Zaciągnąłem się papierosem, wyglądając przez okno na słońce, które powoli wyłaniało się zza horyzontu, malując niebo na różne odcienie czerwieni. Oczy piekły mnie strasznie i wiedziałem, że to bynajmniej nie od papierosowego dymu, a od niewyspania. Wstałem z parapetu i zgasiłem niedopałem w małym talerzyku stojącym na stole i służącym mi za popielniczkę.
- Czarny przemyci broń, Czarny w drodze z pracy odbierze dokumenty i przekaże je tuż pod nosem Niemców... Co to ma znaczyć, Adrian? Dlaczego zawsze ty? - syknęła wściekła Hanna, posyłając mi ostre spojrzenie. - Zawsze odsyłany do najgorszych zadań, niemal sam wpychasz się w niebezpieczeństwo! Mało masz do stracenia? - zapytała przyjaciółka, patrząc na śpiącą na kanapie Karolinę.
Mój wzrok także odruchowo powędrował w tamto miejsce. Mój mały aniołek spał z lekko rozchylonymi ustami i ciemnymi lokami rozrzuconymi dookoła głowy na poduszce. Na swoje szczęście, córka odziedziczyła wygląd po mnie, a nie po Joannie. W jej wyglądzie nie było cech typowo semickich.
- Zamknij się, Hanka - powiedziałem cicho, pocierając skronie. - Mam już dosyć twojego marudzenia.
- Może po prostu się martwię, że pewnego dnia nasz bohater - wypowiedziała ostatnie słowo z pogardą - nie wróci do domu, tylko znajdzie się gdzieś przy śmietniku z kulką w tym durnym łbie? Myślisz, że to ułatwi sprawę? Może tobie. Ale co wtedy zrobię ja? Co będzie z małą?! - krzyknęła, a ja spojrzałem niespokojnie na córkę i szybko doskoczyłem w stronę przyjaciółki, łapiąc ją za ramię i wypychając z pokoju do kuchni.
- Zamknij się - wycedziłem. - Obudzisz Karo.
Dziewczyna z wściekłością rzuciła się na mnie, wymierzając mi kilka ciosów. Zanim unieruchomiłem jej ręce, zdążyłem dostać porządny cios w szczękę. Westchnąłem, nie mając pojęcia, skąd w tak drobnej kobiecie tyle siły.
- Przyrzekałaś - przypomniałem, patrząc jej w oczy.
Doskonale pamiętałem, że po śmierci Joanny razem z narzeczonym Hanny, Antkiem, załatwiliśmy jej i Karolinie fałszywe, niemieckie dokumenty i odłożyliśmy sporo pieniędzy na wyjazd. Później, przed wstąpieniem do naszej brygady wymogliśmy na niej przysięgę, że jeśli coś nam się stanie, Hanna weźmie Karolinę i ucieknie z nią z kraju. Od tamtego czasu dużo się jednak zmieniło; Antek zginął i mimo iż oboje wiedzieliśmy, że najbezpieczniejszym wyjściem dla przyjaciółki i mojej córki jest ucieczka z kraju teraz, i ja, i Hanna odciągaliśmy ten moment w nieskończoność. Może to ja nie potrafiłem rozstać się z córką i z przyjaciółką, a może to ona nie była na to gotowa. W każdym razie, odkąd zacząłem bardziej się narażać, codziennie poruszam temat ich wyjazdu.
- W dupie mam takie przysięgi, rozumiesz? - krzyknęła płaczliwym tonem Hanka, wyrywając się z mojego uścisku. - W dupie!
Wyszła szybkim krokiem z kuchni i zatrzasnęła za sobą drzwi do przedpokoju, aż znajdująca się w nich szyba zadrżała. Po chwili usłyszałem także trzaśnięcie drzwi od małej łazienki. Nie czekając, także ruszyłem do wyjścia z kuchni, uderzając po drodze pięścią we framugę drzwi. Poczułem, jak kostki mi przeskakują i zakląłem, słysząc ciche chrupnięcie w dłoni. Wszedłem do pokoju, gdzie upewniłem się, że Karolina śpi i poprawiłem na niej koc. Z parapetu, na którym wcześniej siedziałem zgarnąłem swój płaszcz i zarzuciłem go niedbale na ramiona. Wychodząc z mieszkania, zatrzymałem się przy drzwiach do łazienki i zapukałem w nie delikatnie. Czując ból w dłoni, skrzywiłem się lekko.
- Hanka, przepraszam - powiedziałem w stronę drzwi. - Nie chcę codziennie żegnać się kłótnią.
Usłyszałem ciche pociąganie nosem, jednak żadnej odpowiedzi. Ta dziewczyna swoją strachliwością i troską doprowadzała mnie do szału, wiedziałem jednak, że nie jest to bezpodstawne. Straciła przecież już w wojnie przyjaciółkę i narzeczonego, miała prawo wariować. Szkoda tylko, że tak często zapominała, że jej strata jest również moją; straciłem przecież żonę i przyjaciela.
- Po prostu odpuść ten temat - poprosiłem. - Nie będę siedział bezczynnie, wiesz to. Inni też się narażają.
Po chwili ciszy stwierdziłem, że czuję się jak idiota, gadając do drzwi. Tym bardziej, jeśli za nimi znajdowała się osoba, która nie bardzo chciała mnie słuchać. Wyszedłem z domu.
Ostatnio załapałem się do pracy przy odbudowie kilku zniszczonych pomieszczeń szpitalnych. Nie była to tylko zwykła fucha, ale też dzięki niej miałem kontakt z wybitnym polskim lekarzem, mającym kontakty z rożnymi ludźmi. Dzisiaj miałem odebrać od niego dokumenty dla kolejnych wyprowadzonych z getta lub szpitala Żydów, co było o tyle trudnym zadaniem, że ostatnio Niemcy zaczęli patrzeć swoim Polskim pracownikom na ręce. Obawiali się kradzieży narzędzi lub po prostu robili to ze swojej własnej uszczypliwości, nie miałem pojęcia. Pewne było jednak, że muszę szybko coś wymyślić. Plan z przeniesieniem dokumentów w gazecie spalił na panewce, gdy jeden z Niemców zabronił nam czytania gazet, uznając, że są one tylko dla ludzi mądrych, a do takich nas nie zalicza.
Kiedy tylko zauważyłem pod jedną z obluzowanych desek ukryte przez lekarza dokumenty i dołączony do nich list, zacząłem planować, jak to wszystko przemycić przez kontrolę. Na pomysł wpadłem dopiero w momencie, gdy jeden z nadzorujących Niemców, najwyraźniej w przypływie dobrej woli, podarował mi bochenek chleba. Zamiast go zjeść, wydrążyłem w środku otwór i ukryłem w chlebie zwitek dokumentów. Z wyniesieniem go nie miałem pod koniec zmiany problem. Dostałem instrukcje, by przekazać dokumenty czekającej kilka przecznic od szpitala dziewczynie w czapce. Nie mogłem kontaktować się bezpośrednio z dowódcą, gdyż był on już podejrzewany i obserwowany. Mieliśmy kontaktować się i przekazywać wszystko za pośrednictwem harcerzy.Nie pochwalałem wykorzystywania młodych, ale jednocześnie wiedziałem, że każdy przyda się do walki z nazistami. No i w końcu nie narażaliśmy ich aż tak bardzo...
Idąc w umówione miejsce, cały czas wypatrywałem ciemnowłosej, niskiej i drobnej dziewczyny w czapce i lekkim, znoszonym płaszczu, jak to przedstawił mi ją jeden z naszych.
Widząc na rogu dziewczynę pasującą do przekazanego mi opisu, podszedłem do niej szybkim krokiem.
- Zosia? - upewniłem się, a gdy dziewczyna skinęła głową, podałem jej owinięty w papier chleb. Przysunąłem się do dziewczyny i pochyliłem nad nią. - Dokumenty są w środku - wyszeptałem jej do ucha i poczułem, jak zadrżała lekko. Odsunąłem się nieznacznie, rozglądając dookoła, ale nikogo przy nas nie było.
- Jestem Czarny. Dowódca kazał ci coś mi przekazać? - zapytałem cicho, wiedząc, że poprzez harcerkę miał podać mi szczegóły dzisiejszej akcji, w której mieliśmy przewozić broń.
(Zosiu? Mam nadzieję, że nie jest aż tak beznadziejne... Jestem słaba w rozpoczynaniu :/ )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz