Stałem na wielkiej polanie,a wokoło mnie był las. Panowała tam głucha cisza. W dłoni trzymałem pistolet Bastiana.. Przede mną stał Rafał, moi rodzice, koledzy i osoby, które dla mnie coś znaczą. Za mną stał Bastian. Położył mi dłonie na przedramionach. Były zimne jak nigdy.
- Dawaj - szepnął przerywając ciszę. - Masz u mnie dług, pamiętasz?
Kiwnąłem głową. Naładowałem pistolet. Wycelowałem w Rafała i strzeliłem. Z jego gardła wydobył się krzyk. Upadł. Strzelałem w każdego po kolei. Usłyszałem głos Bastiana. Był jednak jakby stłumiony. Obróciłem się jednak nie wydobywał się on z ust bruneta za mną. Wtedy się obudziłem. Poderwałem na dźwięk głosu Bastiana. Rozejrzałem się. Dopiero po chwili zrozumiałem gdzie jestem. Amelia po moich protestach postanowiła, że mogę tutaj zostać. Spojrzałem na niego jeszcze zaspany. Uśmiechnął się do mnie.
- Dawaj - szepnął przerywając ciszę. - Masz u mnie dług, pamiętasz?
Kiwnąłem głową. Naładowałem pistolet. Wycelowałem w Rafała i strzeliłem. Z jego gardła wydobył się krzyk. Upadł. Strzelałem w każdego po kolei. Usłyszałem głos Bastiana. Był jednak jakby stłumiony. Obróciłem się jednak nie wydobywał się on z ust bruneta za mną. Wtedy się obudziłem. Poderwałem na dźwięk głosu Bastiana. Rozejrzałem się. Dopiero po chwili zrozumiałem gdzie jestem. Amelia po moich protestach postanowiła, że mogę tutaj zostać. Spojrzałem na niego jeszcze zaspany. Uśmiechnął się do mnie.
- Byłeś bardzo dzielny, teraz już nie mogę Cię nazywać dzieciakiem, nawet jeśli będę chciał.
Przetarłem
sobie oczy. Nie mogłem uwierzyć, że przede mną stoi Bastian bez
koszulki w bandażach. Powstrzymałem się od ataku rumieńców. Na prawdę
bałem się, że go już nigdy nie zobaczę. Amelia powiedziała, że stracił
dużą ilość krwi i jest niewielka szansa, że przeżyje. Wstałem i
położyłem dłonie na jego ramionach.
- Błagam nie strasz mnie więcej. Traciłem cię w oczach... - patrzyłem w te jego piękne, miodowe oczy.
Czasem
mam myśli, że go kocham jednak staram się je odrzucasz. Chciałem go
przytulić jednak bałem się, że przed przypadek go zranię. Nie byłem
silny jednak i zapewne tak już był obolały.
- Ale żyje - nadal się uśmiechał.
Uśmiechnąłem
się do niego. Serce nadal mi waliło w piersi. Wtedy przez głowę
przeleciała mi myśl: ''Jestem skreślony. Nie mam gdzie wracać''.
Zabrałem ręce z jego ramion. Skuliłem się lekko.
- Merde - zakląłem zakłopotany.
- Co jest? Boli cię coś? - spytał Bastian, a jego mina trochę spoważniała.
Pokręciłem głową.Jednak mimo to kłamałem. Bolało mnie serce. Osoby, które pomogły mi się pozbierać po tym jak moi rodzice zostali zabici teraz chcieli mnie wykończyć. Czułem się jak kawałek śmiecia.
- Zabiłem Rafała... - mruknąłem. - Jeśli wrócę do domu będę martwy. W sumie... Już jestem.
Bastian spojrzał na mnie zdziwiony, że jestem zdolny do takich rzeczy.
- Jak chcesz możesz przenocować u mnie. I nie gadaj, że nie będziesz mi zawracał głowy.Teraz byłem postawiony w kropce.
- Bastian proszę... Jakoś sobie poradzę - powiedziałem jednak sam nie wierzyłem w swoje słowa.
Brunet westchnął.
- Sacha ja ciebie też proszę. Na prawdę możesz u mnie zostać - jego głos był trochę stanowczy.
Po chwili jednak pokiwałem głową.
- Dobra... Mogę u ciebie zostać. Ale... Muszę zajść do siebie po jakieś ciuchy. Bastian na pewno dasz radę iść, aż taki kawałek drogi?
- Uważaj, że jestem słaby? - spytał.
- Nie. Po prostu Cię podwójnie postrzelili.
Brunet uśmiechnął się. Wyszliśmy z biura i ruszyliśmy w kierunku sali szpitalnej, której leżał.
- Moje ciuchy nadają się do wyrzucenia.
Kiwnąłem głowa.
- Wiem. Ale muszę powiedzieć Amelii, że idziemy. Poza tym muszę coś jej wyjaśnić.
Bastian zatrzymał się przed salą szpitalną, w której była Amelia. Wszedłem do pomieszczenia. Podszedł do czarnowłosej.
- Amelia. Przyniosłem go tutaj ponieważ on mnie uratował. Poza tym my już idziemy.
Dziewczyna spojrzała na mnie jak na jakiegoś wariata.
- Co?! Ale... Nie możesz go zabrać...
- Ammy - położyłem dłoń na jej policzku. Na jej policzkach pojawiły się rumieńce. - On jest silny. Poradzi sobie.
Amelia położyła swoją dłoń na mojej. Wtuliła się.
- Dobrze.
Pocałowałem ją w czoło.
- Dziękuje.
Odszedłem od niej. Uśmiechałem się tak samo jak Amelia. Spojrzałem na Bastiana.
- Dziewczyna? - spytał.
W tym momencie trochę posmutniałem.
- Chciałbym.
Zaczęliśmy iść w stronę wyjścia.
- Amelia ma narzeczonego... Z przymusu.
Bastian nie drążył więcej tematu. Zatrzymaliśmy się przed wyjściem.
- Jest za zimno. Nie puszczę cię tak..
Bastian uniósł jedną z brwi. Zdjąłem swoją kurtkę i dałem ją dla bruneta.
- Zapnij się. Przeziębisz się.
*
Stanął pod swoimi drzwiami i wszedłem. Bastian powiedział, że mam na siebie uważać. Kiwnąłem mu głową. Zamknąłem drzwi i otworzyłem następne. Nawet nie spojrzałem na Miłosza siedzącego w salonie. Wszedłem na górę i wziąłem swój plecak. Wpakowałem kilka par spodni, kilka bluzek i trochę bielizny. Wpadłem do łazienki i wziąłem mydło. Szampon miałem wspólny z Rafałem i Miłoszem. Wziąłem go. Miłosz się nie obrazi. Zapiąłem plecak i zacząłem zbiegać na dół. Usłyszałem kroki za sobą. Nim zdążyłem się odwrócić usłyszałem strzał.
- To za Rafała - powiedziała Konstancja.
Poczułem ciepło na klatce piersiowej.
- Fait chier... - jęknąłem.
< Vlad? c: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz