27.07.2017

Od Sachy CD. Vlad

Zaraz przez niego umrę i stanę obok. Mimo moich obaw Niemiec zauważył rumieńce na mojej mordzie. W tamtym momencie chciałem się po prostu gdzieś schować. Ja na serio jestem dzieckiem. Jestem tamtym dzieckiem z baru zgwałconym przez własnych kolegów. Czy na prawdę za każdym razem gdy ktoś mnie dotyka muszą pojawiać się te głupie rumieńce? Dobra może nie za każdym. Gdy Oktawia rzuca mi się na szyję stoję niewzruszony. Przyzwyczaiłem się. Jednak dotyk chłopaka zawsze będzie dla mnie taki sam. To fobia? Fetysz? Nie wiem jak to nazwać.
- Nie... - powiedziałem niepewnie.
"Zgwałci nas. Mówię ci." Nieeeeee. On jest normalny. Na prawdę. No dobra może nie jest do końca normalny, ale na pewno nie jest aż tak zjebany jak ja. Jemu na pewno jego własny głos nie szepcze w głowie jakiś zbereźnych rzeczy. "Ale ty tego chcesz. Chcesz by to zrobił." Dobrze chce! Ehhh. Zamkniesz się? Już i tak się pokazałeś. Zabije cię ty głosie w głowie za te rumieńce.
- Nie? - spytał Bastian z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Nie - mój głos był już trochę bardziej pewny.
Jestem dla niego zabawką. Jakimś rodzajem zabicia czasu lub po prostu urozmaicenia go. Wiem, że on jest inny, ale komu chciałoby się niańczyć takiego dzieciaka jak ja? Eh. Skoro już jestem tu uzieminiony i jestem na jego głowie to może powinienem dać mu się pobawić? Jeśli chce ze mnie drwić... Niech to robi.
- To skąd te wypieki? - kolejne pytanie wpłynęło z ust bruneta.
Tym razem postanowiłem nie odpowiadać.  Bastian odsunął się ode mnie zabierając przy tym rękę.
- Słodko z nimi wyglądasz - zachichotał.
Przez to rumieńców na na pewno  przybyło. To sprawiło, że Bastian chichotał trochę dłużej, sam Niemiec skierował się ku - najpewniej - łazience. W tym momencie miałem w jakiś sposób szczęście. Myłem się rano, a w jakiś cudowny sposób się za bardzo nie pocę. Niemiec zniknął mi z pola widzenia, a w domu zapanowała chwilowa cisza. Po około minucie została ona przerwana przez szum wody z prysznica. Wsłuchałem się w niego. Oparłem głowę o górę kanapy. Kocham deszcz i szum wody. To mnie w jakiś sposób uspokaja. Poczułem, że te moje przeklęte rumienie powoli znikają. Zrobiłem się senny. Zamknąłem oczy

*Następnego dnia*

Obudziłem się dość późno. Słońce musiało już wstać przynajmniej półtorej godziny temu. Podniosłem głowę i zobaczyłem, że jestem przykryty kocem. Mógłbym przysiąc, że gdy zasypiałem nie miałem go na sobie. Chyba, że... Uśmiechnąłem się pod nosem, a na moich policzkach pojawiły się lekkie rumieńce. Po chwili jednak ochłonąłem, a te przeklęte, różowe wypieki zniknęły. Usłyszałem kroki. Spojrzałem w stronę dźwięku. Ujrzałem Bastiana.
 - Hej - powiedziałem.
 - Cześć.
Przejechałem wzrokiem po nim. Był już najwyraźniej ubrany.
 - Dzięki, że mogłem przenocować. Sorry, że byłem ci tak na głowie...
Bastian machnął na to ręką.
 - Nie marudź. Nic się nie stało. Po prostu nie spojrzeliśmy na zegarek.
 - Ja też mogłem na niego spojrzeć.
 - Mogłeś - przyznał Niemiec.
Zdjąłem z siebie koc i wstałem. Lekko się zachwiałem.
 - Wiesz... Nie chce ci marnować czasu. Chyba już będę iść.
 - Odprowadzić cię? - spytał. - Z tą nogą na pewno nie jest jeszcze dobrze.
Uśmiechnąłem się.
 - Nie musisz. Na prawdę.
Skierowałem się ku drzwi.
 - Dzięki, że mogłem u ciebie zostać na noc.

*Kilka dni później*

Z moją nogą jest już lepiej. Prawie nie kulałem. Szedłem ulicą, a usłyszałem jakiś krzyk w tle. Jedyne słowo jakie wyłapałem to ''łapanka''. MERDE! Ujrzałem przed sobą niemieckich żołnierzy. Odwróciłem się. Tam też już stali.
 - POD ŚCIANĘ! - wrzasnął jeden z nich.
Usłyszałem kilka szlochów i krzyków przerażenia. Wszyscy jednak zaczęli wykonywać polecenie. Ja też. Zobaczyłem jak zaczynają naładowywać broń. ''Bastian proszę. Uratowałeś mi dupę już kilka razy, możesz jeszcze raz? Błagam cię.''

<Vlad?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz