Mam już tego dosyć. Nienawidzę Niemców, nienawidzę mężczyzn. Jak można robić coś takiego niewinnej dziewczynie? Za każdym razem, gdy przychodzi do mnie kolejny ‘spracowany żołnierz walczący dla dobra ogółu’ to mam nadzieję, że tym razem wezmą mnie do lasu i rozstrzelają. Brzydzę się siebie. Brzydzę się mężczyzn. Brzydzę się świata i życia. Dzień w dzień jest to samo. Czy tak miało być? Czy miałam trafić do nazistów, robiąc za prostytutkę? Nie wiem. Nie tak miało wyglądać moje życie. Miałam iść na prawo lub brać udział w wyścigach konnych. Ale widocznie nie było mi to dane.
Cholerny Hitler. Cholerni Niemcy. Cholerni mężczyźni. Cholerny świat. Z każdym dniem mój stan psychiczny, fizyczny w sumie też, pogarsza się. Ale koniec rozmyślania nad teraźniejszością. Liczy się przyszłość.
Obudziłam się wcześnie rano przez trzask drzwi. Ledwo co się przebudziłam, a jakiś pierdolony nazista złapał mnie za włosy i pociągnął w górę. Przyzwyczajona do tego nawet nie pisnęłam. Spojrzałam w górę i zobaczyłam twarz brzydkiego blondyna. Był trochę starszy ode mnie. Widać było, że wykonuje rozkazy pod lekką presją, bo w progu stał kolejny żołnierz, krzyczący do niego w niezrozumiałym dla mnie języku. Niestety, nie rozumiem za bardzo niemieckiego, więc nie wiem, co mu kazał zrobić. Chłopak krzyknął do mnie po polsku, żebym wstała. Wykonałam rozkaz, bo nie chciałam oberwać z kolby karabinu, jak to często bywa, gdy nie wykonujesz rozkazów.
– Chodź za mną, głupia dziwko. – powiedział starszy żołnierz, łapiąc mnie za rękę. – Jesteś potrzebna pewnemu koledze. – powiedział i zaczął się śmiać z własnego dowcipu. – Alex, zaprowadź ją do celi numer 4. – dodał na odchodnym grubas. Chłopak skinął posłusznie głową. Widać było, że też boi się mężczyzny. Bóg wie, co on może mu zrobić? Albo mi?
– Chodź, pospiesz się. Nie mamy całego dnia. – powiedział blondyn beznamiętnym głosem i zaczął mnie ciągnąć w niewiadomym kierunku. Szliśmy korytarzem, starym i zapuszczonym. Na suficie było kilka lamp, które powodowały, że w korytarzu panował półmrok.
– Chyba nie chcesz zaciągnąć mnie w jakąś ślepą uliczkę i zgwałcić, co? – zapytałam, trochę przestraszona. Chłopak może był dość młody i trochę podenerwowany, ale mógł być zdolny do wszystkiego. W końcu to kolejny, cholerny mężczyzna. Kolejny nazista, który bierze, co chce i kiedy chce.
– Zwariowałaś? Co oni ci dodają do jedzenia? – zapytał, nie dowierzając w to, co właśnie usłyszał.
– Gdyby jeszcze to można było nazwać jedzeniem. To gdzie mnie tak ciągniesz? – spytałam, zatrzymując się.
– Zobaczysz. – odpowiedział beznamiętnie.
– Nie chcesz mnie chyba zabić, co?
– Nie jestem mordercą.
– Mordercą może nie, ale za to jesteś pierdolonym nazistą, posłusznym pierdolonemu Hitlerowi. I jesteś kolejnym, równie pierdolonym, mężczyzną. – gdy tylko skończyłam to mówić, uderzył mnie z całej siły w twarz. Złapałam się za policzek.
– I co? Już nie jesteś taka wygadana, jak wcześniej? – w odpowiedzi tylko splunęłam mu w twarz i kopnęłam w krocze, przez co złożył się w pół. W czasie, gdy on zwijał się z bólu, ja zaczęłam biec korytarzem, szukając wyjścia. Biegłam na oślep, nie uważając na nic i na nikogo. Dostrzegłam światło w głębi korytarza. Zaczęłam biec jeszcze szybciej. W końcu dobiegłam do drzwi, które, o dziwo, nie były zamknięte, więc z łatwością otworzyłam je na oścież. Wyskoczyłam na zewnątrz i zamarłam. Wkoło leżało pełno ciał martwych lub ciężko rannych ludzi. Niektórzy ludzie jeszcze ruszali się pod wpływem przedśmiertnych drgawek. Nagle, jakby nieświadomie, złożyłam się w pół, jak tamten żołnierz w korytarzu, i zaczęłam wymiotować. Gdy już skończyłam znów zaczęłam biec, aby uciec jak najdalej od tego koszmaru. W końcu jestem wolna. Nareszcie. Po tylu miesiącach. Ale co teraz ze mną będzie? Czy umrę z głodu lub z wycieńczenia? Czy może mnie znajdą i wtedy zabiją? Obejrzałam się za siebie, żeby sprawdzić, czy nikt mnie nie goni. Na całe szczęście nie było za mną nikogo. Nagle poczułam, że wpadam i odbijam się od czegoś twardego. Upadłam na tyłek, a gdy podniosłam głowę, ujrzałam niewysokiego, bardzo młodego blondyna.
– Nic ci nie jest? – zapytał.
– Nie. Wszystko jest w porządku. – odpowiedziałam i już chciałam sama wstać, gdy on wyciągnął do mnie rękę.
– Może ci pomóc? – zapytał, ale jakby był zmuszony do kulturalności.
– Nie, dzięki. – odpowiedziałam i sama się podniosłam. Otrzepałam ubrania, a raczej to, co z nich zostało. – Muszę iść. – powiedziałam i już chciałam biec dalej, gdy usłyszałam za sobą krzyk mężczyzny. Odwróciłam się, a za mną był ten chłopak, którego kopnęłam. Chłopak też się odwrócił i zaczął iść w stronę brzydala.
– Guten morgen! – krzyknął młodszy blondyn, dalej idąc w stronę tego starszego. – O co chodzi, Arturze? – zapytał tamtego.
– Przyszedłem po tą małą dziwkę. – powiedział wskazując na mnie. Młody blondyn też odwrócił się w moją stronę. Po chwili znowu zwrócił się do tego brzydkiego kutasa. Zaczął coś do niego mówić, ale po niemiecku. Ja, korzystając z okazji, zaczęłam uciekać. Słyszałam tylko, jak Artur powiedział do tego blondyna, że ma mu pomóc mnie gonić. Nie wiem, czy on to zrobił. I nie obchodzi mnie to. Lawirując między martwymi ciałami zgubiłam ich na chwilę. Nagle sobie przypomniałam, że niedaleko jest mój dom. A przynajmniej to, co z niego prawdopodobnie zostało. Po chwili jednak usłyszałam strzały. Zaczęłam biec. Odwróciłam się jeszcze i ujrzałam tamtego chłopaka, na którego wpadłam i tego żołnierza z korytarza.
<Matthias? Jak to dokończysz, kochanie? W końcu ktoś musiał zacząć.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz