- A ty... w sumie z jakiego kraju jesteś? Niby mówisz po polsku, ale zawsze możesz pochodzić czy ja wiem... z Rosji, może Francji. Praktycznie nic o tobie nie wiem. - spytała Estera po krótkiej chwili ciszy.
- Też jestem Polką. Mam jakieś bardzo głębokie korzenie francuskie, jeszcze z czasów Napoleona. Ale i tak przeważa we mnie krew Polki, więc nią jestem. - spojrzałam na nią przyjaźnie i omiotłam wzrokiem pobliskie, już trochę kruche i podniszczone schody. A może by tak wejść na górę i zobaczyć co się tam ukrywa? Nie wiadomo, zawsze w takich opuszczonych budynkach mogą się znaleźć różne, pozostawione w ferworze ucieczki wartościowe rzeczy.
- Chciałabyś zobaczyć piętro? Myślę, że może się tam znaleźć wiele interesujących drobiazgów.
- A nie jesteś potrzebna przy pacjentach? Wiele z nich jest przecież jeszcze rannych. - spytała się zaskoczona dziewczyna.
- Robiłybyśmy zbyt dużo hałasu. Bądź, co bądź, w budynku obok są jeszcze Niemcy.
- Racja... zachowujesz się, jakbyś już przeżywała coś takiego. Zwykle nikt nie wie co robić, wszyscy są spanikowani... - przerwała i spojrzała na mnie. Moje oczy gwałtownie posmutniały i wbiłam pusty wzrok w podłogę. Przypomniały mi się naloty, podczas których odnaleziono moją jedyną przyjaciółkę pod stertą gruzu w jej domu, oraz moment, w którym wydalano Żydów do getta. Kiedy musiałam z rodziną udawać, że oni są nam obcy i patrzeć na ich cierpienie. Miałam ochotę krzyknąć wtedy "Też jesteśmy Żydami, zabierajcie nas z nimi!", jednak jak zawsze zabrakło mi na to odwagi. Jak to powtarzał mój tata, na wojnie należy ratować własną du*ę.
- Coś się stało? - Wyrwała mnie z zamyślenia Estera.
- Nie, nic. To jak? Chcesz zobaczyć to piętro.
- Dobra, tylko się pospieszmy, nie chcę się zbytnio oddalać od wszystkich. - powiedziała Estera i spojrzała na mnie tak, jakby pytała się, czy to ma jakiś sens.
- Spokojnie, nic nam się nie stanie. - a ledwie słyszalnym głosem dodałam. - Raczej...
Estera chyba nie usłyszała mojego komentarza, bo zaczęła ostrożnie wchodzić po schodach. Przyłączyłam się do niej i po chwili znajdowałyśmy się na górze. Wszystkie meble były poprzewracane, jakby ktoś próbował uporczywie znaleźć jakieś wartościowe szpargały przed opuszczeniem budynku. W domu pachniało stęchlizną i wszystko było okurzone.
- Może się rozdzielimy? Jest tu tego dużo... - spojrzałam pytająco na Esterę.
- Okej, ja pójdę na prawo, ty na lewo, a potem się tu spotkajmy i podzielmy znalezionymi rzeczami.
Przytaknęłam i jej i poszłam w swoją stronę. wszędzie leżały szafki z wysypującymi się z nich ubraniami, były nawet dwa obrusy, całkiem ładne. Wzięłam je i poszłam dalej. Weszłam do pokoju, który przedtem był najwyraźniej kuchnią. Pootwierałam szafki, w których mogła się znajdować jakaś porcelana, bądź kieliszki, choć marne były nadzieje, bo zostały pewnie już zrabowane, albo sprzedane przed ucieczką z domu. W jednej z szafek przewróconej w najpewniej w czasie opuszczania domu, znalazłam pięknie zdobione srebro. Wszystko było tam misterne, aż dziwne, że nikt tego nie zabrał. Kiedy wstałam, w ułamku sekundy poczułam zimno stali przy moim gardle. Odezwał się za mną głos mężczyzny.
- Coś za jedna? - spytał się po niemiecku.
- Maria Leszczyńska, 23 lata, pochodzenie polskie. - wypiszczałam formułkę, której nauczyła mnie mama, zanim wyjechałam pomagać jako sanitariuszka. Załam ją po polsku, niemiecku, rosyjsku, francusku i angielsku. Rodzice chcieli mnie przygotować do wszystkiego jak najlepiej. Obcy odjął nóż od mojej szyi i obrócił mnie w swoim kierunku.
- Po co tu przyszłaś, chcesz mi narobić kłopotów? - zapytał mnie, tym razem po polsku.
- A myślisz, że ja wiedziałam o tobie? - obruszyłam się i dodałam. - A w ogóle to kim ty jesteś? Polakiem, czy Niemcem?
- Co ci do tego, teraz wszyscy się dowiedzą, że tu siedzę.
- Nikt się nie dowie. - prawie że krzyknęłam na nieznajomego. Na oko mógł mieć 25 lat.
- Owszem. Jeśli poderżnę ci gardło, na pewno mnie nie wydasz. - uśmiechnął się zawadiacko.
- Żartuj sobie, żartuj.
- Nie boisz się? - zapytał lekko zdziwiony. Bałam się go jak żołnierzy niemieckich, ale nie mogłam tego pokazać.
- Niespecjalnie.
- Świetnie. W takim razie nigdy więcej tu nie przyjdziesz i nikomu o mnie nie powiesz. Obrócił się i zniknął między meblami i śmieciami. Od razu pobiegłam do Estery, ale postanowiłam jej o niczym nie wspominać. Poza tym, dziwnie się zachowywał. Nic nie mówił, tylko mnie wywalił. W końcu dotarłam do dziewczyny, niosącej pudło płaszczy i ozdobnych szali.
<Estera? W te wakacje strasznie ciężko znaleźć mi czas na pisanie, ale na pewno się poprawi>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz