Hm. Wyczuwam w tym podstęp. Na kilometr czuć, że Achim coś kombinuje. Tylko teraz mam pewien problem. Odmówić, i narazić się na nieprzyjemne, wynikające z tego zdarzenia czy iść z nim i być może wyjść z tego cało.
Minęła chwila ciszy, bo stwierdziłam, że jeszcze chwileczkę się zastanowię. Jednak uznałam, że druga opcja prezentuje się nawet lepiej.
— Dobrze — wysiliłam się na uśmiech i wstałam tuż po Achimie. Złapałam mocno za krzesło, bo leciutko kręciło mi się w głowie. Ale było dobrze, dam sobie ze wszystkim radę.
Blondyn podał mi ramię, ale udałam, że go nie zauważyłam i po prostu szłam krok za nim. Gdy wyszliśmy z restauracji, zrównałam się z nim krokiem i przez chwilę go słuchałam, jak coś mówił, ale słowa wlatywały jednym uchem, a wylatywały drugim, więc skończyłam słuchać po dwóch minutach. Szliśmy jakimiś uliczkami, teraz skąpanymi w świetle księżyca, a ja nawet nie znałam ich nazw. Stąpałam po prostu obok blondyna, przytakując, kiedy pytał o mało istotne sprawy i wtrącałam "aha, tak, tak", kiedy tego wymagał. Nie patrzyłam na ziemię, bo kręciła mi się przed oczami. Swój wzrok skierowałam przed siebie, tylko czasami zerkałam do góry, na Achima.
Po jakimś czasie trafiliśmy do nawet zadbanej kamienicy, on przepuścił mnie w drzwiach. Rozejrzałam się niepewnie.
Achim?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz