— Eee... — zaczęłam. Chole*a jasna, zaraz stracę głowę. Myśl, Kaśka, myśl! Co by tu...
Nagle rozległ się dźwięk tłuczonego wazonu. Spojrzałam w stronę huku i zorientowałam się, że to pani Maria "przypadkowo" stłukła gliniany wazon. Uśmiechnęłam się w duchu. Zrobiła to specjalnie, ja to wiem. Nigdy nie zdażyło się jej nic takiego.
— Przepraszam na chwilę — uśmiechnęłam się przepraszająco do Achima i podeszłam do pani Marii.
— Na litoś boską, prze pani, proszę tego nie dotykać, bo jeszcze się pani pokaleczy! — powiedziałam do niej po niemiecku (w sumie tak samo jak cały czas teraz), a gdy już ją odsunęłam, zebrałam zniszczone kawałki. Sama sprawnie by się tym zajęła, ale jak już odgrywamy szopkę, to na całego.
Poszłam wyrzucić te kawałki i resztki ziemi wraz z kwiatkiem na drugi koniec kwiaciarni, a los postanowił być dla mnie łaskawy, bo natychmiast wbiegł tu jakiś Niemiec i wymamrotał coś do Achima.
— Musimy się zbierać, panowie — odezwał się do swoich kompanów i posłał mi olśniewający uśmiech.— Do zobaczenia o dziewiętnastej, mam nadzieję.
I wyszli.
Gdy oddalili się już znacznie, mogłam opaść na krzesło. Tak też zrobiłam i wytarłam czoło wierzchem dłoni.
— Kasiu... — odezwała się pani Maria po polsku — chyba nie masz zamiaru się tam wybierać?
Westchnęłam głęboko.
— Chyba nie mam wyboru — odparłam w tym samym języku.— Będzie nas nachodzić, jeśli tego nie zrobię.
— Więc idź, zajmę się wtedy kwiaciarnią.
— Mam nadzieję, że wrócę.
— Wrócisz, spokojnie.
Wstałam i spojrzałam na zegar. Mam dokładnie pięć godzin, żeby się pojawić w tej restauracji. Zerknęłam nieufnie na wizytówkę pozostawioną mi przez blondwłosego Niemca. No nic. Trzeba się przyszykować.
Przez pierwszą godzinę tylko myślałam, jak to wszystko mogło się skończyć.
Drugą siedziałam, robiąc to samo.
Trzecią przygotowywałam najładniejszą sukienkę, jaką miałam.
Czwartą pani Maria upinała mi włosy.
Piątą szykowałam się do wyjścia.
Otworzyłam niepewnie drzwi kwiaciarni i wyszłam na ulicę. Szybkim krokiem ruszyłam do restauracji.
~~~
Gdy do niej weszłam, uderzył mnie w uszy dźwięk głośnych rozmów pijanych Niemców. Niektórzy nawoływali za mną, ale ja z głową podniesioną do góry szłam do stolika, którego numer napisał mi na kartce Achim. Usiadłam na stołku i zerknęłam na zegar. 18.50. Jeszcze dziesięć minut.
Ani się obejrzałam, jak drzwi otworzyły się i do środka wszedł wysoki, niebieskooki Niemiec.
Achim?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz