3.08.2017

od Jens'a c.d od Rodericha

W końcu kucnął nade mną. Jednak ja nie podniosłem na niego wzroku, dlatego ten pomógł mi łapiąc mnie za podbródek bym spojrzał mu w oczy.
- Mam nadzieję że bardzo żałujesz, tego jak się zachowałeś. Sprawiłeś mi ogromną przykrość, którą musiałem zwrócić.
Zebrałem się w sobie aby wykrzyczeć mu w twarz jak bardzo go nienawidzę, i że zrobiłbym to po raz kolejny. Zamiast tego jednak z moich ust wyszły rozpaczliwe błagania i przeprosiny:
-  Przepraszam! Przepraszam! Cholernie żałuje! Nigdy już czegoś takiego nie zrobię! Błagam niech pan się zlituje!
Roderich uśmiechnął się delikatnie, prawie niezauważalnie, puścił mój podbródek, pozwalając aby moja głowa znowu upadła bezradnie na podłogę. Poklepał mnie delikatnie po policzku i powiedział:
- Wierzę ci chłopcze.
Po czym wstał i podszedł do drugiego Niemca i zaczął po cichu z nim rozmawiać.
Przyglądałem się leżąc na ziemi na ich oficerki  i przeklinałem w myślach samego siebie. Czemu zachowałem się jak zbity pies, czemu nie umiałem wykrzyczeć mu tego co naprawdę myślę. Dlaczego jestem pierdolonym tchórzem.
Następnie mój wzrok przeniósł się na wiszące bezradnie ciało, zawieszone do sufitu. Dalej skapywały z niego krople krwi, jeszcze bardziej brudząc podłogę.
Zacząłem wtedy myśleć że dzięki temu całemu teatrzykowi który zrobiłem, ten człowiek nie będzie musiał już dłużej cierpieć. Nie ważne że przypłacił to życiem, bo przecież tak jak było to napisane na ścianie jednej z cel: najtrudniej jest cierpieć, łatwiej umierać. Co znaczy że to wszystko nie poszło na marne, uśmiechnąłem się delikatnie do samego siebie, a po moim policzku spłynęła samotna łza.
 Przypomniałem sobie o schowanej wcześniej karteczce z polskimi nazwiskami, całe szczęście że nie wszedłem z nią na widoku. Jedno jest pewne, nie oddam jej Roderichowi. I już mu nie zaufam. Teraz dopiero zdałem sobie sprawę do końca, co tu się dzieje. Nie wiem po co mnie tu zabrał, ale wiem jedno, nie będę w tym uczestniczyć. Choćby nie wiem co chciał mi zrobić, nie stanę się taki jak on.
Może teraz uległem, ale  kiedyś w końcu mi się uda przezwyciężyć moją żałosną stronę.
Nagle usłyszałem jego głos:
- Wstawaj już .
Próbowałem się podnieść tak jak nakazał, jednak zajęło mi to sporo czasu. W końcu stałem oparty o ścianę, patrząc na mojego oprawcę.
Roderich też na mnie popatrzył, westchnął jakby ze zrezygnowaniem i pogładził się dłonią po karku. Po czym powiedział w miarę głośno:
- Niech ktoś zawoła Zalewskiego.
Jednak nie trzeba było tego robić, bo mężczyzna wpadł do gabinetu gdy tylko Roderich wypowiedział jego imię. Co zdradziło że ciągle stał pod drzwiami i podsłuchiwał. Jak wpadł, nic nie powiedział, popatrzył najpierw na mnie a potem na zwisające zwłoki, a na jego czole zauważyłem pojedyncze krople potu.
-Zalewski! - krzyknął Roderich chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.
Mężczyzna od razu się otrząsną i powiedział:
- Tak proszę pana?
- Zaprowadź chłopaka gdzie jego miejsce.
Mężczyzna był nieco zdezorientowany, trudno domyślić się o jakie miejsce chodziło Roderichowi, nie wiedział czy ma mnie zaprowadzić z powrotem do pracy a może gdzieś zamknąć, stał tak wiec bez ruchu czekając na kolejną wskazówkę.


Roderich?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz