30.06.2018

Od Rodericha do Wolfganga

Hilse machnął niewinnie rzęsami, uśmiechając się przymilnie.
- Jeśli Untersturmfuhrer wyda taki rozkaz - powiedział z przesadną uległością. - Nie odmówiłbym tak czy inaczej.
Młody podporucznik wstał i okrążając biurko, podszedł do niego. Był o wiele niższy i o wiele młodszy, bardzo blady. 
- Mam akurat wolną chwilę, śpieszysz się gdzieś? - spytał.
- Ależ skąd. Z chęcią udam się na ogląd więźnia, jak tylko otrzymam raport. 
- Nie przejmuj się, sam go dostarczę - Niemiec zbył jego gorliwość niedbałym machnięciem dłonią w bliżej nieokreślonym kierunku. Prowadząc Rodericha ze sobą korytarzem do schodów, którymi mieli zejść aż do piwnic, gdzie znajdowały się pomieszczenia do bardziej wymagających przesłuchań, przedstawił mu się nazwiskiem von Volkhardt. Austriak nie omieszkał zwrócić uwagi na szlachecki przydomek i zapytać z uprzejmości o jego pochodzenie, temat rozmowy został jednak szybko i dobitnie zgaszony. 
Weszli do wnętrza, które znał doskonale z poprzednich miesięcy swojej pracy, choć nigdy nie należało ono do jego ulubionych. Po prawdzie, nie podzielał upodobania niektórych gestapowców do przeprowadzania przesłuchań w tych zatęchłych, wilgotnych klitkach. Rozumiał element psychologiczny - ciemność, klaustrofobia, echo odbijające się od betonowych ścian, woda kapiąca z sufitu, potęgująca uczucie grozy. Mimo to bardzo nie przekonywały go takie warunki pracy; zdecydowanie preferował swój własny gabinet, co prawda jasny i wymagający sprzątania po każdej rozmowie, ale - na Boga - przynajmniej nie śmierdziało tam taką stęchlizną! 
W pomieszczeniu znajdował się więzień. Nie wyglądał gorzej niż większość tymczasowych rezydentów Szucha, ale widząc stan tejże większości, zasługiwał na współczucie. Albo miłosierny strzał w kark. Zgięte w pół, poobijane oblicze, z ust cieknąca krew, drgawki szarpiące słabymi ramionami. Poezja. 
- Cóż uczynił ten człowiek? - zapytał zwyczajowym, permanentnie teatralnym tonem Roderich.
- A czy to ważne? - Wolfgang skierował jego twarz na siebie, podnosząc mu głowę czubkiem buta. W oczach ofiary błysnął strach. - Sprzedawał informacje partyzantom. Opchnął cały transport z żywnością. 
- Czym byłoby życie bez przyjemności gastrycznych... - zauważył filozoficznie blondyn, stojąc cały czas nieco z tyłu. Jego towarzysz natomiast już zdążył sprzedać leżącemu mocnego kopniaka w brzuch. Hilse uniósł brew. Uznałby samego siebie za plebejusza, gdyby nie zauważył czystej finezji płynącej z jego działań, mających źródło zapewne w miesiącach praktyki. Oczywistym było jaki sposób przesłuchiwań preferował Untersturmfuhrer i nie mógł zarzucić mu braku profesjonalizmu. - Odnoszę wrażenie, że lubi pan to robić - stwierdził, uśmiechając się szeroko. Ach, było coś zabawnego w udawaniu oczytanego idioty. Jedną z tych rzeczy było prawdopodobnie to, jak wiele osób w to wierzyło. 
Młodzieniec, oddawszy jeszcze kilka kopniaków, zrobił krok do tyłu i powoli odwrócił głowę w stronę Rodericha.


< Wolfgang? >

29.06.2018

Empatyczny Schutze

[Tożsamość] Po długich kłótniach co do imienia, stanęło na tym, iż chłopak będzie się nazywał Harrolld. Z nazwiskiem nie było dużego problemu. Po prostu Dullemans. Ludzie często wołali na niego verrückter (szalony), überflüssig (zbędny) czy junge zum spielen (chłopak do zabawy). Czy to mu się podobało? Nie. Wręcz tego nienawidził. Kochał tylko jedno przezwisko, gdy jego matka żyła, nazywała go hoffnung. Była rodowitą polką, lecz nie mogła go nazywać po polsku. Chyba każdy wie dlaczego. Gdyby jednak mogła, wołałaby do niego w swoim rodowitym języku. Nadzieja. Zawsze wiedziała, że chłopak kiedyś zmieni wszystko, iż będzie nadzieją na lepsze dni. Niestety się tego nie doczekała. Miał jeszcze kilku znajomych. Nazywali go Harry. Przezwisko to było w miarę do wytrzymania i w ostateczności tak można się do niego zwracać.


[Pochodzenie] Harrolld jest Niemcem. Jednak nie takim stu procentowym. Powiedzmy tak, jego ojciec jest Niemcem a matka Polką. On jest... mieszańcem (?) Niezależnie jak powiesz, nie jest on ,,dzieckiem'' Hitlera. Niektórzy nadal uważają, iż Harry powinien zginąć przez swoją w połowie polską krew.

[Wiek] Ten oto ,,uroczy'' pan ma już za sobą dopiero, bądź aż (jak kto woli) dziewiętnaście wiosen. Nie jest stary, ale do najmłodszych też nie należy.

[Orientacja] Mimo tego, że jego życie jest kontrolowane przez Hitlera, ten chłoptaś woli zarywać do przedstawicieli tej samej płci. Nie obchodzi go to jak skończy. To typowy homosek od czasów, kiedy był jeszcze małym szczylem. Po prostu woli jak jego druga połówka ma coś w spodniach i tyle. Jakiś problem? Nie? I dobrze. Nie da sobą pomiatać tylko dlatego, że nie jest taki jak inni.

[Partner] Haha dobry żart. Harrolld wątpi, że kiedykolwiek znajdzie drugą połówkę. Z jego charakterkiem nikt za długo nie wytrzyma. A poza tym zadaj sobie pytanie. Kto chciałby narażać swoje życie tylko po to, aby zabawiać się nocami z takim pustakiem? Hah. No właśnie.

[Przekonania] Według niego nie ma nic gorszego od wojny. Giną niewinni ludzie tylko dlatego, że ,,wielki wódz'' chce więcej terenów. Chłopak należy do wojska, jednak stara się nie wykonywać rozkazów wyżej położonych. Nienawidzi bólu, krwi i płaczu. Jest w tym coś, co go zniechęca i gnębi. Podsumowując. Najchętniej zakończyłby to wszystko i zaczął normalnie żyć.

[Wiara] Jego zdaniem, gdyby Bóg istniał, nie byłoby wojny. Wojna jest, Boga nie ma. Harry jest ateistą. Nic tego raczej nie zmieni. Kiedyś wierzył w Boga... kiedyś... póki jego matka nie umarła w brutalny sposób.

[Zajęcie] Po długich namowach... ekhm... po tym, jak ojciec mu rozkazał... wstąpił do niemieckiego wojska na stanowisko SS Schutze - szeregowca. Czy tego chciał? Nie. Harry nienawidzi wojny, ale co on sam może zrobić? Nic, no właśnie. Ojcu się nie postawi, bo to ostatni człowiek, z którym był spokrewniony. Resztę zabrała śmierć.

[Aparycja] Zacznijmy może od jego twarzy, której praktycznie nie widać, ponieważ kruczoczarne loki niedbale padają mu na czoło. Co można jednak powiedzieć o reszcie? Oczy. Nie byle jakie oczy. Jedno brązowe a drugie zielone. Podobno tak się zdarza, w szczególności, iż jego ojciec miał brązowe a matka zielone. Co dalej? Sporo pieprzyków znajdujących się w dużej mierze na jego policzkach i szyi. Dzięki wielu treningom przez prawie cztery lata, zyskał dość wyrzeźbione ciało. Mierzy sobie 172 cm, więc można powiedzieć, że jest wysoki. Ludzie uważają, iż jest niedożywiony, ponieważ waży 59kg, lecz nie wiedzą oni, że jest to odpowiednia waga do jego wzrostu.

[Usposobienie] Cóż... Harrolld to bardzo trudny przypadek. Zacznijmy od tego, że łatwo się denerwuje. Jeżeli ktoś zrobi coś nie po jego myśli, to może już szykować sobie miejsce na cmentarzu. No dobra, tak źle nie jest, ale naprawdę nie lubi, gdy ktoś się go nie słucha. Bywa oschły, lecz tylko w sytuacjach wyjątkowych. Z natury jest miły i pomocy, w szczególności dla Polaków. Jest chyba jednym z najuprzejmiejszych Niemców. Nie pakuje się nikomu do domu z pistoletem tylko po to, aby dla zabawy strzelić komuś kulka w głowę. Zazwyczaj można go spotkać na strzelnicy, w stajni bądź na jakiejś łące czy lesie. Jeżeli potrzebujesz pomocy, idź do niego. Potrzebujesz jedzenia? W tym tez ci pomoże. Taki się urodził, uczciwy i wrażliwy na cierpienie innych. Cała ta wojna bardzo go zaniepokoiła. Fakt, że nie może nic zrobić, jeszcze bardziej go dobił. Mimo, iż jest ateistą, codziennie prosi o wieczny spokój dla matki. Całe jego życie, przystosowało go do surowych zasad, których musi przestrzegać. Czy kiedykolwiek obchodził urodziny? Nie. Zwyczajnie o nich zapominał i nie przejmował się nimi. Zaczął je nawet odrobinę nienawidzić, ponieważ dokładnie jedenaście lat po tym jak pierwszy raz otworzył oczy, jego mama została zamordowana. Chłopak zastanawiał się czy życie ma jeszcze w ogóle sens.

[Historia] Od czego by tu zacząć? Może najlepiej od początku. Harry urodził się w... dość nieciekawych warunkach. Od początku życia wszyscy nim pomiatali. Był wykorzystywany i nieszanowany. Można powiedzieć, że wychował się w burdelu. Chodził do niemieckiej szkoły, gdzie dzień w dzień wmawiali mi, iż Hitler jest jedynym władcą. Od początku nie podobało mu się, że wszyscy czcili go jak Boga i najchętniej, nogi by mu wylizywali. Niestety nie mógł nic robić. Przyzwyczaił się do tego wszystkiego. Do takiego stylu życia. Do wiecznego strachu. Jedyną osobą, która go rozumiała, była jego matka. Dobra duszyczka w tym całym piekle. Tak można byłoby ją nazwać. Pomimo tych wszystkich lat, gdy udawała, że jest rodowitą Niemką, Niemcy w końcu zauważyli, iż cały czas ich okłamywała i została rozstrzelana na oczach młodego, zaledwie jedenastoletniego Harrego. Młodziaka spotkałoby to samo, gdyby nie fakt, że jego ojcem był Niemiec. Oszczędzili go, ponieważ uznali, że się jeszcze przyda. Nic bardziej mylnego. Ojciec zaczął go bić. Stał się jego najgorszym koszmarem. W wieku piętnastu lat, zaciągnął go na trening wojskowy. Codziennie po dziesięć godzin biegania, skakania, noszenia ciężarów, czołgania się po błocie. Istna masakra, za każde źle wykonane zadanie, kara, sto przysiadów a następnie sto pompek. I jak tu żyć? Po ukończeniu pełnoletności Harrolld wkroczył na stanowisko szeregowa. Nie mógł już się wycofać. Za dużo pracy w to włożył, aby teraz wszystko ch*j strzelił.

[Dodatkowe informacje]
  • Jest oburęczny.
  • Uwielbia tańczyć i śpiewać.
  • Jest znakomitym strzelcem.
  • Umie jeździć konno.
  • Kocha fotografować zwierzęta.
  • Chłopak ma jedno oko zielone a drugie piwne.
  • Czasami zapali fajkę, ale nie jest od tego uzależniony.
  • Lubi pogrzebać pod maską samochodu.
  • Lubi pomagać... w szczególności Polakom.
  • Umie mówić po polsku, lecz ma trudności z wymówieniem ,,ś'', ,,ć'' itp. Wiele wyrazów zniemcza.

[Kieruje] яσѕє (H) | Seungli (D)

28.06.2018

Od Janka do Evy

Było po południu, skończyłem pracę w miarę szybko. Frau Kastner zaproponowała mi wcześniejsze pójście do domu, ale wykręciłem się od tego zaoferowaniem pomocy Evie przy koniach. Matka Evy podsumowała to tym uśmiechem, którego używają dorośli, którzy już wszystko przeszli, wszystko przewidzieli i znają wszystkie zakończenia.
Być może przewidziała też zakończenie, w którym siedzę na ogrodzeniu i przeszkadzam Evie w czyszczeniu koni, przeczesując jej długie włosy w palcach i chowając w nich twarz.
- Mówiłeś coś o pomaganiu - powiedziała Eva z udawaną naganą.
- Nie pomagam? - spytałem, posyłając jej uśmiech. - Staram się jak mogę.
Boże w niebiesiech, wiesz, że przestałbym jej przeszkadzać, ale jej włosy są tak przyjemne w dotyku... Serce biło mi żywiej, gdy byłem z nią. Każda chwila, nawet zwykłe bycie z nią podczas pracy dawało mi nieopisaną radość. Teraz jednak moje szczęście zagłuszała myśl o tym, co musiałem zrobić. Myślałem o tym przez cały czas w ostatnich dniach. Nie chciałem tego, nawet dla Sprawy. Chciałem nie zajmować się niczym oprócz Evy. Nad moim karkiem dyszało jednak zbyt wiele osób i musiałem stanąć na wysokości zadania.
- Swoją drogą... co słychać u młodych Braunów? - zarzuciłem temat, niby od niechcenia.
- Zależy o którego pytasz - odparła dziewczyna, której głos nagle stężał. Uh, nie jej ulubiony temat.
- Młodszy wydaje się być całkiem fajny. Młody artysta, etc...
- Tak, Erick to małe słoneczko...
- Jak to możliwe, że są rodzeństwem? - powiedziałem, nie mogąc się powstrzymać. Z jakiegoś powodu nie chciałem używać imienia Marcusa w rozmowie. Miałem nadzieję, że Eva się zaśmieje.
- Czasem się nad tym zastanawiam - odpowiedziała z nutą rozbawienia w głosie. - Może to przez wojskowy rygor.
- Ja też jestem pod prawie wojskowym rygorem. - Dziwnie było zaczynać temat harcerstwa z kimś z poza. - Nie zachowuję się przez to jakbym lizał Hitlerowi buty od lepszej strony.
- Och, uwierz mi, nie zamierzam go usprawiedliwiać - zapewniła mnie Eva, kręcąc głową, jakby z rezygnacją, jakby nie chciała już strzępić języka. Rozczulił mnie ten gest. Szalenie podobała mi się jej przyzwoitość, grzeczność i opanowanie. Nie pamiętam, żeby kogokolwiek wcześniej obraziła czy podniosła głos. Przynajmniej nie przy mnie, ale nie uwierzyłbym, gdyby ktoś powiedział, że coś takiego jednak się zdarzyło. Była taka delikatna...
- Gdyby chociaż robił coś... dobrego. Nie odbierz tego źle, przełknąłbym tą jego pretensjonalność, gdyby to komu służy chociaż trochę mu przeszkadzało.
Eva skończyła czyścić klacz, poklepała ją po zadzie, co kobyła odebrała jako sygnał, że może odejść. Zaproponowała, byśmy siedli pod jabłonią. Od razu dołączyła do nas Kari wraz ze swoim kochającym wszystko i wszystkich językiem. Usiadłem jak najbliżej Evy, aby cały czas czuła moją fizyczną obecność. Miałem w tym motyw, by podświadomie czuła nacisk z mojej strony, ale by nie zdawała sobie z tego sprawy. Byłem wściekły sam na siebie.
- Rozumiem, że nie mogliście się znaleźć w bardziej wrogich sobie obozach - przyznała Eva. Ton jej głosu wyraźnie dawał do zrozumienia, że nie cieszy jej temat naszej rozmowy. Czułem się źle z tym, że nie mogę po prostu jej przerwać i powiedzieć czegoś o jej buzi, ale teraz, kiedy już udało mi się wejść głębiej w sprawę Marcusa, nie mogłem odpuścić. Ona też go nie lubi, powtarzałem sobie. Jest niemal wrogiem... - Oswajanie was nawzajem byłoby stratą czasu. Na szczęście Marcusowi właśnie kończy się urlop i wraca na służbę.
- Och, tak? - Mój głos automatycznie się ożywił. Zbliżyłem się do niej jeszcze bardziej. - Jak wspaniale. Długo go nie będzie?
- Przypuszczalnie...
- No tak, w końcu służba nie drużba. Nie wiesz czy nie wyślą go na wschód? - zapytałem, pozwalając sobie na trochę więcej złośliwości. Eva rzuciła mi mordercze spojrzenie, udałem więc, że próbuję schować się sam w sobie. Na wschodzie Niemcy próbują kąsać Sowietów i po ostatniej zimie nie można powiedzieć, że idzie im przesadnie gładko. - Wybacz. Na wschodzie mają ładną przyrodę.
- Myślę, że Marcus się o tym nie przekona. Jego ojciec zajmował się rzeczami takimi, jak transporty i tym podobne. Marcus jest jego "zastępczą wersją".
Dotąd trzymając wzrok na puszystym pysku Kari, przeniosła spojrzenie na mnie i zauważyłem, że zadrżała minimalnie, gdy zauważyła, że cały czas przyglądam się jej intensywnie. Dokładniej, przyglądałem się od chwili, gdy wypowiedziała słowo "transporty". Moje spojrzenie było pewne siebie, nieugięte, a jednocześnie na tyle subtelne by jej nie wystraszyć. Niby od niechcenia przeniosłem wzrok na brzeg jej sukienki i ścisnąłem go w palcach.
- Założę się, że nie powstrzymywał się przed pochwaleniem się swoim zadaniem przed tobą - rzekłem swoim zwyczajowym, odrobinę lekceważącym tonem.
- Czy moglibyśmy już nie rozm...
Przerwałem jej, kładąc dłoń na jej policzku i patrząc jej głęboko w oczy:
- Pochwalił się, prawda? - spytałem, czy raczej stwierdziłem, posyłając jej najbardziej junacki uśmiech, starając się, by cała sytuacja przybrała jak najbardziej żartobliwy charakter. - Zrobił na tobie wrażenie?


Witam po przerwie, Evo c: // bardzo chaotycznie wyszło, ale ogólna intencja została chyba podkreślona ;-; //

27.06.2018

Od Wolfganga do Rodericha

Woda kapała, co w dużym i przerażająco cichym pokoju tworzyło upiorne echo. Potem był szelest. Konkretniej kroki.
- Powiedz mi... - zaczął Wolfgang - Jak to się stało...
Skulony pod ścianą człowiek zadrżał.
- Że cała tygodniowa dostawa żywności zniknęła... Magicznym sposobem...? - wysyczał Niemiec.
- J-ja naprawdę nic... Nie wiem... - prawie udławił się wymemłanym i zniszczonym kneblem.
- Oh, czyżby? - Wolfgang uśmiechnął się.
Paskudnie. Naprawdę paskudnie.
Człowiek pod ścianą zaskomlał.
- Powiedz mi... - zaczął ponownie, a tamten znów zadrżał, wiedząc, co to oznacza - Skąd podchodzisz?
Błękitne oczy Niemca przeszywały jeńca chłodnym, ostrym i pogardliwym spojrzeniem.
- Z-z Niemiec...
- Panie Wolfgang - warknął z naciskiem.
Okrążył powoli pokój, jak rekin wokół ofiary, tylko czekający na okazję, by zaatakować. W gruncie rzeczy tak było.
- A co powiesz na to?
Rzucił przed ofiarę, bo tak można było nazwać jeńca, był już bowiem udupiony w chwili, gdy Wolfgang spytał go o pochodzenie, małą, zniszczoną książeczkę.
Oczy ofiary rozszerzyły się, oddech przyspieszył.
- P-panie Wolfgang, j-ja-
- Milcz! - wydarł się - Rozmyśliłem się, masz do mnie mówić "panie von Volkhardt" - słowa były te tak niespodziewane i niepasujące do sytuacji, że jeniec automatycznie się rozluźnił.
- Błąd... - szepnął Wolfgang i kopnął zamaszyście w głowę ofiary.
Osunęła się ona na ziemię, z cichym stęknięciem.
- Myślisz, że co? Że mnie oszukasz? - jego syk był jak najgorszy koszmar - Doskonale wiem, że pomagasz tym polskim śmieciom; odkąd tu wszedłeś, już wiedziałem, że jesteś nic niewartym gównem!
Podniósł go za kołnierz, rzucił na ścianę, bo tamten nie był w stanie ustać, i wymierzył swój ulubiony kopniak w brodę. Stojąc z boku miało się wrażenie, że Wolfgang zrobił szpagata na stojąco. Ofiara była naturalnie wyższa, toteż musiał mieć swoje strategie.
Jeniec upadł, wydając bolesne westchnięcie. Gdy był w połowie drogi na ziemię, dostał kolejnego kopniaka, w brzuch. Zacharczał, obalił się na ziemię i zwymiotował. Wolfgang przycisnął butem twarz jeńca do ziemi.
- Fajnie się tarzać we własnych rzygach? - zapytał z uciechą i drwiną - Oby tak, bo to twoje miejsce.
I wyszedł. Gwizdając.
~*~
Siedział w swoim gabinecie, jeśli tak to było można nazwać. Skrobał sobie coś w swoim zeszycie, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
Nie podniósł wzroku, tylko dalej coś pisał.
Drzwi otworzyły się.
Nadal nie podnosił wzroku, nadal uparcie pisząc.
- Czy pozwoliłem wejść? - dopiero teraz zdecydował się zaszczycić spojrzeniem gościa.
Był to szczupły, oczywiście wyższy, ciemny blondyn o, też oczywiście, niebieskich oczach.
- Ah, te nazistowskie przekonania... - zawiesił głos.
Mężczyzna patrzył nieustępliwie i czekał. Pewnie niższy rangą, pomyślał Wolfgang.
- Mów, mów! - zachęcił go sztucznym uśmieszkiem.
- Przyszedłem po raport z przesłuchania więźnia numer...
- Ah, to - przerwał mu i machnął ręką - Powiedz panom dowódcom - złożył ręce w piramidkę i przyłożył do ust, przez co wyglądał, jakby się zastanawiał - Że więzień... Nadaje się tylko i wyłącznie na tortury.
Zapadła cisza.
- Oczywiście, przekażę - odparł gość z dziwnym błyskiem w oku.
Wolfgangowi nie uszło to uwadze.
- Zaczekaj.
Tamten odwrócił się.
- Jak się nazywasz?
- Roderich Hilse.
- Hm... Oberscharführer, prawda? - u Wolfganga również zagościł błysk w oku.
Tamten skinął.
- A może... Ty chciałbyś wykonać te tortury? Na przykład ze mną? - na twarzy Wolfganga pojawił się uśmieszek, który poszerzał się z każdą sekudną.

Roderich? Zaraza, nie miałam pomysłu T_T

Nieznający miłości psychopata

[Tożsamość] Wolfgang von Volkhardt
[Pochodzenie] Niemcy
[Wiek] 22 lata
[Orientacja] Biseksualny i aromantyczny; taki ktoś jak on nie wie, co to miłość.

[Partner] - -

[Przekonania] Dla niego nie mają znaczenia przekonania Hitlera. Mu chodzi o to, by było kogo torturować. Wojnę uwielbia tylko dlatego, że lubi sprawiać innym ból. Gdyby nagle Polska zyskała władzę i zaczęła odnosić zwycięstwo - bez trudu przeszedłby na ich stronę i zabijałby z przyjemnością swoich pobratymców. Dla niego nie ma znaczenia kto. Jego zasadą jest to, by zawsze być po stronie, która wygrywa.

[Wiara] Ateista. Wiara nie jest mu potrzebna do zabijania
[Zajęcie] SS - Untersturmfuhrer - Podporucznik

[Aparycja] Niski, ale za to silny i szybki. Dokładniej mierzy on około 165 centymetrów, a jego waga wynosi 55 kilogramów. Ma wygląd typowego wrednego, psychopatycznego hipokryty. Oczy ma wiecznie podkrążone, co nadaje mu ponury i nieprzyjemny wyraz twarzy. Z samych oczu patrzy mu zawsze źle - zjadliwość i nienawiść do wszystkiego, co się rusza aż wyzierają z jego przeszywających człowieka błękitnych tęczówek. Włosy ma krótkie, w kolorze jasnego brązu, lecz nieco dłuższe z przodu, co tworzy mu małą grzywkę wpadającą do oczu, zawsze lekko zaczesaną na bok; drugi bok, na skroni, ma lekko wygolony. Gdy trzeba, grzywka ta jest gładko ułożona, ale zwykle jest ona nieco potargana. Często na jego twarzy goszczą małe, paskudne uśmieszki. Dosłownie paskudne - nierzadko wywołują dreszcz u samych dowódców armii.

[Usposobienie] Hipokryta, masochista i psychopata. Tak krótko mówiąc. Ma uciechę z cudzego bólu, zna wiele sposobów na jego zadawanie, i psychicznie, i fizycznie. Jego przenikliwe oczy zawsze rejestrowały wszystkie ruchy i reakcje innych ludzi, więc wie, jak do niektórych dotrzeć. Uwielbia tematy psychologii, więc tym bardziej nie stanowi to dla niego problemu. Jest bardzo uparty i drażliwy, a ta mieszanka zawsze wróży coś złego. Gdy wpadnie w szał, nie sposób go zatrzymać. Lojalności u niego brak, nie ma co - jest nadętym egoistą o wyolbrzymionym ego, często zachowującym się jak obrażona księżniczka. Ale niech to nie myli, nawet wtedy jest niebezpieczny. Nieprzewidywalność to jego drugie imię. Łatwo popada w skrajności, lubi drążyć dawno zakończone sprawy, co często jest denerwujące. Gdy czegoś chce, on musi to dostać; w przeciwnym razie wpadnie w swój typowy szał. Gardzi wszystkim, co żyje i stara się to okazać przy każdej okazji. Uwielbia dominować i być w centrum uwagi i w sumie zazwyczaj tak jest. Większość osób, która go poznała (i przeżyła), wie, że z nim trzeba być ostrożnym. Nie dotyczy to oczywiście wyższych od niego rangą osób; oni się go nie boją, tylko szanują. Bo trzeba wiedzieć, że powierzoną robotę zawsze wykonuje sumiennie, szybko i doskonale, nieważne, jaka ona by była. Jednakże wewnątrz niego jest tylko i wyłącznie nienawiść i... strach. Tak, strach; strach przed przeszłością. Wszędzie widzi nawiązania do jego dzieciństwa i ciągle wydaje mu się, że ma deja vu.

[Historia] Od dziecka wychowywany był w okrutnych warunkach. Rodzice, niemieccy żołnierze, zostali zabici przez pewną grupę ludzi nieznanego pochodzenia, a mały Wolfgang, wtedy zaledwie trzyletni, został przez nich zabrany. Uczyli go jak zabijać i pokazywali tylko złe strony życia i ludzi. Stąd jego nienawiść do wszystkiego i przyjemność z zadawania bólu. On sam był przez owych ludzi torturowany, gdy zrobił coś źle - kolejny czynnik na jego charakter i to, że nauczył się wykonywać powierzoną pracę dobrze. Potem jednak, w wieku dziesięciu lat, został znaleziony wraz z "rodziną" przez niemieckich oficerów. Szybko rozbili oni grupę, w której żył Wolfgang, a jego samego zabrali pod swoją opiekę. Dostał drugą szansę od życia, jednakże nie miał jej jak wykorzystać. Zaczął być szkolony na niemieckiego żołnierza. W ciągu tych lat dowiedział się, że jego rodzice należeli do cenionej niemieckej rodziny von Volkhardtów. Dowiedział się także, że jest ostatnim potomkiem tego rodu i to dodawało mu sił - był w centrum uwagi i to sprawiało, że był lepiej traktowany (a przynajmniej tak mu się wydawało). W końcu w wieku 18 lat był już sierżantem. Ciężka praca, napędzana chęcią mordu i władzy, doprowadziła do uznania innych i tak po kilku latach był już podporucznikiem.

[Dodatkowe informacje]
  • Pedant, ale nie chodzi tu bynajmniej o czystość (choć na tym punkcie też ma bzika), mowa tu bardziej o tym, że musi być według niego wszystko idealne, wykonanie misji, układ mebli...
  • Ulubiona broń - pistolet maszynowy PPD o kalibrze 7,62 × 38 mm R
  • Ulubiona forma przemocy to kopanie i ogólnie z użyciem nóg.
  • Jego hobby to denerwowanie innych i... pisanie opowieści, jest w tym naprawdę dobry (w denerwowaniu też)
  • Podczas szkolenia na żołnierza chodził do żołnierskiej mini-szkółki, mimo to i tak jest dość wykształcony; jest to skutkiem czytania wielu książek o przeróżnej tematyce (podczas czytania "Mein Kampf" miał niekontrolowane napady śmiechu)
  • Prócz niemieckiego zna również trochę polskiego, rosyjskiego i angielskiego, wyłapał trochę z rozmów swojej "rodziny", żołnierzy oraz podczas nauki w wojsku.
  • Jest mistrzem manipulacji i ukrywania swoich uczuć.
  • Bardzo często, gdy ktoś ma "problemy", wzywany jest, by się "pozbył" tych problemów. W skrócie - jest idealnym płatnym zabójcą.
[Kieruje] Tolka12

26.06.2018

Kto by się spodziewał... REAKTYWACJA

Pomysł o powrocie zagościł już dosyć dawno, zarówno w głowach administratorów jak i członków bloga. I chociaż na to się nie zapowiadało, udało nam się spiąć dupę i podjąć ostateczna decyzję o reaktywacji. Myślę że właśnie okres wakacyjny jest najlepszy do tego typu działań.


Także, czekamy na wiadomości od dawnych członków, o tym czy budzą się razem z blogiem, czy może jednak rezygnują. Przydatna będzie również informacja o tym czy stare wątki będą kontynuowane, czy może zostaną uznane za zakończone.


Oczywiście zajmujemy się już reklamą, aby na blogu pojawiły się również nowe postacie. Także nawet jeśli, w tym momencie, nie macie z kim pisać opowiadań, nie znaczy to że nie będzie to możliwe w późniejszym czasie. W każdym razie najlepiej jakby każdy członek postarał się wyskrobać coś w przeciągu 7 dni, musimy rozbudzić tego bloga!


~Administracja