- P-Panie p-poruczniku... D-Dowódca wzywa do sie-ebie - wysapał usiłując złapać jak najwięcej tchu. Położyłem dłonie na jego ramionach, skinąłem głową, że zrozumiałem i poczochrałem go z rozbawieniem.
- Nie spinaj się tak - westchnąłem cicho i zerknąłem na moich ludzi. - No kochani, smacznego, ja niestety muszę was opuścić - uśmiechnąłem się przepraszająco. Machnąłem im na pożegnanie i ruszyłem na górę do generała ciekaw cóż to wymyślił. Nim wszedłem na schody zdążyłem na niego wpaść, jak schodził do sekretariatu. Uniosłem lekko brwi zaskoczony, lecz przyłożyłem wyprostowaną dłoń do czoła.
- Noah! Cholera chodź, bo ja tu zaraz z nerwów zejdę - powiedział zarzucając mi rękę na ramię, zgarniając wprost do sekretarki. - Alice, weź daj tu pieczątkę bo porucznik musi już iść - poprosił kobietę siedzącą za biurkiem. Blondynka zdziwiona bez słowa wykonała polecenie i oddała list ze słodkim uśmiechem puszczając oczko w moim kierunku. Uniosłem dwa razy brwi do góry z nonszalanckim uśmiechem, na co się lekko speszyła, wyszedłem za generałem i jak sęp zerkałem mu przez ramię.
- Generale, a cóż to? - spytałem. Staruszek warknął dając mi pstryczka w nos, no cóż, byłem wyższy od niego i to dużo, aż o dwadzieścia centymetrów. Nie lubił kiedyś ktoś wykorzystywał jego wzrost, jak ja to zrobiłem przed chwilą.
- Słuchaj, masz to zanieść starszemu sierżantowi Roderich'owi Hilse na Aleję Szucha. Za dzień, dwa wszystko się wyda i będziemy w czarnej dupie, jak kurwa nie powiem gdzie jeszcze indziej - podniósł głos zdenerwowany. Kiwnąłem głową przyjmując poważną minę.
- Co dokładniej mam mu przekazać prócz listu? Nie myśl, że będzie chciał od tak rozmawiać, a ja nie będę w stanie dobrze dobrać słów by go zachęcić - odparłem chłodnym tonem, niemal mrożącym krew w żyłach. Generał zaś przetarł pot, który pojawił się na jego łysinie biorąc głęboki wdech.
- Amerykanin, wiek 32 lata, Lucas Fort był w naszych szeregach, w liście wszystko mu wytłumaczyłem. Oczekuję, że go dorwie, tu masz teczkę z jego danymi i kopertę. Ten chuj wykradł nam wszystkie dokumenty zbrodni, które miały iść do spalenia...- syknął łapiąc mnie za mundur.- Rozumiesz?! Wiesz co oni zrobią?! Zmiotą nas, Hitler się wkurwi - mówił chodząc wte i wewte na korytarzu. Wcisnął mi list wymachując dłońmi, burczał pod nosem, że mam jak najszybciej dostarczyć te papiery i przynieść mu odpowiedź, czy podejmie się tego zadania. Skinąłem głową zrozumiawszy, posyłając dodatkowo dowódcy uspokajający uśmiech. Mężczyzna westchnął ciężko i bez słowa skierował się do swojego gabinetu, gdzie obstawiałem będzie usiłować wyciszyć swoje nerwy. No tak, jeśli wszystko się wyda prawdopodobnie skończymy jako trupy, ewentualnie proch. Potarłem lekko skroń idąc do swojego samochodu, Mercedes jak zwykle stał na placu przed budynkiem - w końcu tu go zawsze zostawiałem. Nikomu nie wadził, zresztą duży nie był. Wyjąłem kluczki z kieszeni munduru i zasiadłem za kierownicą przeglądając wszystkie dokumenty z teczki. Listu jednak nie mogłem otworzyć, pieczątka przypominała tą, którą dawali królowie za czasów średniowiecza. Odstawiłem je do schowka i przekręciłem klucz w stacyjce odpalając pojazd. Wprawdzie chciałem być już w domu, by móc pomęczyć Matthias'a. Nie wiedziałem czemu reagował na mnie taką nienawiścią, ale cóż mogłem poradzić - nic. Chłopacy stali jak zwykle przy bramie, pilnując żeby nikt niepożądany wkroczył na nasz teren. Wpierw byłby rozstrzelany, nie mogliśmy sobie pozwalać, że jakiś dzieciak wbije do nas udając się zgubił i co? Puścimy go wolno? Polacy byli cwani, gorsi od lisów i nie zaprzeczę, miałem do nich szacunek. Wykorzystywali dzieciaki, jednak moi koledzy nie znali słowa "litość", tyle niewinnych istnień mają na sumieniu, ja także. Staram się aczkolwiek ratować jak najwięcej ludzi kiedy tylko mogę. Oni mają piekło, prawdziwe piekło. Niektóre polecenia dowódcy musiałem wykonywać, takie jak te, albo z odbiciem naszych inaczej sam przypłaciłbym degradacją ze stanowiska, a nawet i życiem. Pragnąłem mieć wyższy stopień, bo im jestem wyżej tym większą mam kontrolę - co z tego, że jestem od walki na froncie w SS- Waffen, oni to dopiero mordują. Krew leje się hektolitrami, a jak widzę, że ktoś z niższą rangą ode mnie męczy takowego człowieka, to po prostu go odsyłam mówiąc, że sam się nim zajmę. Przeważnie wtedy sprzedaje tej osobie plan ucieczki, raz było blisko wydania, ale cudem się udało. Mogę zawdzięczać ten cud matce, dzięki niej mam dobrą intuicję i umiejętność manipulowania. Jechałem dobre czterdzieści minut na Aleję Szucha pogrążony w zamyśleniu, jeszcze szybko ułożyłem plan i możliwe reakcję, jeśli nie będzie chcieć to cóż. Troszkę pogrożę, powiem na czym sam stoi, albo się zgadza lub skończy szybciej jako zimny trup z mózgiem na ścianie. Ewentualnie podłodze, łatwiej posprzątać. Zmrużyłem oczy widząc znajomą mi bramę, zatrzymałem się przed rogatką. Zaraz z postawionej budki wyszedł młody Niemiec pytając się w jakiej sprawie przyjechałem i do kogo. Nie dość, że poczułem się znieważony przez brak salutu to ton w jakim do mnie mówił, zajeżdżał pogardą.
- Witam, ja do sierżanta Roderich'a, sprawa wagi państwowej - powiedziałem oschle w stronę chłopaka machając papierami. - Nie mam czasu na wasze pierdolone procedury chłopczyku, rozmawiasz z porucznikiem - odparłem tasując wzrokiem prawdopodobnie w swoim wieku mężczyznę. Błękitnooki od razu zasalutował i ukłonił się przepraszając. Skrzywiłem się tylko, jak tylko podnieśli rogatkę wjechałem na mały placyk, gdzie zostawiłem Mercedesa. Wziąłem dokumenty, klucz ze stacyjki i wszedłem do środka budynku. Zaczepiłem niską blondynkę, która paliła papierosa.
- Którędy do pana Roderich'a? - spytałem uśmiechając się do niej uprzejmie. Kobieta lustrowała mnie wzrokiem przez chwilę, w końcu kiedy wypuściła dym z ust postanowiła się łaskawie odezwać.
- Piętro wyżej, pierwsze drzwi po lewej - mruknęła.
Podziękowałem jej i skierowałem się w tamtym kierunku. Wziąłem głęboki wdech przypominając sobie swoją przemowę. Odchrząknąłem i zapukałem do drzwi gabinetu starszego sierżanta.
- Wejść!- usłyszałem dość przyjemny męski głos. Nie był donośny, a raczej ostry, po prostu bardziej był łagodny.
Potrząsnąłem głową nie chcąc się rozwodzić nad czymś, co było mi zbędne. Pewnie wszedłem do pomieszczenia, zamykając za sobą kulturalnie drzwi. Zasalutowałem siedzącemu mężczyźnie z zawadiackim uśmiechem zdobiącym moją twarz.
- Przepraszam, że przeszkadzam Starszemu Sierżantowi, jednakże sprawa jest pilno i mam do pana specjalną wiadomość od generała - zacząłem na co blondyn uniósł brwi, wyraźnie zainteresowany. - Mój dowódca liczy jeszcze dziś na odpowiedź pisemną, czy podejmie się Pan tego zadania- mruknąłem podając starszemu list i dokumenty poszukiwanego.
- Podejmę się tego zadania?- Funkcjonariusz odebrał ode mnie papiery na chwilę się zamyślając. - Hm, sprawa faktycznie musi być pilna skoro przysłał do mnie samego porucznika - odparł podnosząc na mnie wzrok o ciekawym odcieniu błękitu. Jego ton głosu wydawał się być otoczoną nutką sympatii, jednak odebrałem to bardziej jako poczucie ważności i satysfakcji. W końcu, mógł czuć się zaszczycony listem od generała i spotkaniem z porucznikiem.
- Cóż, jeśli nie złapiemy tego osobnika, prawdopodobnie nasz triumf skończy się szybciej niż jest zaplanowany z góry. Trzeba złapać szczura, generał obawia się ataku Amerykanów, wszystko w liście jak twierdzi zostało wyjaśnione - powiedziałem spokojnie. Roderich otworzył list rozsiadając się wygodnie na krześle czytając jego zawartość.
<Roderich? >
***List***
dn. 12 kwietnia 1942 r.
Szanowny sierżancie Roderich'u Hilse!
Proszę mi wybaczyć, że tak bez uprzedzenia wysłałem do ciebie swojego porucznika.
Nie będę obijać w bawełnę, mamy poważny problem, aczkolwiek w naszych szeregach znalazł się amerykański szpieg, który wykradł dokumenty obciążające nas zbrodniami, które dokonaliśmy. Dzisiaj planowano je spalić, jednakże ten rekrut przebywający z jednym z naszych żołnierzy, ogłuszył go i je zabrał. Przeszukaliśmy całą bazę, ale po nim ani śladu, jak Amerykanie dostaną te papiery to już po nas - położą kres tej wojny. Teraz przesiaduje pewno w mieście, dlatego zwracam się do ciebie z prośbą. Odnajdź Lucas'a Fort'a, zabij, torturuj, cokolwiek. Daj fałszywe ogłoszenie, że kogoś zabił, aby ludzie się bali i wydali go bez żadnego protestu. Im szybciej tym większa szansa iż dokumenty nie zostały wysłane faksem. Do listu dołączyłem jego etykietę, wykorzystaj te informację, jakie znalazł jeden z naszych w mieszkaniu tego szpiega. Jeśli to wykonasz, będę Ci niezmiernie wdzięczny. Nie myśl, że robisz to za darmo, zapłacę ci na niedzielnej kolacji w restauracji u Fuscha o godzinie osiemnastej, na którą cię zapraszam, tyle ile sobie zażyczysz. Tam wszystko uzgodnimy. Oczywiście porucznik o tym nie wie, że również będzie nam towarzyszyć, aczkolwiek powiem mu jak dobrze wykona swoje zadanie i problem jaki się teraz pojawił zniknie.
Liczę na błyskawiczną odpowiedź Roderich'u, jak i raport końcowy po wykonaniu zadania. Przekaż go Noah'owi, jemu nigdy nic nie ginie.
Z poważaniem
gen. Reinhard Ybern
*** Etykieta szpiega***
Imię: Lucas (Matthias)
Nazwisko: Fort (Klaus)
Wiek: 32 lata
Data urodzenia: 5 października 1910 r.
Miejsce urodzenia: New York -USA
Wzrost: 178 cm
Oczy: błękitne
Włosy: blond
Zawód: lotnik
Stopień wojskowy: oficer
Znaki szczególne:
- blizna na lewym ramieniu po postrzale, oraz blizna na brzuchu po operacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz