29.07.2017

Od Janka C.D. Evy

- Nie powinieneś wziąć mniej wyjściowej koszuli? Idziesz pracować w obejściu - powiedziała mama, oglądając mój ubiór. W swój pierwszy dzień pracy wybrałem ubrania, których normalnie nie przeznaczyłbym od razu do pracy, ale nie chciałem pokazywać się przed Evą... to znaczy... przed przyszłymi pracodawcami w najgorszych łachach. Miałem na sobie białą - choć już podchodzącą pod kolor szarawy - koszulę i zwykłe spodnie na szelkach, co wydawało mi się najlepszym doborem stroju. Był odpowiednio wygodny i nie wyglądałem w nim jak biedny robotnik.
- Jest stara, mogę ją poświęcić - zacząłem się tłumaczyć, zerkając nerwowo na zegar wiszący na ścianie. Nie chciałem się spóźnić, a nauki mojej mamy odnośnie ubioru mogły potrwać naprawdę długo. - Mam w szafie kilka nowszych.
Mama nadal nie wyglądała na zadowoloną. Rozumiałem, o co jej chodziło. Od śmierci ojca w kwestii finansowej jest u nas cienko... I chociaż już od dwóch lat nie proszę mamy o wsparcie pieniężne, ona z przyzwyczajenia zawsze krzywi się na każdy mój przejaw nieoszczędzania.
Uznając jej milczenie za zgodę, wyszedłem z domu. Czekał mnie długi spacer, z racji tego, że zaledwie kilka dni temu przypadkiem rozczłonkowałem swój rower na kawałki, a mój dom był całkiem daleko od domu Evy.
W drodze wstąpiłem do kwiaciarni. Przywitałem się ze sprzedawczynią i zwięźle wyjaśniłem czego potrzebuję.
- Da pan bukiet dziewczynie? - spytała kobieta, na oko ponad trzydziestoletnia.
- Mmm... tak - odparłem, zmieszany niespodziewanym pytaniem. W sumie to chyba oczywiste, że nie chłopakowi, prawda?
- Z jakiej okazji?
- Eee... a czemu pani pyta?
- Żeby wybrać odpowiedni bukiet - powiedziała, jakby to było oczywiste. - Gatunek kwiatów należy wybierać zależnie od okazji i intencji. No więc?
- No więc... nie wiem? Chyba na podziękowanie - zaproponowałem niepewnie.
Kobieta wybuchnęła głośnym śmiechem, zapewne widząc mój skołowany, nie pojmujący tematu wyraz twarzy. Przepraszam, ale skąd miałem wiedzieć, że kwiaty coś oznaczają? Kobieta jest florystką, więc niech sobie ma tą wiedzę, ale nie musi się ze mnie śmiać.
- Idzie pan na randkę czy na obiad do rodziny? - zapytała inaczej.
- Idę do pracy...
- Więc po co panu kwiaty?
- Żeby wręczyć je dziewczynie...
Przez chwilę zapadła cisza. Żadne z nas się nie odezwało, patrzyliśmy tylko na siebie, nie rozumiejąc się nawzajem. W końcu to ja postanowiłem przerwać milczenie:
- Skoro kwiaty mają swoje znaczenie... może mi pani powiedzieć, jaki bukiet powinienem wybrać?
- Emm... Dla dziewczyny, do pracy... - zaczęła układać myśli na głos sprzedawczyni, najwyraźniej szukając odpowiedniego rodzaju rośliny w pamięci. - Ach, na podziękowanie! Więc zdecydowanie goździki. Czerwone. Proszę chwilę poczekać, już przynoszę.
Chwilę potem szedłem już chodnikiem z bukietem czerwonych goździków i zastanawiałem się jak zostanie odebrany mój skromny gest podziękowania. Denerwowałem się. Zwykle przy pierwszym dniu pracy po prostu zjawiałem się i robiłem, co do mnie należało, ale teraz... teraz trzeba było się pokazać.
Udało mi się jednak uspokoić jeszcze przed dojściem do domu Evy. Dlaczego miałoby mi się coś nie udać? Przecież umiem pokazać klasę i dobre wychowanie, prawda? Wielokrotnie udawało mi się robić dobre wrażenie na różnych osobach, czemu teraz miałoby być inaczej?
Ledwo pojawiłem się przed bramą, kiedy w otwierających się drzwiach domu ujrzałem Evę. Jej widok niezmiernie mnie uradował. Jestem pewien, że gdybym jako pierwszych zobaczył jej rodziców, nie udałoby mi się zachować swojej pewności siebie.
- Dzień dobry, Fräulein Kastner! - przywitałem się z szerokim uśmiechem, gdy dziewczyna podeszła, by otworzyć mi furtkę.
- Witaj, Janku - odpowiedziała równie pięknym uśmiechem. Wręczywszy jej bukiet wraz z kilkoma miłymi słowami, ruszyłem, prowadzony przez nią, w stronę domu. Podczas, gdy Eva zbliżyła kwiaty do twarzy, by je powąchać, ja zastawiałem się tylko nad tym czy symbolika tych roślin faktycznie jest dla niej istotna.

< Eva, prowadź, nie wiem co robić c: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz