- Jak cię zwą? - zapytała przyjaźnie dziewczyna. Rzadko zdarza się że Warszawianki odnoszą się do mnie tak łagodnie. Nie dziwię im się.
- Jens Kastner. Dziękuję że pani mnie przyjęła.
- Jaka tam pani, mów mi Kasia. Przed czym się chowasz ?
Spuściłem głowę patrząc w podłogę.
- Przed obowiązkami. - powiedziałem niczym małe dziecko, a do oczu już napłynęły mi łzy, jednak nie pokazałem jej tego dalej patrzyłem w podłogę. Czemu jestem taki żałosny.
Po moim ubiorze już na pewno zgadła kim jestem.
- Nie powinienem tu być. - powiedziałem nagle wstając i popatrzyłem na nią.- Jeśli mnie tu znajdą na pewno narobią wam kłopotów.
Podszedłem do drzwi, i już złapałem za klamkę jednak nie chciałem jej nacisnąć, nie chciałem z tąd wyjść, nie chcę tam wracać.
- Poczekaj, spokojnie . -złapała mnie za dłoń . - Nic złego się nie stanie, nie znajdą cię tu. Skąd mają wiedzieć że ukrywasz się akurat w kwiaciarni?
- Mój dowódca przeszuka całą Warszawę, tylko po to aby mnie znaleźć.
- Czemu miałoby mu tak zależeć na zwykłym szeregowcu? - domyśliła się po moim stroju.
- Bo ja nie potrafię być nawet zwykłym szeregowcem. - powiedziałem znowu unikając jej wzroku. Po czym oparłem się o ścianę i usiadłem na ziemi , chowając twarz w dłoniach, bo już miałem ochotę wybuchnąć płaczem. jednak nie zrobię tego, ta dziewczyna nie zobaczy mnie w takim stanie.
Usiadła obok mnie. I pozwoliła aby przez chwile nikt nic nie mówił. W końcu ja odsłoniłem twarz i zacząłem jej wszystko tłumaczyć. Nie wiem czy chciałem to po prostu z siebie wyrzucić, czy już po tak krótkiej rozmowie jej zaufałem.
- Znaleźliśmy żydów ukrywających się w kamienicy. Sierżant kazał wyprowadzić wszystkich jej mieszkańców, nawet tych którzy nie mieli o żydach żadnego pojęcia. Poustawiali ich przy ścianie, a nam dali karabiny, nie mogłem nawet na to patrzeć a tym bardziej wykonać rozkazu, zacząłem uciekać ile miałem sił w nogach. Nie chciałem patrzeć na twarze tych ludzi. Dwóch innych szeregowych próbowało mnie gonić, nawet do mnie strzelali, ale ja nie chciałem się nawet odwrócić. Zgubiłem ich. - popatrzyłem na dziewczynę. - Tam pod ścianą stoją dzieci, starcy, matki z noworodkami na rękach. Nie słyszałem żeby strzelali kiedy uciekałem. Pewnie sierżant kazał czekać na mnie. Aż wrócę, aż wykonam ten cholerny rozkaz. - teraz już nie mogłem się powstrzymać, łzy leciały mi po policzkach. Czułem wstyd, nie potrafię nawet powstrzymać jebanego płaczu.
Dziewczyna nie mówiła nic przez chwilę, patrzyła mi w oczy aż w końcu powiedziała:
- Przecież to chore! Ci ludzie nic nie zrobili...
- A teraz czekają aż wrócę, muszą tam stać. Pod tą pierdoloną ścianą.. te wszystkie dzieci... matki... schorowani ludzie. Na pewno już wszyscy wiedzą co ich czeka. A ja tylko przedłużam ich cierpienie. Czekanie na śmierć musi być okrutne.. - wymamrotałem chowając głowę w kolana.
- Dlaczego jesteś tam taki ważny?
- Mój dowódca mnie nienawidzi. To przyjaciel mojego przybranego ojca, obiecał mu że zrobi ze mnie żołnierza, ale to mu się nigdy nie uda... nie da się zrobić żołnierza z takiego śmiecia jak ja. Kiedy on zrozumie że to niemożliwe. Prędzej umrę, a nawet na to mi nie pozwalają.
Po tych słowach gwałtownie wstałem i zacząłem pośpiesznie wyciągać broń zza paska, i podałem jej mówiąc:
- Zabij mnie, błagam zabij mnie. Sam nie potrafię zrobić nawet tego. - wytarłem łzy i stanąłem nieco dalej. - Jeśli tego nie zrobisz wrócę tam i pozabijam tych wszystkich niewinnych ludzi.
Kasia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz