19.08.2017

Od Josefine CD Agnes

Jako że godzina była wczesnopopołudniowa, miałam ręce pełne roboty. Zamówienia leciały jedno po drugim, a ja do dyspozycji miałam tylko pięcioro kucharzy, bo trzy pracujące ze mną bliźniaczki zachorowały. Jako że ich nie było, musiałam sama iść i, niestety, również sama zebrać zamówienia. Wszystkie stoliki oprócz jednego były zajęte, głównie przez mężczyzn, więc można łatwo się domyśleć, że trochę mi to zajęło. Gdy przemykałam między stolikami moja zwiewna spódnica do kostek powiewała, odkrywając długie, szare spodnie, ale niezbyt się tym przejmowałam, gdyż na głowie miałam całą restaurację. Szefowa siedziała w swoim gabinecie i ani myślała o zejściu do gości. Gdy już myślałam, że zajęłam się wszystkimi i mogę zanieść zamówienia kuchcikom i sama również zająć się ich realizowaniem, do restauracji weszła szczupła kobieta o jasnych włosach i niebieskich oczach i zajęła ostatni wolny stolik. Westchnęłam zrezygnowana i, gdy już przywołałam na twarz zdecydowanie sztuczny uśmiech podeszłam do niej.
— Dzień dobry, w czym mogę służyć? — zapytałam po niemiecku swoją zwyczajową formułką. Bliźniaczki lepiej ubierały to w słowa. Szkoda, że są chore. Kobieta nie odpowiedziała, tylko studiowała bez słowa kartę dań. Gdy już miałam się zniecierpliwić i ją popędzić, podniosła głowę znad menu.
— Poproszę stek w winie — odparła. Nie dała rady wymówić pełnej nazwy dania, więc podała tylko jego opis, co nie sprawiało mi różnicy. Zapisałam zamówienie i numer stolika, po czym udałam się do kuchni. Rzuciłam notesik kucharzom, a sama ruszyłam na poszukiwanie wina, którego zapasy w kuchni już się skończyły. Udałam się więc do piwnicy i wzięłam najlepsze, które się tam znajdowało. Znaczy, nie, żebym jakoś się znała, ale jedna z bliźniaczek wyjaśniła mi kiedyś, gdzie położyła te lepszej jakości. Gdy wróciłam do kuchni, zastałam kucharzy tworzących jadalne arcydzieła.
— No ładnie, chłopcy — pochwaliłam ich, jednak jakoś drętwo, po czym zanurzyłam palec w jednym z gotowanych przez nich sosie. Skrzywiłam się.— Trochę więcej soli. Wykonali moje polecenie bezzwłocznie, a ja mogłam zabrać się za zamówienie tamtej blondynki. Zaciekawiła mnie, bo zwykle nikt nie przychodzi tu samotnie. Stworzenie idealnego "steka w winie" zajęło mi trochę ponad godzinę, ponieważ robiłam jednocześnie dwa inne zamówienia. Jednak danie dla tamtej kobiety pachniało winem tak intensywnie, że aż ślinka ciekła z ust. Wizęłam więc talerz ze stekiem, oraz jeszcze parę innych i poroznosiłam je po klientach.
— Proszę, to dla pani — odezwałam się, kładąc przed nią danie.— Życzę smacznego. Wróciłam do kuchni gotować dalej. Po jakiejś pół godzinie wróciłam na salę, aby zebrać zapłatę.
Gdy blondynka mi płaciła, przy okazji się przedstawiła. Agnes. Całkiem ładne imię.
— Josefine Madeleine Bachmann — odpowiedziałam jej tym samym i ruszyłam na dalszą eskapadę wokół stolików.
~późnym wieczorem~
Jako że koło godziny dziewiętnastej do restauracji nie przyszedł już żaden klient, poszłam odmeldować siebie i chłopaków do szefowej. Gdy już to zrobiłam, mogłam wyjść na zewnątrz i zanurzyć się w chłodzie wieczoru. Postanowiłam nie wracać jeszcze do domu i przejść się na spacer, jak to zwykle czyniłam. Miałam mało czasu, jednak postaram się go dobrze wykorzystać.

Agnes?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz