Zmierzyłem chłopaka uważnym wzrokiem. Na pewno coś się stało. Wykrywacz kłamstw wszczepiony w moją głowę zaczął wibrować.
- Francuziku, czy widzisz w mojej ręce białą laskę? - zapytałem, zrobiłem gest jakbym ją trzymał.
- Co...? - zaczął zaskoczony, patrząc jak się wydurniam.
Czując podmuch wiatru owinąłem się szczelniej kurtką. Na niebie od jakiegoś czasu kłębiły się ciemne chmury i tylko czekać można było na deszcz.
- No właśnie, też nie widzę, a to oznacza, że prawdopodobnie nie jestem ślepy, widzę, że coś jest nie tak - odparłem.
Chłopak nie wiedział czy uśmiechnąć się z dobrego żartu czy skrzywić przez to, że zauważyłem jego stan, więc wyszło mu coś po środku. Nie wróżyło to nic dobrego.
- To skomplikowane - powiedział odwracając ode mnie wzrok.
Oj tak, zdecydowanie coś się stało i ani trochę mi się to nie podobało. Może i to narcystyczne, ale zdecydowanie podobało mi się, kiedy patrzył na mnie jak na bohatera. Chyba każdemu by się to podobało! To spojrzenie pełne nadziei i radości, jednak zniknęło bezpowrotnie.
- Może wyjaśnisz mi to więc przy kolacji? Dzisiaj może wyrobimy się w czasie - powiedziałem z rozbawionym uśmiechem, może miał po prostu zły humor.
Znowu nie spodobała mi się jego reakcja. Skulił się nieco, minimalnie zbladł, zdecydowanie zaczął się denerwować.
- Nie mogę dzisiaj - odparł wlepiając wzrok w ziemię.
- Sacha, na Boga, jesteś beznadziejnym aktorem, a co dopiero kłamcą - zabrzmiało to trochę, jakbym znał go od zawsze.
Posłał mi zaskoczone spojrzenie. Nie, nie zaskoczone dlatego, że to zauważyłem, a przez mój ton głosu. Wzruszyłem ramionami z lekką irytacją.
- No co? - zapytałem obronnie.
- Nie mogę się już z tobą spotykać, rozumiesz?- wybuchnął nagle, czułem, że jemu też zbytnio się to nie podoba.
Nie byłem zaskoczony, raczej rozczarowany, tylko troszkę, ale jednak. Kiedy zobaczyłem jak Sacha odsuwa się o krok zamrugałem. No tak, znowu przez przypadek zmroziłem kogoś spojrzeniem. Zazwyczaj wszystkim wydawało się, że moje oczy nie potrafią przyjąć takiego wyrazu. Było zgoła inaczej, robiły to zawsze, kiedy ich nie upilnowałem. Uśmiechnąłem się do niego przepraszająco i odwróciłem wzrok.
- Rozumiem - odparłem na jego pytanie retoryczne - jeśli chcesz mogę cię zupełnie ignorować.
Zawahał się, było widać, że nie chciał. Dobrze chociaż tyle, że nie tylko ja nie chciałem, bo to byłaby już desperacja. Dopiero po chwili zebrał się w sobie i pokiwał głową.
- Jednak jeśli będziesz potrzebował pomocy... - zacząłem.
Nie było mi dane skończyć. Sacha chyba zauważył jakiegoś ze swoich znajomych. No tak, to pewnie ich sprawka, ale co ja mogłem? Nie miałem na nich żadnego wpływu, jedyne co mogłem zrobić to skrzywdzić ich, a to mijało się z celem. Francuzik odsunąłem się ode mnie kilka kroków i rzucił jedynie "Au Revoir". Odprowadziłem go wzrokiem do rogu kamienicy, za którym zniknął. Poklepałem się kilka razy po policzkach.
- Vlad, ogarnij się, przecież ty musisz być sam, nie będziesz mieć przyjaciół, ani rodziny - powtórzyłem swoją mantrę, która towarzyszyła mi za każdym razem, kiedy ktoś mnie opuszczał.
Już miałem ruszyć wolnym krokiem do domu, by napić się jakiejś dobrej wódki, kiedy usłyszałem strzał. W pierwszej chwili zgłupiałem. Do kogo strzelali? Jednak, kiedy kula przeleciała tuż przy moim uchu uświadomiłem sobie, że do mnie. Zadziałałem instynktownie. Puściłem się biegiem za najbliższy róg. Strzelec na moje szczęście chybił jeszcze parę razy. Nie miałem pojęcia kto to, jednak wątpiłem, że to był Niemiec, słabo strzelał. Tak mi się przynajmniej wydawało. Wyjrzałem niepewnie zza rogu. Znów kula przeleciała kilka centymetrów od mojej twarzy. Zobaczyłem jakiegoś chłopaka. Zdecydowanie nie Niemca, ani innego szpiega. To dobrze. Chociaż nie rozgryźli mojej tożsamości, o to bałem się znacznie bardziej niż o śmierć. Ruszyłem szybkim krokiem przed siebie. Nie byłem pewny czy chłopak będzie chciał za mną podążyć, dlatego wolałem nieco zwiększyć dystans między nami. Wiedziałem, że ja nie miałbym problemu z trafieniem. Deszcz zaczął wolno kapać z nieba.
Obejrzałem się przez ramię i dopiero zorientowałem się, że zostawiam za sobą krwawy ślad. Zakląłem i przycisnąłem dłoń do boku. Nieco pomogło. Jebana adrenalina, stanowczo za dużo jej w tej chwili miałem. Po chwili deszcz lunął na dobre zmywając krew, westchnąłem cicho z zadowoleniem. Chwilę później, jednak musiałem przyspieszyć marsz, bo usłyszałem chlupot butów o kałuże, które już zdążyły się otworzyć. Tym razem, gdy usłyszałem strzał poczułem kule wyraźnie i wiedziałem, że to nie jest tylko durne draśnięcie. Rzuciłem się za róg, słysząc, że i kolejny strzał chybił.
Obejrzałem się przez ramię i w tej chwili uderzyłem w kogoś. Podniosłem szybko wzrok i moje oczy spotkały się z przerażonymi oczami Sachy, aż zachciało mi się płakać, a przecież nie powinno. Ja nie mogłem płakać. Kiedy wszyscy wokół płakali, narzekali, krzyczeli, ja byłem tym, który ich pocieszał, od zawsze tak było. Zebrałem się na uśmiech, ale poczułem też, że kręciło mi się w głowie. Nie potrafiłem dobrze zanalizować dlaczego Francuz się tam znalazł, ale nie było to dla mnie ważne. Przetarłem twarz dłonią, by nie stracić kontaktu ze światem. Chłopak był jeszcze bardziej przerażony. O... Chyba przypadkowo użyłem dłoni, którą przyciskałem do boku. Była zakrwawiona, więc krew przeniosła się teraz na moją twarz. Nie chciałem nawet myśleć, jak żałośnie wyglądałem w tamtej chwili. Cieszyłem się, że nie mam na sobie munduru. Wtedy na pewno nikt by mi już nie pomógł. Staliśmy wpatrując się w siebie, mina mi zrzedła, kiedy znów usłyszałem mokre kroki.
Dopadły mnie zawroty głowy. Niewiele myśląc złapałem się Sachy wtulając twarz w jego tors. Chyba nawet anioł stróż czasem potrzebował swojego anioła stróża. Zebrałem się w sobie, przypomniałem jak to leciało.
- Aider - wyszeptałem specjalnie w jego języku, wyszło to bardziej żałośnie niż zamierzałem.
Później urwał mi się film przerywany tylko czyimiś krzykami, rozmowami i co najgorsze ciągle padającym, tym cholernym deszczem. Nie usłyszałem więcej strzałów.
< Sacha? ;3 No to zaczynamy się odwdzięczać ^^ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz