18.07.2017

Od Evy C.D. Janka

Od momentu wbiegnięcia we mnie chłopaka uciekającego z kina, do chwili pojawienia się niemieckich stróży prawa minęła może minuta, przez którą jednak wiele udało mi się zauważyć. Chłopak miał przy sobie propagandowe, zachęcające Polaków do walki ulotki. Już samo to wystarczyłoby mundurowym do zatrzymania go i tortur mających na celu wyciągnięcie z niego nazwisk i adresów innych prowadzących akcje dywersyjne Polaków.
Mimo iż chłopak nie wiedział, z kim ma do czynienia, czułam na sobie jego palący, proszący o pomoc wzrok, kiedy tuż obok nas pojawiła się policja, a on chował strzępy ulotek do rękawów płaszcza.
- Proszę się stąd nie ruszać - usłyszałam głos jednego z mundurowych. Drugi z nich pospieszył w stronę kina, mając nadzieję, że tam znajdzie winnego. - Czy nie widzieliście sprawców tego ataku?
Mężczyzna, nie doczekał się odpowiedzi na swoje pytanie, a gdy dołączyło do niego kilku innych mundurowych, nakazał pozostanie w miejscu i zaczął sprawdzać dokumenty. Wiedziałam, że Polacy, którzy teraz znaleźli się w tym jakże nieodpowiednim miejscu, będą mieli spore kłopoty.
Rozejrzałam się i widząc znajomego mi funkcjonariusza, przygryzłam wargę. Złapałam polskiego chłopaka pod ramię i zaczęłam machać w stronę mundurowego.
- Herr Szulc! - zawołałam dźwięcznie, zwracając tym na siebie uwagę starszego mężczyzny, który natychmiast ruszył w moim kierunku.
Towarzyszący mi chłopak znieruchomiał, najwidoczniej sądząc, że to już koniec i że go wydam. Widziałam malujący się na jego twarzy strach zastępowany zrezygnowaniem, gdy niemiecki policjant był tuż obok nas. Chłopak najwidoczniej zdał sobie sprawę, że ucieczka nie ma już sensu, za co dziękowałam sobie w duchu. Zaczynając uciekać, tylko spaliłby mój wymyślony na szybko plan. Ścisnęłam delikatnie jego przedramię w pokrzepiającym geście, gdy funkcjonariusz zbliżył się do nas i ukłonił się lekko na mój widok.
- Fräulein Kastner - przywitał mnie po niemiecku z lekkim uśmiechem. - Czyżby widziała panna osoby, które dopuściły się ataku? - zagadnął.
- Niestety nie - odpowiedziałam po niemiecku. - Przechodziłam tędy z kuzynem i zobaczyliśmy tylko to wielkie zamieszanie... Wiem, że wykonują panowie swój obowiązek ale sprawdzanie dokumentów zajmuje dużo czasu, którego ja i kuzyn w tej chwili nie mamy, a przecież pan mnie zna - zauważyłam z uśmiechem. - Może moglibyśmy odpuścić sobie te formalności? Już i tak jesteśmy spóźnieni, a kuzyn źle się czuje... - dodałam, posyłając pełne troski spojrzenie stojącemu obok mnie chłopakowi.
- Naturalnie, panienko - zgodził się od razu Szulc. - Proszę pozdrowić ode mnie szanownego ojca.
- Dziękuję, przekażę - zapewniłam z najpiękniejszym uśmiechem, na jaki było mnie stać i gdy funkcjonariusz odszedł, pociągnęłam za sobą nadal zdziwionego chłopaka.
Poprowadziłam go w głąb mało uczęszczanej uliczki i tam dopiero chłopak puścił mnie, zaczynając powoli szukać w głowie słów i dziękować mi po niemiecku. Rozejrzałam się, a nie widząc obok nas nikogo, kto mógłby podsłuchać naszą rozmowę, uśmiechnęłam się lekko i odpowiedziałam nienaganną polszczyzną:
- Nie dziękuj, tylko jak najszybciej pozbądź się tych ulotek.
Chłopak spojrzał na mnie z niedowierzaniem, jednak wykonał moją prośbę i wrzucił strzępy papieru do stojącego przy bocznej ścianie kamienicy kontenera.
- Jesteś Polką - bardziej stwierdził, niż zapytał, jednak w jego głosie słychać było wahanie.
Wzruszyłam ramionami, nie chcąc rozwodzić się w tej ciemnej uliczce nad swoimi korzeniami i pochodzeniem.
- Jestem Fräulein Kastner, córka niemieckiego oficera - powiedziałam tylko. - Mam nadzieję, że wiesz, co ci groziło i w jakim niebezpieczeństwie byliśmy przed chwilą.
Chłopak podniósł wzrok, patrząc mi prosto w oczy, nadal nie dowierzając temu, co się przed chwilą wydarzyło.
- Nie wydałaś mnie - powiedział tylko. - Dziękuję. Przez chwilę myślałem, że zrobisz to bez wahania.
- O ile wygodniejsze byłoby moje życie, gdybym nie przejmowała się takimi jak ty - westchnęłam. - Jednak wiem, że gdyby sytuacja się odwróciła, chciałabym, żeby ktoś wystąpił w moim imieniu.
Obróciłam się i już chciałam odejść, jednak chłopak zatrzymał mnie, łapiąc mnie za rękę.
- Jestem Janek - przedstawił się, posyłając mi lekki uśmiech. - Jak mogę ci się odwdzięczyć?
- Bądź ostrożniejszy i unikaj kłopotów, Janku - zaśmiałam się cicho.

(Janek?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz