16.07.2017

Od Elizy CD Achima

Serce biło mi w szalonym rytmie, niemal brakowało mi tchu. Żyję. Gdy czułam na skroni powiew powietrza strzału lufy, z której nie wyłoniła się kula, myślałam, że już nie żyję. I z przerażaniem uświadomiłam sobie, że poczułam wtedy ulgę. Że to piekło się skończyło. Jak ludzie muszą być okrutni, by skłonić drugiego człowieka do tego, by marzył o śmierci jak o wybawieniu? Co wojna robi z ludźmi? Co wojna zrobiła ze mną? Strzał w ścianę za mną uświadomił mi, że powinnam wiać.
Ledwo zwalczyłam w sobie nieznane dotąd uczucie...cichy głosik, który kazał mi strzelić z nowiutkiej, dopiero co mi danej za służbę, spluwy. Na jego szczęście już był w samochodzie. Co się ze mną dzieje?
***
- Eliza! Wszystko w porządku?
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Piotrek porwał mnie w górę i zakręcił wokół własnej osi, aż zrobiło mi się niedobrze. Piotr jest moim dowódcą i najlepszym przyjacielem. Kiedyś próbował być kimś więcej i zalecał się do mnie, ale raczej jest to typ, z którym nigdy nie potrafiłabym być. Jest dla mnie jak brat.
- Już wszyscy wiedzą? - westchnęłam - Potrzebne mi przeniesienie
- Tak - wtrąciła Anka - To sam Achim Bursche! Ten facet nie odpuszcza.
Skierowałam wzrok na Piotra, który nagle stał się dziwnie milczący. Coś przede mną ukrywa.
- Piotr...-zaczęłam.
Nie musiałam długo naciskać.
- Nie ma możliwości przeniesienia...na razie.
- "Na razie"?! - wybuchłam - Jeśli nie przeniosę się natychmiast, zginę.
- Niemcy zaczęli coś podejrzewać. Ostatnio jest dużo przeniesień. Zmiana w miarę zaufanych twarzy, personelu...niepokoi ich to. Nie możemy ryzykować.
Zrezygnowana opadłam na kanapę. Rozumiem. Nie mogą ryzykować wszystkiego dla jednej dziewczyny, nieważne jak wysoko jest postawiona.
- Więc jutro mam po prostu pójść do pracy i liczyć na to, że nie dostanę kulki w łeb?
Odpowiedziały mi spojrzenia wbite w podłogę.
***
Dzisiaj był wyjątkowo spokojny dzień. Żadnych bomb, ofiar gwałtów...dlatego tak bardzo zdziwiłam się, kiedy dobiegły mnie jakieś krzyki. No, przynajmniej nie spotkalam nigdzie tego całego Achima. Po przekleństwach wyedukowałam, że to Niemcy. Wpadłam do sali, w której aktualnie trzymaliśmy wszystkich chorych i rannych, a nawet konających. Reszta budynku grozi zawaleniem.
- Ty! - krzyknął do mnie jakiś mundurowy - Pomóż mu
Podeszłam do łóżka, na którym wił się w agonii jakiś Niemiec. Mogłabym powiedzieć, że nie ma dla niego nadziei. W końcu ma całą zakrwawioną głowę.
Ale nie jestem taka, jak oni i nigdy nie będę.
Szybko złapałam za bandaże i wodę utlenioną i zabrałam się za opatrywanie. Musiałam założyć mu szwy, co trwało dość długo. Kompani nieszczęśliwca znudzili się widocznie i poszli sobie gdzieś.
Czyli nawet swoich mają gdzieś.
Gdy już prawie skończyłam swoją robotę, poczułam czyjeś ręce na swoich biodrach. Mogłam tylko zgadywać, kto to jest.
- Zimmermann...
- Mówiłaś coś, ślicznotko? - szepnął mi do ucha, poczułam obrzydliwy odór psującego się jedzenia.
- Nic, panie. Pozwól mi pracować, panie - siliłam się na uniżony ton.
Nagle ktoś odciągnął ode mnie tego napaleńca, znów byłam wolna.
- Wracaj do roboty. Panienki to po służbie - warknął ktoś po niemiecku
Mogłabym przysiąc, ze gdzieś słyszałam ten głos. Odwróciłam się, by spojrzeć na mego wybawcę...i zamarłam. Moje oczy spotkały się z absolutnie idealnym błękitem. Szybko i podświadomie przybrałam zacięty, niemal wściekły wyraz twarzy. No dalej, zabij mnie, parszywy psychopato.


Achim?
Miejże litość xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz