Szłam szybkim krokiem po dzielnicach Warszawy. Po Mokotowie. Rękę ciągle trzymałam na pistolecie, z którego korzystam. To był naprawdę piękny dzień. Jasne niebo, bezwietrzna pogoda i słońce tylko jeszcze mały szczegół. Za wesoło tu. Trzeba to zmienić. Nie miałam na sobie mundru, przez co najmniej nie przypominałam siebie. Spokojnie można mnie było wziąć za cywila. Jedynym akcentem w moim wyglądzie był mały pistolet wciśnięty za pas. Ulice okrywała gęsta mgła, lecz nie miałam większych problemów z widzeniem. Na rogu ulicy mijałam niskiego blondyna. Zatrzymałam go. Ręką odruchowo ścisnęłam broń.
-Coś nie tak, Frau?
-Jeśli nie wiesz z kim rozmawiasz, zamilcz -warknęłam po niemiecku.
Zamurowało go. Chyba nikt nigdy się tak do niego nie odzywał. Nikt, oprócz mnie. Ja mogę to robić.
-Co?
-Godność.
-Matthias Wagner. Można znać pani?
Uśmechnęłam się ironicznie.
-To cię nie powinno obchodzić.
Zmierzyłam chłopaka wzrokiem. Nie zbyt wysoki, szczupły blondyn o niebieskich oczach. Założyłam ręce.
Matthias?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz