22.07.2017

Od Adriana C.D. Zośki

Akcja przebiegła pomyślnie, chociaż potrzebowaliśmy znacznie więcej czasu, niż zaplanowaliśmy. Udało nam się jednak przetransportować broń, gdyż kilku naszych odciągnęło uwagę Niemców od naszej nielegalnej i ryzykownej akcji. Chociaż teraz, gdy mieliśmy broń, prawdziwe ryzykowne akcje miały się dopiero zacząć.
Kiedy skończyliśmy, spotkaliśmy się na zapleczu małego sklepiku z naszym dowódcą, który kilka sztuk broni ukrył w swoim sklepie, a resztę rozdał swoim ludziom. Pominął jednak w tym wszystkim mnie.
- Nie ufasz mi? - warknąłem, kiedy zostaliśmy sami. - Załatwiłem ten transport, angażuję się w naszą sprawę, a ty mi nie ufasz? Podaj mi chociaż jeden powód - wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
- Traktujesz to jako sprawę osobistą, swoją zemstę. Działasz pochopnie. Każesz mi wymieniać dalej? - powiedział spokojnie starszy mężczyzna.
- Czy kiedykolwiek zawiodłem? - wypowiedziałem te słowa spokojnie, lecz dało się w nich usłyszeć cały nagromadzony we mnie gniew.
- Czarny... - zaczął dowódca. - Bierzesz na siebie coraz więcej. Potrzebujemy tego, ale przede wszystkim potrzebujemy ludzi trzeźwo myślących i przydatnych w różnych sprawach. Masz kontakty, dzięki temu wywieźliśmy z gett i szpitali mnóstwo osób, ukrywamy ich. Masz robić to, w czym jesteś dobry, a nie zgrywać bohatera. To wojna, nie twoja prywatna zemsta - warknął.
Patrzyłem mu prosto w oczy, dopóki ten nie odwrócił wzroku po kilku minutach tego niemego pojedynku.
- Dwa mieszkania z Żydówkami zostały odnalezione przez Niemców - powiedział po chwili. - Kobiety rozstrzelano. Ktoś je wydał. Albo sąsiedzi, albo mają któregoś z naszych zaginionych ludzi. Nie mówiłem ci tego wcześniej, ale teraz mówię. Żebyś zrozumiał, że nie tylko bieganie z bronią to coś pożytecznego - dodał chłodno.
Zacisnąłem zęby, kiedy dowódca powiedział o zdekonspirowanych Żydówkach. Nie miałem pojęcia.. Wiedziałem, że takie sytuacje się zdarzają, ale mimo to byłem wściekły, że nikt mi o tym nie powiedział.
- Rozumiem - zapewniłem. - Ale kiedy okaże się, że któryś z naszych jest w rękach nazistów, nie licz, że będę siedział spokojnie i załatwiał papiery. Wrócę tu po broń, a ty mi ją dasz, żebym mógł razem z resztą iść ratować brata. I nie musisz się martwić; potrafię się tym posługiwać - dodałem, robiąc z palców pistolet i udając, że z niego strzelam.

Wróciłem do domu dopiero rano, bo po ósmej. Mieszkanie było zamknięte, więc nawet nie wchodziłem - wiedziałem, że Hanna nie zostawiła Karoliny samej, więc pewnie wzięła ją ze sobą do zakładu. Często tak właśnie robiła, gdy miałem robotę i nie mogłem wcześniej przyjść.
Postanowiłem udać się do krawcowej, u której pracowała Hanka i odebrać stamtąd córkę, skoro miałem dzisiaj czas do południa, czyli dopóki przyjaciółka nie wróci do domu. Wtedy mogłaby zająć się małą. Ja zaś zamierzałem zabrać Karo do sklepu i na krótki spacer - nie mogła przecież cały czas siedzieć w mieszkaniu. Bo chociaż chciałem izolować ją od wojennej rzeczywistości, nie chciałem izolować jej od całego świata...
Po drodze usłyszałem znajomy głos, kiedy wyszedłem na bardziej uczęszczaną ulicę.
- Cześć! - dobiegł mnie głos harcerki, którą spotkałem wczoraj. Uśmiechała się, jednak wyglądała jakby coś ją trapiło. Kiedy podszedłem do niej, rozejrzała się uważnie, czy nikt nas nie podsłuchuje. - I jak minęła wczorajsza akcja?
- Cześć - przywitałem się z lekkim uśmiechem. - Bez większych komplikacji - powiedziałem, oszczędzając słowa, na wypadek, gdyby ktoś jednak słuchał.
- Cieszy mnie to - stwierdziła dziewczyna, jednak niezbyt przekonująco.
- Na moje oko wyglądasz, jakby cię coś smuciło - zauważyłem. - Powiesz mi o co chodzi?
Dziewczyna przygryzła wargę, najwidoczniej zastanawiając się, w jaki sposób i czy w ogóle podzielić się ze mną swoim zmartwieniem. Nie pospieszałem jej jednak, wiedząc, że potrzebuje chwili. Na jej czole pojawiła się zmarszczka, a ja stwierdziłem w myślach, że Zosia wygląda bardzo młodo i kobieta, a raczej dziewczyna w jej wieku nie powinna być obciążona żadnymi troskami. Byłem pewien, że o cokolwiek by mnie poprosiła, nie odmówiłbym.
- Wczoraj... - zaczęła z namysłem dziewczyna, ważąc słowa. - Wczoraj przekazałeś mi coś. Pomógłbyś mi, gdybym poprosiła cię o to samo dla przyjaciółki? - zapytała cichutko.
Spojrzałem na nią z niedowierzaniem. To oznaczało, że Zosia ukrywa żydowską przyjaciółkę. Nie miałem pojęcia, że jest na tyle odważna, na pewno znała kary grożące za pomoc Żydom. Westchnąłem na samą myśl, w jakim dziewczyna jest teraz niebezpieczeństwie.
- To potrwa, Zosiu - powiedziałem szczerze. - Trzeba załatwić dokumenty, mieszkanie... To zajmuje - dodałem cicho. - Pomogę, ale... Nie zagwarantuję, że to da jej stuprocentowe bezpieczeństwo. No i musisz mi obiecać, że do tego czasu poradzisz sobie i nie wpadniecie w ręce Niemców...
Dziewczyna odetchnęła z ulgą, gdy tylko usłyszała moją zgodę, a na jej twarzy ponownie zagościł delikatny uśmiech.
- Będę twoją dłużniczką - zapewniła cicho.
- Nie będziesz mi nic winna, po prostu nie daj się złapać - poprosiłem, patrząc ponad ramieniem dziewczyny na mały zakład krawiecki znajdujący się na rogu ulicy. Dziewczyna najwyraźniej to zauważyła i speszyła się lekko.
- Przepraszam, że cię zatrzymałam, pewnie się gdzieś spieszysz... - zaczęła, ale urwała, gdy tylko pokręciłem głową z uśmiechem.
- Muszę tylko odebrać córkę od przyjaciółki i już nigdzie się nie spieszę - zapewniłem, wiedząc, że z Karoliną nigdzie nie da się spieszyć. Karo była ciekawska i na pewno będzie namawiać mnie na długi i powolny spacer po rynku. - Mała jest pewnie z Hanią w zakładzie, na rogu - skinąłem głową w tamtym kierunku. - Jeśli nie masz planów, możesz mi potowarzyszyć, a później zapraszamy na spacer - zaśmiałem się.

(Zosia? Skorzystasz z propozycji? ^^ )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz