18.07.2017

od Kasi

Dzisiaj, wyjątkowo, pani Maria postanowiła zamknąć kwiaciarnię, więc stwierdziłam, że to idealny dzień, aby zająć się moimi kłakami.
Stanęłam przy moim lustrze, na którym widać było mnóstwo rys i parę pęknięć, ale nadawało się jeszcze do użytkowania. Westchnęłam głośno i poprawiłam swoją przykrótkawą koszulę nocną. Przeczesałam włosy palcami, raz po raz zahaczając o jakieś kołtuny. W końcu podniosłam je do góry, odgarnęłam z twarzy i związałam jakąś wstążką, którą znalazłam w mojej szafce. Westchnęłam ponownie, gdy zobaczyłam moją twarz w pełnej krasie, nie zasłoniętą falami włosów. Przejechałam palcem po swoich piegach i postanowiłam w końcu się ubrać.
Zegar wskazywał dwunastą piętnaście, co znaczyło, że jeśli wyjdę na ulicę, zderzę się z ogromnym tłumem.
Postawiłam dzisiaj na szarą sukienkę. Ubrałam do tego najzwyklejsze botki i raz jeszcze przejrzałam się w lustrze. Nie było tak źle.
Postanowiłam wyjść na zewnątrz, żeby się przewietrzyć i posłuchać, co ludzie mają do powiedzenia. Czasem nie wiedzą, jak głośno mówią, co może im sprawić problemy. Nigdy nie donosiłam, więc przypadkowe osoby spotykane przeze mnie na ulicy prosiły mnie o radę. Pewnie myśleli, że skoro jestem taka malutka to nikt nie liczy się z moim zdaniem. Najśmieszniejsza kiedyś była dwójka siedemnastolatków, którzy wzięli mnie za młodszą od siebie. W tych czasach dwudziestotrzy latka najwyraźniej nie może być niższa niż przeciętny piętnastolatek.
Starałam się jakoś kroczyć między tymi wszystkimi wysokimi ludźmi i nie wpadać na nich, ale jednocześnie trzymałam się z boku chodnika i starałam nie rzucać się w oczy.

Ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz