Ludzie byli zachwyceni popisem umiejętności Kingi i wyraźnie domagali się więcej. Młode małżeństwo, z którym zamieniliśmy kilka słów rozmawiało o czymś między sobą, kierując spojrzenia w naszą stronę. Czy mieliśmy jakąkolwiek szansę wykręcenia Kingi z konieczności zagrania kolejnego numeru? Może nic się nie stanie jak jeszcze trochę zostaniemy?
- Myślę, że nie masz wyboru - westchnąłem. - Musisz nam jeszcze coś zagrać.
Zostawiłem ją samą przy fortepianie, samemu zajmując miejsce przy stoliku. Jeszcze zanim usiadłem, dopłynęły do mnie kojące dźwięki instrumentu. Kinga zaczęła grać Marsz Turecki Mozarta, który niezwykle przypadł do gustu niemieckiej publiczności.
- Twoja narzeczona ma niezwykły talent - pochwalił Olivier, wskazując dłonią w stronę Kingi, jednocześnie trzymając w tejże dłoni kieliszek wina. - Nie chciałbyś się z nami napić?
Kiwnąłem głową, wyrażając zgodę. Aby nie wyjść na gbura, posłałem mu także lekki uśmiech, jakby w ramach przeprosin, że nie mogę z nim swobodnie porozmawiać po niemiecku. Okazywanie mu zasadnej niechęci powstrzymałem.
Kelner przyniósł dwa kieliszki, o które poprosił wcześniej Niemiec; jeden dla mnie, drugi najpewniej dla Kingi. Wypełnione zostały czerwonym winem, kwaśny zapach przyjemnie podrażnił mój zmysł węchu. Sącząc alkohol, skupiłem się na wsłuchiwaniu się w dźwięki muzyki. Olivier objął swoją małżonkę i szepnął jej coś do ucha. Uznałem to za zwykłe słowne pieszczoty, którymi obdarują się nowożeńcy. Bardziej zainteresowała mnie reszta obecnych w lokalu. Leniwie rozglądałem się po stolikach, nie spodziewając się napotkać kogoś znajomego. W końcu to lokal tylko dla Niemców, prawda? A jednak omal nie zadławiłem się winem, gdy w drzwiach wejściowych zobaczyłem dwóch mężczyzn w mundurach, robiących za obstawę dla innej niemieckiej pary. Wysoki, ubrany w czarny garnitur mężczyzna po czterdziestce prowadził pod rękę nieco młodszą, ubraną w błyszczącą niebieską sukienkę blondynkę. Mimo to nie cekiny w jej ubraniu zwróciły moją uwagę, ale prezencja tego mężczyzny. Obstawa mogła świadczyć o jego wysokim statucie. Gestapowiec? Generał? Obie opcje nie są zbyt pozytywne.
Jeszcze mniej pozytywne były twarze wojskowych, którzy stali za nim. Na jednego z nich, tego za prawym ramieniem mężczyzny, spojrzałem w złym momencie. Rozpoznałem w nim jednego z żołnierzy, którzy jakiś czas temu rozgonili nas w innej knajpie.
On spojrzał na mnie w tej samej chwili. Ten trwający niecałą sekundę kontakt wzrokowy podziałał na mnie jak elektrowstrząsy; natychmiast opuściłem swoje miejsce przy niemieckim małżeństwie i w dwie sekundy znalazłem się przy Kindze.
- Kinga, musimy się zbierać - oznajmiłem, stając za nią i kładąc ręce na jej ramionach.
- Dlaczego? - spytała jasnowłosa, nie przerywając grania, ale zwalniając tempo.
- Koledzy z poprzedniej knajpy przyszli.
Fortepian stał w głębi drugiej wnęki, więc nie było go widać, stojąc w wejściu. Przy czym stojąc przy fortepianie nie było też widać wejścia. Do naszych uszu dobiegł za to głos niemieckiego żołnierza, mówiący coś z przejęciem do kogoś. Widziałem, to byli oni... Tyle udało mi się zrozumieć i to wystarczyło, by zdecydować się na jak najszybsze opuszczenie lokalu. Kinga przerwała grę, wstając niezwłocznie. Powstrzymałem ją przed odruchem skierowania się w stronę drzwi wyjściowych.
- Na zaplecze - rozkazałem cicho, tuż przy jej uchu, by mój polski nie został przez nikogo usłyszany.
- Przepraszamy najmocniej, postaramy się za chwilę kontynuować koncert - mówiła Kinga do zawiedzionej widowni, gdy prowadziłem ją w stronę zaplecza za barem, ręce trzymając na jej szczupłych, nagich ramionach. Gdy mijaliśmy ciemnozielone drzwi toalety, kątem oka dostrzegłem wkraczających do pomieszczenia żołnierzy. Cholera, którędy mamy teraz uciec?
< Kinga? // trochę naciągane, ale pragnę akcji 8) // i przepraszam za spóźnienie ._. >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz