Przemierzałem ulice ściskając w dłoni kartkę z adresem, miałem pierwszy raz przyjść na zajęcia do mojego matematyka zamiast on do mnie. Zupełnie mi się to nie uśmiechało, ale biedaczek skręcił sobie kotkę. Postanowiłem, więc tego nie robić problemu tam gdzie go nie ma i po prostu przejść się na ten krótki spacer. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że przyczepi się do mnie jakaś kopnięta laska z zamiarem wylegitymowania mnie i to w tak nieuprzejmy sposób.
- Azaliż, mam rozumieć, że nie jest pani nastawiona do mnie pokojowo? - zapytałem po krótkiej wymianie zdań obserwując młodą kobietę.
Znałem wiele żołnierzy nieco bardziej przyzwoitych i nieco mniej, ale jeszcze na taki przypadek nie trafiłem, pewnie po prostu jak zawsze to ja byłem słabo poinformowany. Leniwie sięgnąłem po dokumenty, a ona obserwowała każdy mój ruch, jakby bała się, ze wyglądnę co najmniej pistolet.
- To się okaże - prawie warknęła.
No cóż... Kobiety, kto je zrozumie? Ja na pewno nie i nigdy się to nie zmieni. Czasem miałem wrażenie, że to zupełnie inna rasa. Wyciągnąłem paszport i podałem uroczej pani. Ta zmierzyła go wzrokiem, przeczytała zapewne dwa razy, albo po prostu bardzo wolno i wepchnęła mi go z powrotem w dłonie.
- Masz szczęście dzieciaku - fuknęła, widać było, że najwidoczniej popsułem jej szyki.
Uśmiechnąłem się do niej nieco nieśmiało w podzięce, że jednak nie będę miał żadnych problemów. W tamtym momencie kompletnie zapomniałem o tym, że jestem spóźniony na zajęcia z matematyki, ale no cóż, mała strata. Nigdy nie lubiłem tego durnego przedmiotu, co innego gdyby zatrzymała mnie tuż przed zajęciami z niemieckiego, literatury czy też polskiego, wtedy chyba bym ją rozszarpał. Uwielbiałem te zajęcia.
< Astrid?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz