Musiałam przyznać, że towarzystwo Polaka na początku lekko mnie krępowało, jednak po kilku chwilach przyzwyczaiłam się do niego i jego niepewnego uśmiechu, gdy zerkał w moją stronę. Nie był nachalny, a gdy zadał pytanie o moje miejsce zamieszkania, w jego oczach zauważyłam szczere zainteresowanie, nie tylko chęć zagłuszenia ciszy. Jak na kogoś, kto jeszcze przed chwilą znajdował się w poważnych tarapatach, był spokojnym człowiekiem, a ja odniosłam wrażenie, że jest jedną z tych osób, które żyją z dnia na dzień, łapią każdą chwilę i nie zadręczają się myślami typu 'Co by było gdyby...'.
- Pochodzę z Berlina, jednak na początku 1940 roku przyjechałam wraz z rodzicami do Warszawy i... Już tutaj zostaliśmy - wzruszyłam lekko ramionami. - Rodzice zawsze opowiadali mi, jak pięknym miastem jest Warszawa. Wydaje mi się, że już tutaj zostaniemy i cieszę się, że ich marzenie o mieszkaniu w Warszawie się spełnia. Nawet jeśli czas i wojenne okoliczności temu nie sprzyjają...
Zamilkłam, zdając sobie sprawę, że Janek może uznać mnie za egoistyczną, nieprzejmującą się losem innych osobę. W końcu dla niego moi rodzice, a także ja, byliśmy najeźdźcami, wrogami, którzy odbierali mu ojczyznę. Na każdym kroku było widać, jak Niemieccy żołnierze traktują Polaków, każdy wiedział także, co spotyka Żydów... A mój ojciec był kiedyś jednym z tych żołnierzy. Do końca 1939 roku był szanowanym niemieckim oficerem i wyznawał ideologię Hitlera o czystości rasowej. Ja uważałam to bardziej za opętanie, jednak w ojcu nie widziałam zła. Był dla mnie i mojego rodzeństwa dobrym i kochającym tatą, był człowiekiem, który bezgranicznym uczuciem obdarzył przed wieloma laty Polkę. Był też jednak surowo wychowany, w myśl niemieckiej ideologii. Był urodzonym żołnierzem. I chociaż nie robił tego z przyjemnością, zdawałam sobie sprawę, że skrzywdził wiele osób. Nie usprawiedliwiałam go, jednak nie potrafiłam go także osądzać. Dla mnie był tylko maszyną w rękach chorego systemu i cieszyłam się, że rodzice wychowywali mnie, pozwalając wykształcić własne przekonania. Zdawałam sobie jednak sprawę - i dotkliwie mnie to raniło - iż mieszkańcy Warszawy, którą tak zachwycali się moi rodzice, mieli moją mamę za zdrajczynię, która wyszła za Niemca, a ojca za bezwzględnego zabójcę.
- Jednak panience się tutaj nie podoba? - zapytał Janek po chwili, przerywając moje rozmyślania, a ja zdałam sobie sprawę, że Janek tak właśnie zinterpretował fakt, że nagle się zasmuciłam.
- Miasto jest piękne, jednak całkiem mi obce. Wiem także, że żaden Niemiec nie jest tutaj mile widziany. W Berlinie żyje moja starsza siostra z rodziną i mój starszy brat, których mi brakuje - odpowiedziałam cicho, zupełnie zdziwiona swoją otwartością przed całkowicie mi obcym chłopakiem. Czułam się jednak z tym dobrze.
- Zamierzasz wrócić do ojczyzny, Fräulein Kastner? - na to ciche pytanie chłopaka od razu pokręciłam głową.
Przeczuwałam, że tata nie będzie żył długo, zważywszy na jego poważny stan zdrowia. Zamierzałam zostać z mamą w jej ojczystym kraju. Poza tym, z Berlina przywieźliśmy ze sobą sześć psów, w tym pięć najsilniejszych, najlepszych do założenia hodowli tutaj, z doskonałymi genami, jak to określił tata. To był mój cel, chociaż na razie wszystkim musiałam zajmować się sama. Nie mogłam liczyć na pomoc taty, mama sporadycznie pomagała przy psach, z którymi sobie nie radziła. W najbliższym czasie zamierzałam znaleźć pomocnika, ciągle jednak miałam na głowie inne sprawy.
- Polska jest dla mnie ojczyzną w takim samym stopniu jak Niemcy, Janku - uśmiechnęłam się lekko. - Poza tym, kuzyni nie mogą zwracać sie do siebie tak oficjalnie - zażartowałam, a na twarzy chłopaka od razu pojawił się szeroki, czarujący i jakże zaraźliwy uśmiech. - Mów mi Eva.
- Z wielką chęcią, Evo - powiedział chłopak, jakby chcąc sprawdzić, jak moje imię zabrzmi z jego ust.
- Mam nadzieję, że nadal chcesz mi towarzyszyć? - zapytałam uprzejmie. - Idę do szpitala pobrać leki dla taty. Po drodze mógłbyś umilić mi czas rozmową, a i miło byłoby się dowiedzieć czegoś o tobie - przyznałam.
(Janek? Nic się nie stało, rozumiem :) )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz