekko, ale jednocześnie wyraźnie zarysowanej linii szczęki, co czyniło go naprawdę przystojnym.
-Jak nie masz zamiaru powiedzieć czegoś mądrego, to lepiej zamilknij-odezwała się Estera.
-Kto to jest?-spytałem, nim zdążyłem pomyśleć.
-To jest...-zaczęła moja siostra, jednak mężczyzna przerwał jej.
-Odnoszę wrażenie, że się już znamy. Jesteś żydem-powiedział mężczyzna. Po tych słowach od razu go sobie przypomniałem.
-To byłeś ty? Wtedy w tym zaułku?-zdziwiłem się.
-Zgadza się. Twoja siostra i kilka innych osób zapłaciło nam, żebyśmy wam coś dostarczyli, co byście tam nie pomarli. A teraz czekam na resztę mojej zapłaty-ostatnie słowa mężczyzna wypowiedział, patrząc wprost na Esterę. Wypowiadając te słowa, zrobił jednocześnie mały krok do przodu. W ten sposób padło na niego światło wpadające przez okno, a ja spostrzegłem, że jego włosy wcale nie były czarne, tylko prawie czarne, a dokładniej ciemnobrązowe.
-"Zapłacili nam" to znaczy komu?-zapytałem, z powrotem zwracając na siebie uwagę nieznajomego.
<Viktor? W końcu to napisałam XD>

22.09.2018

Zawieszenie postaci!




UWAGA!
Wolfgang został zawieszony do odwołania!
Postać wciąż będzie na blogu, jednakże nie będzie widoczna ani aktywna. 
Powód: Decyzja właściciela


Czekamy na Twój powrót! :)











Administracja

17.09.2018

OD Harrollda - CD Adama

- Wiesz, muszę ci się do czegoś przyznać. Wcześniej byłem tak skupiony na problemach moich, mojej rodziny i rodaków, że nawet nie pomyślałem o tym, iż Niemcy też mogą mieć podobne. To musi być okropne, być zmuszanym do popełniania tych wszystkich zbrodni- Odezwał się po chwili.
Szczerze mówiąc, chłopak miał rację. Zabijanie niewinnych ludzi nie należało do najprzyjemniejszych zadań. Wolałbym już sam zostać zabity, aby nie patrzeć na setki Polaków opłakujących groby tych, którzy zginęli przez Hitlera. Od samego mówienia o tym, robi mi się ciężko na sercu, dlaczego tak musiało potoczyć się życie? Nie lepiej żyć w pokoju i zgodzie? Bez żadnych sporów i wiecznych awantur? Szkoda, iż inni Niemcy nie podzielają mojego zdania. Westchnąłem ciężko i spojrzałem na Adama.
-Jak to mówi Hitler... Śmierć jednej osoby to tragedia, śmierć miliona to statystyka... Jak mam podzielać jego zdanie? To jest czyste szaleństwo. - Mruknąłem, cicho.
-Nie zaprzeczę, ten człowiek ma nierówno pod kopułą. - Powiedział, lekko się uśmiechając.
Odwzajemniłem uśmiech i wziąłem głęboki wdech.
-Kiedyś to się wszystko skończy, obiecuję. - Poczochrałem ręką jego włosy, jak to zwykle robili bracia bądź dobrzy znajomi.
Kolejne kilkanaście metrów pokonaliśmy w ciszy. Gdzie by tu iść? Nasza wędrówka mogła się źle skończyć. Musiałem coś zrobić, aby nie iść po prostu na oślep przed siebie. Wiem, mam już pomysł gdzie iść. Niedaleko znajdowało się jedno z moich ulubionych miejsc. Mały staw oddalony od tego całego pola bitwy. Kątem oka zauważyłem, że chłopak na mnie patrzy, nie chciałem jednak nic mówić, dalej kroczyłem przed siebie. Po kilku minutach spokojnego marszu doszliśmy na miejsce. W powietrzu unosił się zapach kwiatów rosnących nieopodal. Uśmiechnąłem się sam do siebie i podszedłem do zbiornika wodnego. Pochyliłem się nad taflą wody i wbiłem wzrok we własną twarz odbijającą się w wodzie.
- Kocham to miejsce. - Powiedziałem.
Odetchnąłem głęboko i już miałem się odwrócić, lecz nim to zrobiłem, zostałem wepchnięty do wody. Nie wiedziałem, co się dzieje, wynurzyłem się z cieczy, szybko się obejrzałem i zauważyłem dwóch, niemieckich żołnierzy szarpiących Adama. Nie myśląc długo, chwyciłem strzelbę i wystrzeliłem dwa pociski w kierunku głów mężczyzn. Obydwoje padli jak muchy. Nie mogłem nic innego zrobić. Wyskoczyłem z wody, jak poparzony i podbiegłem do chłopaka, który leżał na ziemi.
- Nic Ci nie jest? - Zapytałem, patrząc na niego.

Adam?