Mimo, że to nie mnie wołali, ścisnęłam lekko ramię pani Marii i ruszyłam tuż za blondynem. Starałam się zachować obojętny wyraz twarzy, żeby nie wyglądać na podejrzaną i nawet mi to wyszło.
Po paru krokach zorientowałam się, o co poszło. Dobrali się najwidoczniej do piwnicy i zalegających w niej butelek wina, whisky i ręcznie robionej cytrynówki.
Prychnęłam cichutko, gdy wychodzili, trzymając w rękach dosłownie wszystko, co tam było. Jeden z tych hitlerowców, ten łysy, spojrzał na mnie z góry (co w sumie nie byłp trudne).
— Cywilom nie można trzymać aż takiej ilości alkoholu — warknął po niemiecku, a ja kiwnęłam powoli głową, nie spuszczając z niego wzroku. Kretyński imbecyl. Wymyślił to na poczekaniu, mogę się założyć, bo nigdy nie słyszałam o takim zakazie.
— Skoro tak, to możecie to wziąść — powiedziałam, również po niemiecku i uśmiechnęłam się leciutko. Wziął to za oznakę szacunku, ale miałam go do niego tyle, że mogłabym bez problemu splunąć mu pod nogi. Ale mogliby oskarżyć o moje zachowanie panią Marię, a nie chciałam, żeby miała przeze mnie problemy. Bądź co bądź, nie sądzę, abym wyglądała na pełnoletnią.
— Wracając — odezwał się do mnie po niemiecku ten blondyn (muszę zapytać go o imię, bo szlag mnie trafi, jeśli ciągle będę nazywać go "blondynem" albo "Niemcem")— Czyli mogę kupić tę różę?
— Ależ oczywiście — odparłam w tym samym języku, podnosząc głowę, aby spojrzeć mu w oczy — Może pan wziąć ją nawet za darmo.
Achim?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz