21.07.2017

od Jens'a c.d od Roderich'a

Totalnie pogubiłem się w tym co właśnie się działo wokół mnie...
Na biurku leżało duże pudełko, w którym znajdowały się świeże, apetycznie wyglądające  drożdżówki... i jeśli dobrze zrozumiałem, leżały tam dla mnie? Na ich widok przypomniałem sobie o tym że rzeczywiście nie miałem nic w ustach od rana, dlatego też ich zapach wydawał mi się jeszcze bardziej kuszący niż były w rzeczywistości. Przełknąłem ślinę, i już miałem pierwsze odruchy żeby złapać  jedną z nich, jednak co jeśli to jakaś próba? Może Roderich bawi się teraz ze mną, aby za kilka minut zmienić się nie do poznania. Ale co taka gra miałaby mieć na celu?
Zauważyłem że Roderich przygląda mi się, co wywołało we mnie jeszcze większą niepewność. I nie ruszyłem się dopóki znów nie przemówił:
- Chłopcze, musisz coś zjeść. Jesteś cieniem człowieka, czyżbyś był chory?
- Nie sierżancie. - odpowiedziałem wracając wzrokiem na te kuszące słodkości.
- W takim razie jedz, bo nie przekonasz mnie że nie masz ochoty.
Nie musiał mnie dłużej prosić, w końcu chwyciłem drożdżówkę i zachwycony rozkoszowałem się jej  smakiem. Roderich ma racje, w wojsku dają nam gówno nie jedzenie, i po tak długiej przerwie od spożywania czegoś co nie smakuje jak kleik dla dzieci, ta drożdżówka smakuje dosłownie niebiańsko. Roderich usiadł na swoim fotelu, i delikatnie uśmiechnięty zapytał mnie:
- Jak cię zwą młodzieńcze ?
Połknąłem ostatni kęs drożdżówki po czym odpowiedziałem:
- Nazywam się Jens Kastner, ale rzadko ktoś się do mnie tak zwraca..
Drzwi gabinetu znów się otworzyły i pojawił się w nich znów ten sam mizerny człowiek co wcześniej, tym razem  niósł dwie herbaty, a robił to tak ostrożnie jak tylko mógł. Jakby jego życie dosłownie zależało od tego czy nie wyleje po drodze ani jednej kropelki. Na czas kiedy chłopiec pojawił się w gabinecie, z Rodericha uciekła ta radosna iskra, tylko po to aby powrócić zaraz po tym gdy znów zostaliśmy sami. Sierżant wziął pierwszy łyk herbaty, a ja wykorzystałem tę chwilę ciszy:
- Ja... chciałbym bardzo panu podziękować. - popatrzył na mnie nie odrywając się od filiżanki.  - Gdyby nie pan.. - chciałem kontynuować, jednak ten już skończył pic i automatycznie się wtrącił:
- Ależ chłopcze, nie ma o czym mówić, raz na jakiś czas człowiekowi nie zaszkodzi zrobić coś dobrego prawda?
- Pra..- próbowałem odpowiedzieć ale Roderich znów był szybszy.
- Zresztą potrzebowałem tu takiej osoby jak ty, bo mam nadzieję że zdajesz sobie sprawę z tego, że twój pobyt tutaj nie będzie polegał tylko na jedzeniu drożdżówek.- uśmiechnął się rozbawiony przez samego siebie.
- Oczywiś... - chciałem odpowiedzieć ale znów moje chęci na niewiele się zdały.
- Wspaniale, myślę że się rozumiemy chłopcze. Mam parę pytań do ciebie, pozwolisz?
Nie odpowiedziałem bo bałem się że znowu na niewiele się to zda,  kiwnąłem więc tylko twierdząco głową.
 -Powiedz mi, jakim cudem taka osoba jak ty trafiła do SS? Wydaje mi się że to raczej nie było twoje marzenie. - powiedział biorąc kolejny łyk, po czym jeszcze szybko dodał .- Ach...  idealna zielona herbata, dla takich chwil człowiek żyje.
Po czym popatrzył na mnie oczekując na moją odpowiedź. Ja jednak wolałem poczekać dla pewności jeszcze kilka sekund, jakby nagle mu się cos przypomniało i znów chciał coś wtrącić. Jednak po chwili ciszy byłem już pewny, że zostałem upoważniony do zabrania głosu.
- Mój ojciec, SS-Scharfuhrer Sonnenbruch, nie wyobrażał sobie żebym mógł iść w innym kierunku niż on. Nie dał mi wyjścia. Uczęszczałem do szkoły wojskowej a potem oddał mnie pod opiekę sierżantowi Neumannowi, który był jego bliskim kolegą.  Neumman miał zrobić ze mnie żołnierza, ojciec powiedział że dopóki się takim nie stanę nie powinienem pokazywać mu się na oczy. - westchnąłem trochę z rozbawienia, trochę z żalu. - Czyli widocznie nie będzie mi dane go więcej zobaczyć.
Roderich uśmiechnął się, odstawiając już na wpół pusta filiżankę herbaty.
- Tak też podejrzewałem. To dosyć dziwne że nie odziedziczyłeś po ojcu tak silnej woli walki jaką miał on. 
 - Nie mogłem jej odziedziczyć bo sierżant Sonnenbruch nie był moim prawdziwym ojcem.
- Ooo.. - powiedział chcąc pokazać swoje zdziwienie. - W takim razie kto nim był?
- Nie wiem, i nikt mi nigdy tego nie zdradzi. Podobno moi rodzice mnie sprzedali sierżantowi, a on kupił mnie bo od dłuższego czasu dokuczała mu samotność. Nie miał powodzenia u kobiet, a to przez to że w jednej z bitew okropnie poparzył sobie twarz. Odstraszał wszystkie kobiety, więc nie miał szans na dziecko.
- Musisz go okropnie nienawidzić, prawda Jens?
Spuściłem wzrok i odpowiedziałem spokojnie.
- Nie. Nie był złym człowiekiem. Idąc z nim ulicą, wszyscy nas omijali, bali się go, wręcz brzydzili,  traktowali jak dziwnego stwora. Nie będę pana oszukiwał wyglądał potwornie z tymi poparzeniami. Ale ja się z nim wychowywałem nie był potworem, był po prostu samotny i nigdy nie nauczył się kochać. - wróciłem wzrokiem na Rodericha. - .. ani być ojcem.  Mieszkaliśmy  w małej wsi, plotki szybko się roznoszą, ludzie wymyślali o nim niestworzone historie. Była nawet taka że pożera kobiety . - westchnąłem rozbawiony, na co Roderich odpowiedział cichym śmiechem. - Jak to ktoś kiedyś powiedział -  Kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą, mój ojciec sam powoli zaczynał wierzyć w te wszystkie plotki na swój temat. Nie chciał dla mnie źle, wybrał dla mnie najlepszą ścieżkę życia jaka według niego istniała. Tak trafiłem do SS sierżancie.
Nie wiem czy to dobrze że tak od razu się przed nim otworzyłem, ale w sumie co miałem do ukrycia. Co Roderich ma zrobić takiego strasznego z tymi informacjami. Z drugiej strony, nie rozumiem, jakim cudem tak szybko zaczynam ufać ludziom, to jedna z moich największych wad. Jednak myślę że w tym wypadku okazanie nieufności w stosunku do tego człowieka skończyłoby się o wiele gorzej.
Dalsza rozmowa z nim nie była trudna, szczególnie że to głownie on zabierał głos, i najczęściej gadał o rzeczach tak zwykłych że nie musiałem nawet zbytnio skupiać się na jego słowach. Chcąc nie chcąc, przesiedziałem tam z nim na głównie jednostronnej rozmowie do równo 20. Wtedy to Roderich stwierdził że pora wysłać mnie do mojego nowego mieszkania. Bo jak to on powiedział ,, Jutro czeka nas ciężka praca, radzę ci wykorzystać tę noc na spoczynek" .
Budynek w którym miałem  mieszkanie był bardzo niedaleko urzędu bezpieczeństwa, gdy Roderich mnie tam wprowadził ogarnął mnie zachwyt. Co prawda nie był to jakiś nie wiadomo jak drogi apartament, pokój był dosyć minimalistyczny, ale za razem dla mnie idealny. Gdy Roderich zniknął od razu położyłem się na pościelonym już łóżku.
Co właściwie się ze mną dzisiaj działo? Jakim cudem trafiłem z tamtej zakrwawionej celi do tego miejsca? Wtedy przypomniało mi się co zastałem w tej celi, podczas rozmowy z Roderichem, totalnie zapomniałem o tych strasznych obrazach które miałem dziś okazję oglądać. Jakim cudem tak szybko o tym zapomniałem i gawędziłem sobie z nim jakbyśmy byli kolegami?
Dlaczego dostałem posiłek i mieszkanie od człowieka który  w swoim gabinecie ma ślady zaschniętej krwi i haki do wieszania Bóg wie kogo. Co mam o nim myśleć, jakie zadanie przygotował dla mnie na jutro. Wstałem z łóżka i ukląkłem przy nim, wyjmując swój wysłużony różaniec.
Tej nocy modliłem się tylko o to aby Roderich okazał się jutro tym samym ekstrawertycznym człowiekiem, którego widziałem dzisiaj. Nie chciałbym poznać jego gorszej strony,  a taką posiada przecież każdy. Nie wiem do której się tak żarliwie modliłem, ale wiem że usnąłem nie na łóżku a jedynie o nie oparty, z drewnianym różańcem w dłoni.


Roderich? ( chciałam żeby odpis był jeszcze dziś więc no... nie jest idealnie  wybacz xd )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz