Drzwi, za którymi dobiegało końca zebranie harcerzy z dowódcą cicho skrzypnęły, kiedy Adam je przymknął. Wrócił szybko do stołu, na którym ustawił swój pakunek i spojrzał na mnie wyczekująco. Z pełnym zadowolenia uśmiechem rozwinąłem materiał, ukazując pięć równo ułożonych pistoletów.
- Skąd to masz? - zdziwił się przyjaciel. - Kogo zaatakowaliście?
- Pojedynczych niemieckich żołnierzy... Łatwa robota, kiedy wracali z karczmy pijani w sztok - zakpiłem. - Zero ryzyka.
Na twarzy Adama zobaczyłem niezadowolenie. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że mamy za mało broni, jednak zawsze lepsze to, niż nic. A z okazji trzeba było korzystać.
- Dowiedziałem się także kilku ciekawych rzeczy - stwierdziłem, przechodząc przez niewielki pokój i siadając w starym fotelu, na którego oparciach widniało całkiem sporo wypalonych papierosami dziur. - Myślę, że mogłoby to zaciekawić starego...
- Mów - warknął zniecierpliwiony przyjaciel. - Nie mam czasu na pogaduszki.
Roześmiałem się, zakładając ręce za głowę.
- Jutro o czwartej w nocy będzie przejeżdżał transport z bronią. Trzeba pogadać z dowództwem, czy wydadzą zgodę na akcję. W razie czego, mogę załatwić kilka wybuchowych zabawek - zapewniłem. - Spotkałem dzisiaj Chemika. Szykuje dla nas zabawki...
- Pogadam ze starym - stwierdził Adam. - Ale wątpię, by się zgodził. Sam wiesz, że brakuje nam teraz ludzi. Młodym - skinął głową w stronę drugiego pokoju - broni nie damy...
- Nie przesadzaj, kilku waszych harcerzyków nieźle sobie z nią radzi - zauważyłem, wstając. - W razie czego, daj mi znać. Czas na mnie...
Skierowałem się do drzwi prowadzących do pokoju, w którym jeszcze przed chwilą odbywało się zebranie. Teraz zostały tam tylko trzy osoby, zapewne harcerze, rozmawiający cicho między sobą. Wychodząc, wpadłem na czwartą osobę, szczupłą blondynkę, którą przytrzymałem za łokieć, uśmiechając się lekko.
- Przepraszam - mruknąłem, puszczając ją i wymijając w drzwiach.
- Zaczekaj! - zawołał za mną Adam. - Co z dokumentami?
- Mam je w domu... Podrzucę ci je jutro - postanowiłem, patrząc na zegarek. Było już przed dwudziestą pierwszą, a ja nie zamierzałem spieszyć się przed godziną policyjną. Po całym dniu byłem padnięty i jedyne o czym myślałem, to by położyć się chociaż na chwilę.
- Stary miał nadzieję mieć je dziś u siebie - powiedział Adam, splatając ręce na piersi i marszcząc brwi, jak to miał w zwyczaju.
- Nie może poczekać do rana? - zirytowałem się.
Przyjaciel pokręcił głową i spojrzał na pozostałych w pomieszczeniu harcerzy. Już szykowali się do wyjścia, gdy Adam machnął dłonią na jedną z dziewczyn, by poczekała. Kiedy podeszła do nas, rozpoznałem w niej tą samą blondynkę, na którą przed chwilą wpadłem.
- Kinga, mogłabyś przejść się z Adrianem po dokumenty i przynieść je później do mojego mieszkania? - zapytał dziewczyny, patrząc na nią wyczekująco.
- Nie zdąży - stwierdziłem. - Nie każ jej spacerować z dokumentami po godzinie policyjnej - skarciłem przyjaciela.
- To tylko kawałek - argumentował Adam. - Pójdziesz? - zwrócił się do dziewczyny.
- Oczywiście - zapewniła od razu, a ja w jej zachowaniu rozpoznałem tą samą zapalczywość i chęć wykazania się, jaka cechowała i mnie na początku. Pokręciłem tylko głową, wiedząc, że to nie mija zbyt szybko. Pewnie dziewczyna za późno zda sobie sprawę, że to do niczego nie prowadzi.
- W takim razie nie traćcie czasu - polecił Adam, patrząc na mnie wyczekująco. - Do zobaczenia.
Skinąłem mu głową, odwracając się do wyjścia. Za sobą usłyszałem ciche kroki, więc będąc już poza budynkiem, poczekałem, by dziewczyna zrównała się ze mną. Przez chwilę szliśmy ramię w ramię w ciszy, którą postanowiłem przerwać. Miałem nadzieję, że rozmowa rozbudzi mnie chociaż odrobinę.
- Nie musiałaś zgadzać się na tak późny spacer - stwierdziłem, spoglądając na Kingę z boku i tłumiąc ziewnięcie. Kojarzyłem ją już, musiałem więc dużo razy widzieć ją z harcerzami.
- To żaden problem - powiedziała spokojnie.
- Nie chciałbym, byś nabawiła się kłopotów - stwierdziłem prosto.
(Kinga? Za błędy jakiekolwiek przepraszam, ale jest już późno i nie myślę... 1:34 )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz