- Lipowa - powiedziałem nadal lekko oszołomiony.
Na prawdę powoli mnie denerwowało to, że nazywał mnie ''dzieciakiem''. Chciałem już mu coś powiedzieć jednak postanowiłem przemilczeć tą sytuację. Szedłem za żołnierzem trochę wolniej od niego. Nie chciałem się przemęczać. Żołnierz co jakiś czas spoglądał na mnie. Nie wiem po co. Przecież i tak nie ucieknę. On widział, że ja się boję. Od zawsze wszyscy mówili, że jestem bardzo odważny, nawet po rozpoczęciu wojny. On jednak był inny. Kpił ze mnie.
- Jesteś inny niż reszta niemieckich żołnierzy - mruknąłem.
Przed oczami stanął mi obraz osoby, która jest uosobieniem moich koszmarów. Niemiecki żołnierz trzymający w ręku jakiś rodzaj ostrza postanowił mnie ukarać. Uratowałem małą dziewczynkę z łapanki. Zrobił mi dość głęboką ranę, po której teraz mam bliznę. Wróciłem do domu cały poobijany, a jednak czułem ulgę. Czułem ulgę ponieważ wiedziałem, że mogło być gorzej. Zawsze może być gorzej. Dzisiaj udało mi się trafić na jednego z tych... EHHEM. ''Milszych'' żołnierzy. Zapewne zwykle rozstrzeliwuje ludzi na łapankach z uśmiechem na twarzy. Po chwili byliśmy już na mojej ulicy.
- Dzięki. Chyba... - powiedziałem po czym jak najszybciej się stamtąd oddaliłem nie spoglądając w tył.
Kiedy wszedłem do domu oparłem się o drzwi i wypuściłem powietrze ustami. O tej godzinie już wszyscy są w domu. Stałem w pustym przedpokoju, a do reszty osób dzieliły mnie jeszcze jedne drzwi. Zacząłem się trząść.
- Spokojnie Sacha... - jęknąłem. Musiałem się uspokoić, a spotkanie z tym żołnierzem mi w tym nie pomagało. - Musisz ich podtrzymywać na duchu. Jesteś ich oparciem...
Wziąłem głęboki wdech. Wszedłem do salonu, a na moją szyję rzuciła się Oktawia. Czarnowłosa wydawała się być przejęta. Patrzyłem na nią lekko zdziwiony.
- O co... - zacząłem, lecz Oktawia mi przerwała.
- Boże! Widziałam cię z tym żołnierzem. Zrobił ci coś?!
Na mojej twarzy pojawił się grymas.
- Nieee... - powiedziałem zdejmując ręce dziewczyny z mojej szyi.
Ta od razu się zniżyła. No tak rzucając mi się na szyję zawisła w powietrzu.
- Na pewno? - spytał Rafał.
Za to Miłosz z Konstancją mieli najwyraźniej niezły ubaw z tej ''przesłodkiej'' scenki. Zwróciłem się do do nich.
- Konsta ~ ostatnia szansa. Miłosz ~ pamiętaj, że nie boję się złamać ci nos.
Ci ucichli. Oktawia spojrzała na mnie lekko przygaszona, a Rafał podszedł do mnie z listem w ręku.
- To dla ciebie - powiedział wręczając mi list.
List? Dla mnie? Coooo. Wziąłem list i obejrzałem go. Z Francji... Aurore Faix? Siostra ojca? Ona wysyła mi list? Otworzyłem go i zacząłem czytać. (List będzie przetłumaczony na Polski z racji iż chce uniknąć wszelkich błędów w języku Francuskim.)
3 kwietnia 1942 r.
Drogi Sacho!
Mam nadzieję, że ten list dotrze do ciebie w dobrym zdrowiu. Z głębi
serca przepraszam cię, że nie napisałam do ciebie wcześniej, ale dopiero
miesiąc temu dowiedziałam się o twoim aktualnym adresie zamieszkania
jednak dopiero teraz odważyłam się na napisanie listu do ciebie.
Piszę ten list chcąc wiedzieć czy żyjesz. Wiem, że takie słowa -
nawet napisane na papierze - nie są miłe jednak inaczej nie dam rady
ubrać tego co myślę w logiczną składnię. Na prawdę się o ciebie martwię.
Chciałabym wiedzieć jak się miewasz i czy czegoś potrzebujesz. Bez
problemu mogę ci wysłać paczkę jednak niestety nie mogę cię z tą zabrać.
Proszę Sacho odpisz na ten list bym nie martwiła się nocami o twój stan zdrowia, a nawet o to czy żyjesz.
Proszę Sacho odpisz na ten list bym nie martwiła się nocami o twój stan zdrowia, a nawet o to czy żyjesz.
Twoja ciocia,
Aurore Faix
<Vlad?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz