28.07.2017

Od Vlada c.d. Sachy

Jak co po południe poszedłem sprawdzić grafik, miałem nadzieję, że jak ostatnio dość często będę miał zaszczyt obijania się, ale nie, po co. Lepiej wpisać mnie na łapankę, no ba, przecież będę zachwycony. Jedyne co nieco polepszyło mój dzień to fakt, że chociaż szli sami chłopcy z mojego oddziału. Miód malina. Ponad połowa to byli moi dobrzy koledzy, którzy uwielbiali spędzać przerwy obiadowe na rozmowach ze mną. Może nie będzie aż tak źle. 
Po jakże rutynowych krzykach, płaczach i błaganiach rzuciłem okiem na dzisiejszy zestaw. Kilku mężczyzn, kilka kobiet, bez dzieci, bez staruszków. Może dzisiaj jeszcze nie pójdę do piekła, a nie, wróć, już miałbym tam zarezerwowane miejsce gdyby istniało. Wszystko było okej, aż mój wzrok nie zatrzymał się na moim przyjacielu, Francuziku, który miał zdecydowanie za dużo pecha. Miałem po mały wrażenie, że los chce mnie zagiąć. Im bardziej starałem się mu uratować dupę, tym gorzej się wkopywał. 
- Ten odpada - powiedziałem wskazując na niego głową.
Oho. Więcej zaskoczonych spojrzeń się nie dało? 
- Wykonać - warknąłem, na co jeden z żołnierzy odciągnął Sachę od reszty. 
Cały oddział wpatrywał się we mnie nadal niepewnie. Chcieli wiedzieć, co teraz rozkażę, że też cymbały nie mogły się domyślić. 
- No co się tak gapicie? Wiecie chyba co z nimi zrobić - powiedziałem ostro. 
Rozkaz został od razu wykonany, a Polacy załadowani do jednego z samochodów. Odprowadziłem ich znudzonym wzrokiem. Na szczęście Sacha nie był aż takim idiotą i nie zaczął wyjeżdżać z tekstami o tym, że mam ich też wypuścić. Miałem nadzieję, że zrozumie moje postępowanie i trud, który mam ratując go. Na bank będę musiał się przed innymi tłumaczyć. Skinąłem w podzięce szeregowemu, który go przytrzymał. Poleciłem reszcie wsiąść do samochodu, mówiąc, że ja wrócę pieszo i własnoręcznie zdam raport. Nie był to pierwszy raz, tak więc nikt nie powinien być zdziwiony. Kiedy samochód odjechał podniosłem wzrok na Francuzika. 
- Czasem mam wrażenie, że ty się sam podkładasz - powiedziałem rozmasowując skronie. 
Tak, w idealnym momencie złapał mnie ból głowy. 
- To naprawdę nie moja wina - odparł trochę niepewnie. 
No super. Teraz będzie mnie miał za tego złego i okropnego Niemca, który ma ochotę wszystkich zabić. Po prostu świetnie. Westchnąłem i wysiliłem się na uśmiech. 
- Uważaj trochę bardziej i tyle, dobrze? - zapytałem łagodniej. 
Zdecydowanie nie miałem zamiaru się na nim wyżywać, na nikim nie miałem zamiaru się wyżywać, ale czasem po prostu musiałem coś odreagować. Tutaj była to irytacja, że znów się w coś wkopał, ale zamierzałem mu to wybaczyć, bo w końcu jak mogłem inaczej. Pokiwał głową na moje słowa. 
- Odprowadzić cię do domu? Mam teraz przerwę - zaoferowałem. 

< Sacha?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz