Każdy ma prawo się pomylić, mi oczywiście nie zdarza się to zbyt często. W tym wypadku mogłem jednak siedzieć cicho, nie znam się na tych wszystkich fachowych nazwach nutek. Po prostu nie jest mi to do niczego potrzebne. Nigdy nie rozumiałem jak niektórzy potrafią być, zakochani w każdym najcichszym dźwięku. Co prawda ja też dostrzegam w muzyce coś pięknego, jednak uważam że tworzenie jej powinno być zajęciem typowym dla kobiet. Dlatego też dzisiaj, Eric po raz kolejny zmarniał i zniewieściał w moich oczach, gdy zaczął się wymądrzać na ten temat. Nie wiem w sumie czemu darze go taką sympatią, nasze charaktery tak często się ścierają, bardzo często mamy całkowicie odmienne zdania a mimo to, jeszcze go nie pogoniłem. A zresztą, jeśli chce niech tam sobie gada o tych całych durach, ja w przeciwieństwie do niego mam o wiele ważniejsze sprawy na głowie. Takie na przykład jak dumne reprezentowanie III Rzeszy, czy dowodzenie i uczenie takich niedoświadczonych żołnierzy co on.
Po tych krótkich rozmyślaniach na temat tego, na czym prawdziwy mężczyzn powinien się znać a na czym nie, wróciłem do mojej gazety. Brytyjka dalej grała swoje de dury, a Eric niczym zawodowy meloman słuchał jej z zamkniętymi oczami, rozkoszując się dźwiękami jej skrzypiec i szukając kolejnych błędów które mógłby jej wypomnieć.
Po krótkim czasie, zajmowania się samym sobą, przeczytałem w gazecie zdanie które od razu dodało mi zastrzyku energii, tak dużego że zacząłem szarpać ramię Erica aby ten łaskawie zwrócił na mnie uwagę i wysłuchał co mam do powiedzenia.
- Co ty do cholery chcesz . - zapytał leniwie otwierając oczy.
- Niech pani na chwilę przestanie. - powiedziałem, ale mój ton raczej wskazywał na zdanie rozkazujące.
Brytyjka przestała patrząc na mnie z zapytaniem, co było na tyle ważne że musiałem przerwać jej w samym środku utworu.
Wskazałem palcem na wielkie drukowane zdanie w gazecie, które brzmiało ,, Marlene Dietrich już w ten piątek, wystąpi na scenie Opery Narodowej w Warszawie".
- No super. - odpowiedział mało zainteresowany . - A widziałeś już cenę tego występu? -wskazał na dopisek poniżej. Ja jednak dalej, nawet nie zerknąłem na liczbę pod spodem.
- Ty to jednak jesteś czystym przykładem głupoty. - powiedziałem zdenerwowany, składając gazetę. - Ty naprawdę myślisz o takich błahych szczegółach, kiedy masz okazje zobaczyć Marlene Dietrich?
- Ja nie mam na jej punkcie takiego świra jak ty. - powiedział nie patrząc już na mnie i dał znak Brytyjce aby wznowiła swój koncert, jednak ona nie zdążyła zagrać ani jednego dźwięku bo pokazałem jej ręką że jeszcze nie skończyłem .
- Pffff... Taki znawca muzyki a chce zmarnować taką okazję. - skomentowałem jego odpowiedź. Po czym zwróciłem się w stronę Brytyjki. - Pani na pewno docenia twórczość Marlene Dietrich, w końcu widać że zna się pani na rzeczy. - zależało mi żeby ktoś ,,znający się bardziej" ode mnie, przyznał mi racje.
Dziewczyna popatrzyła na mnie zdziwiona i krótko przemyślała swoją wypowiedź, po czym powiedziała:
- Oczywiście słyszałam parę jej utworów, i niewątpliwie uważam że posiada wielki talent.
Uśmiechnąłem się do dziewczyny po raz pierwszy całkowicie szczerze.
- Który kawałek spodobał się pani najbardziej ?
- Nie pamiętam całego tytułu. ,, Sag mir Wo Die....
- ,, .... Blumen Sind " ? - zapytałem.
- Tak mi się wydaje. - odpowiedziała nieśmiało.
- Ahhh .. ma pani rację ten utwór jest niesamowity. Ja jednak mimo wszystko wolę ,, Lili Marleen "
- No wszystko super ale mógłbyś pozwolić pani grać dalej? - przerwał nam Eric.
- To że nie umiesz się włączyć w rozmowę, nie znaczy że możesz ją tak bezczelnie przerywać. - zwróciłem się do niego.- Tak w ogóle nie wiem czy pamiętasz szeregowy, ale w towarzystwie miałeś się do mnie zwracać ,,poruczniku". Nie nadużywaj mojej uprzejmości.
Ten przekręcił oczami, i zamilkł. A ja wróciłem wzrokiem na Brytyjkę.
- Jest pani zamknięta tylko na temat muzyki, czy chodzi też pani może do teatru?
- Uwielbiam teatr. - powiedziała od razu z większym lecz nie przesadnym zapałem - Poza tym muzyka i tetr często się łączą. Osobno są piękne, ale dopiero razem potrafią stworzyć cos niesamowitego.
- Oczywiście że tak. Jestem ciekawy jakie gatunki pani ... ? - wymusiłem aby zdradziła mi swoje imię.
- Josephine. - odpowiedziała delikatnie uśmiechnięta. - Jeśli chodzi o gatunki nie mam ulubionego, niech pan mi nie każe wybierać bo po prostu nie potrafię. Żeby zagrać w jakiejkolwiek sztuce trzeba mieć naprawdę wielki talent.
- Może to panią zdziwi, ale miałem już okazję zabłyśnięcia jako aktor. - powiedziałem dumnie. - Co prawda nie w teatrze, a w filmie ,,Untermensch" .
Po usłyszeniu tytułu na ułamek sekundy z jej twarzy zniknął delikatny uśmiech, ale po chwili powrócił, tyle że był o wiele bardziej sztuczny. Nie miałem na celu ją zdenerwować wspominając o tym, po prostu nic nie ukrywałem. Zresztą co miałem ukrywać, byłem z tego dumny.
- Powiem nieskromnie że to naprawdę dobry film, był bardzo ciepło odebrany w Niemczech. Podobno nawet sam Hitler wyraził się o nim bardzo pozytywnie.
- Nie widziałam tego ,,dzieła" . -odpowiedziała.
Zapadła niezręczna cisza, którą mogłem przerwać po prostu nakazując jej dalej grać.Jednak uznałem że chętnie zamienię z nią jeszcze parę słów. Bo w sumie, gazetę już przeczytałem, Eric się ,,wyłączył" a słuchanie skrzypiec już najzwyczajniej w świecie mi zbrzydło.
Popatrzyłem na odstawione obok skrzypce dziewczyny i od razu do głowy nasunął mi się nowy temat.
- Występowała pani kiedyś przed szerszą publicznością ?
Josephine?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz