Wiedziałam, że nie powinnam była za nim iść. Co z tego, że był niemieckim żołnierzem? Coś mnie do niego ciągnęło. Był inny, przynajmniej tak mi się zdawało. On płakał. Był jedynym Niemcem, który się przy mnie rozpłakał. To było... Dziwne. Tak naprawdę nikt przy mnie nie płakał. Nigdy. A on? Jakby ukazał mi część siebie.
— Zostaw mnie! — wrzasnęłam, gdy jakiś Niemiec zaczął przeszukiwać moje kieszenie. Próbowałam go odtrącić, ale trzymał mnie w mocnym uścisku. Gdy się schylał, splunęłam na niego z grymasem obrzydzenia i wściekłości na twarzy.
Niemiec szybko się podniósł.
Rozległ się dźwięk policzkowania.
Przez chwilę tak stałam, czując ból na prawym policzku.
Ale potem dotarło do mnie, że ja nie mam już szans. Zabiorą mnie do obozu i tam zginę. Z przepracowania. Z głodu. I pani Maria... Ona zostanie sama.
Tego było już za dużo. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Zaczęłam cicho szlochać.
Ale ja nie mogę tak po prostu się poddać.
Katarzyna Wiśniewska nie poddaje się bez walki.
Szarpałam się i krzyczałam, kopałam, gryzłam i drapałam. Próbowałam wydostać się ze stalowego uścisku tego Niemca.
— Zostaw mnie! Pani Maria nie poradzi sobie beze mnie! Ty bękarcie świni! Pomiocie szatańskich sił! Cholerna istoto! Puszczaj mnie! — rozległy się wrzaski, które chyba były moje, ale głos brzmiał dziwnie obco. Otworzyłam zaciśnięte powieki i za tym Niemcem zobaczyłam Jensa. Już chciałam go zawołać, ale poczułam ogromny ból w ramieniu... Nodze... Głowie... Pięści Niemca atakowały każdy centymetr mojego ciała. Upadłam na ziemię, a on po prostu mnie kopał, w twarz, nogi, ręce...
— Dosyć — odezwał się ktoś po niemiecku, a ja ostatkiem sił otworzyłam oczy mokre od łez. Jens trzymał tego Niemca za ramię. — Dosyć, ja ją wezmę.
— Ona idzie do obozu — warknął ten Niemiec i kopnął mnie jeszcze raz.
Czyjaś ręka mnie podniosła.
— Idzie ze mną — odparł Jens i przycisnął mnie do siebie.
— Oddawaj ją, gówniarzu. — Znowu mną szarpnęli, ale już po chwili poczułam, jak moje nogi, popędzane przez kogoś obok. Zacisnęłam powieki i przez łzy zaczęłam się cicho modlić. Prowadzą mnie do samochodu. Zginę w obozie. Pani Maria zostanie sama. Kto jej pomoże przy kwiaciarni?
Usłyszałam dzwonek i poczułam słodki zapach kwiatów.
— Kasiu? — to pani Maria. To jej głos.
— Kasia? Żyjesz? — a to na pewno Jens.
— Ja... — to jedyne, co mogłam z siebie wykrztusić. Potem wybuchnęłam tylko głośnym, bezradnym płaczem.
Jens?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz