22.07.2017

Od Noah'a C.D Matthias'a

Po dostarczeniu moich przyjaciół do pociągu, którzy zbytnio nie ogarniali życia wróciłem do samochodu i wróciłem do mieszkania. Kiedy wchodziłem po schodach na pierwsze piętro zauważyłem Matthias'a, którego miałem pilnować na polecenie jego ojca.
- Cześć... - bąknął pod nosem, męcząc się z kluczem.
- Hej... - odpowiedziałem przyglądając mu się. Zauważyłem zakupy, które przy sobie niósł, ziemniaki i kurczak. Oho, młody będzie pichcił coś smacznego. -Widzę, że zabierasz się za obiad - zauważyłem z uśmiechem. - Dzisiaj muszę cie pilnować z rozkazu twojego ojca, dlatego wpadnę na obiad - odparłem patrząc na niego uważnie. Blondyn nadymał policzki jak małe dziecko, któremu na siłę dają brokuły na obiad.
- Ta, jasne.. - rzucił tyko w odpowiedzi i wszedł do swoich czterech ścian, wpuszczając mnie do środka.
Ruszyłem za nim rozglądając się chwilę po mieszkaniu, podążałem za Mattem do kuchni, gdzie na blacie położył zakupy.
- Zabiorę się za ziemniaki - oznajmiłem.
Kiwnął głową nie mając nic przeciwko, a sam zaczął przygotowywać kurczaka. Widać stwierdził, że tak było szybciej. Wziąłem jeden z noży i od razu przystąpiłem do obierania kartofli, jak to u nas w jednostce robiono. Nim jednak zacząłem pozbawiać ich łupy, wziąłem garnek by móc je od razu do czegoś włożyć. Zadowolony obierałem ziemniaki, jednak jak szybko się za nie zabrałem tak szybko skończyłem. Matthias patrzył na mnie morderczym wzrokiem.
- Ja pierdole, zaraz cie ukatrupię. Daj mi to, bo marnujesz pół ziemniaka - warknął odbierając nóż i sam zajął się przygotowywaniem ziemniaków do gotowania. Wywróciłem lekko oczami w rozbawieniu, umyłem ręce, a raczej je przepłukałem i wytarłem w ściereczkę. Skoro nie miałem co robić postanowiłem poprzeglądać książki, jakie zdołałem zauważyć na biblioteczkach. Ciekaw byłem jakich to on autorów preferował, może mieliśmy podobny gust? Wziąłem pierwszą lepszą książkę z regału. Piękna okładka ze skóry, oraz złotym napisem wyglądała na jakiś klasyk. Otworzyłem ją, patrząc od razu na pierwszą stronę. Kapitan Cook - 3 wyprawy. Historyczna, jeszcze lepiej. Przełożyłem kilka kartek patrząc na czcionkę, kiedy z kuchni wyszedł młodszy chłopak.
- Przysięgam, jak zaraz tego nie odłożysz to wyrwę ci serce i przekuje drewnianym kołkiem, niczym serce Draculi - syknął. Zaśmiałem się odkładając księgę na półkę.
- Proszę szanownego łowcę o zachowanie spokoju - podniosłem ręce w geście kapitulacji szczerząc się. Doprawdy był uroczy i przezabawny ze swoimi tekstami o tym jak bardzo chciał mnie zabić.
Od wewnątrz rozpierała mnie ogromna ochota denerwowania go, by móc słyszeć więcej jego porównań. Warknął znów w odpowiedzi, a ja ruszyłem za nim.
- Jeśli nie przestaniesz za mną chodzić, obiecuję, że obudzisz się ze zmienioną płcią - ostrzegł, posyłając mi przy tym wzrok pełen nienawiści.
- Wybacz, jednakże to zajęcie jest zbyt ekscytujące. Z resztą zapraszam, twoja propozycja brzmi doprawdy bardzo ciekawie, chętnie zobaczę cię w akcji - uśmiechnąłem się pod nosem podsyłając młodemu kolejny podtekst.
Blondyn wkurzony rzucił we mnie obranym ziemniakiem, kiedy parsknąłem śmiechem.
- Oh, zamknij się!- krzyknął tylko i wrócił do gotowania.
Pokręciłem głową i wziąłem kartofla, miał młody cela, że mnie trafił. Opłukałem go i dorzuciłem do garnka z pozostałymi. Usiadłem przy stole nie przeszkadzając mu więcej. Po jakimś czasie, gdy wszystko było gotowe zalecił mi bym wyjął talerze z szafki. Bez słowa sprzeciwu zrobiłem co kazał, a on nałożył jedzenie. Wyglądało i pachniało wybornie, aż do głowy przyszedł mi całkiem niegłupi pomysł. Częściej będę wpadać do niego na obiad, kupię tam parę składników i mu je podsunę. Czułem się jak jakiś geniusz zła. Wyjąłem sztućce i ułożyłem je na stole jak należy, kiedy młodszy wziął talerze i położył je wedle swego uznania.
- Smacznego - uśmiechnąłem się siadając spokojnie i zabierając się za jedzenie. Błękitnooki rzucił krótkie "wzajemnie" i również wziął się za pałaszowanie. Pierwszy kęs, a już myślałem, że rozpłynę się pod wpływem tego smaku. Idealny, perfekcyjny to za mało powiedziane. Nie chcąc wyjść na żarłoka jadłem z klasą, jak to się nauczyłem. Tylko w wojsku wpierdalało się palcami i nie powiem, ciężko było się upilnować by w restauracji tak nie zrobić. Po paru minutach odniosłem pusty talerz do zlewu, biorąc również i ten od Matta.
- Było wyborne - mruknąłem oblizując jeszcze usta po posiłku. - Będę mieć do ciebie prośbę, nakarmiłbyś jutro kota? Tak koło ósmej wieczorem? - spytałem patrząc na niego i myjąc porcelanę.

<Matt ? >



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz