24.08.2017

Od Janka C.D. Evy

Pakowanie się teraz do domu Evy mogłoby być porównywalne z wchodzeniem do paszczy lwa, któremu przed chwilą nadepnęło się na ogon. Miałem chęć podzielić się tym porównaniem z dziewczyną, ale w końcu się powstrzymałem.
- Przecież wiesz, że nie mogę... - mruknąłem, opierając podbródek na jej głowie. W rzeczywistości z wielką chęcią bym został. Nie z obawy przed patrolami, z nimi już wielokrotnie sobie radziłem, ale dla samego faktu pozostania przy Evie. Bycie przy niej przez całą noc przedstawiało się w tej chwili jak szczyt moich marzeń. W głowie cały czas ćwierkały mi pobożne, wysokie głośniki traktujące o tym, jak bardzo jest to niemoralne i wbrew jakimkolwiek zasadom; sprawiały, że pomysł z każdą chwilą wydawał mi się atrakcyjniejszy.
- Janku. Proszę.
Jej głęboki, acz delikatny głos nie dawał mi szans na postawienie się. To już nie pierwszy raz.
Nie odezwałem się przez dłuższą chwilę, trzymając ją w niepewności. Dziewczyna trwała z policzkiem przy mojej piersi, otoczona moimi ramionami, więc nie widziała mojej pogrążonej w zadumie twarzy i lekkiego, bezradnego uśmiechu zdradzającego moją decyzję.
- Jak chcesz to zrobić? - spytałem w końcu. Poczułem, jak Eva odetchnęła z ulgą.
- Zaprowadzę cię - powiedziała, biorąc mnie za rękę i ciągnąc z powrotem w stronę mieszkania. Dyskretnie zakradliśmy się na tył domu i weszliśmy na werandę. Nagle z ciemności wyskoczył ku nam pies, machając radośnie ogonem.
- Ćśśś, Kari, tylko nie szczekaj - szepnęła Eva, odpychając pysk suki. Otworzyła drzwi i wpuściła mnie do środka. Trzymając moją dłoń, poprowadziła mnie w stronę schodów, nie zapalając światła.
- Idź do mojego pokoju - powiedziała tuż przy moim uchu, niemal bezgłośnym szeptem. - Zaraz przyjdę.
Domyśliłem się, że musi wystawić się dobrowolnie na rodzicielską reprymendę, bo w przeciwnym razie, gdyby kazała rodzicom fatygować się do siebie, mogłaby ściągnąć na siebie więcej gniewu, niż to konieczne. Rzecz znana każdemu dziecku. Nie wspominając o mojej obecności.
Bezgłośnie wszedłem po schodach na górę i wszedłem do pokoju, w którym już dziś raz byłem. Nie odważyłem się zapalić światła, choć prawdopodobnie na całym piętrze nikogo nie było. Podszedłem do okna, odsuwając firanki i wyjrzałem na słabo oświetloną ulicę. Zastanawiałem się jak bardzo dostanie się Evie za późne wracanie do domu. Jej ojciec był naprawdę wściekły i ciężko mi było uwierzyć, że jeszcze mnie nie wylał z pracy. Próbowałem sobie wyobrazić jego reakcję, gdyby przyłapał mnie teraz w pokoju córki. Prawdopodobnie bym tego nie przeżył.
Do pokoju weszła Eva, zapalając światło.
- Ojciec zdjął pas? - Nie mogłem się powstrzymać przed zadaniem tego pytania. Zaczęliśmy się śmiać, choć był to śmiech, w którym pobrzękiwały nerwy.
- Musimy być wybitnie cicho - powiedziała Eva, opierając się że zrezygnowaniem o ścianę. - Przetrzymuję cię tu nielegalnie.
Kiwnąłem głową, okazując gotowość do milczenia. Czułem zdenerwowanie i jednoczesne rozbawienie z odczuwanego stresu, co najwyraźniej powoli udzielało się Evie. Uśmiechała się lekko, jednak wyraźnie widziałem na jej twarzy czujność i niepewność.
- Cieszę się, że zostałeś - szepnęła. Podszedłem do niej i objąłem ją w pasie.
- Nie chcę zabrzmieć nieodpowiednio, ale ja też się cieszę - przyznałem.
- Nie mogłabym znieść myśli, że mógłbyś...
Nie zostać na noc? - dopowiedziałem w myślach. Chyba też bym nie mógł.
- Dać się złapać patrolowi? Byłoby mi wstyd, gdyby się tak stało.
- Przestań się zgrywać.
- Oczywiście. - Przyjąłem poważny wyraz twarzy.
Usiedliśmy na łóżku; dokładniej Eva usiadła na łóżku, a ja zająłem miejsce na podłodze, tuż przy niej, by mieć ją przed sobą i móc na nią patrzeć. Dziewczyna ściągnęła męczące ją od wielu godzin buty na obcasach. Ja swoje zdjąłem nieco wcześniej, podobnie jak marynarkę.
- Jak chcesz ukryć moją obecność tutaj? - spytałem, przechylając głowę jak ciekawskie szczenię.
- Nie wiem... Nie wpuszczając tu nikogo i nie wypuszczając ciebie. - Wzruszyła ramionami.
- To dobry plan - odparłem z uprzejmą ironią.
- Jak na razie wystarczający - stwierdziła dziewczyna, sięgając dłonią do moich włosów i wplatając w nie palce. Czułem jej kciuk głaszczący delikatnie moją skroń. Uniosłem podbródek i musnąłem wargami gładką skórę na jej przedramieniu, w miejscu, gdzie ukazywały się niebieskie żyły.
- W każdym razie... dziękuję za tą propozycję. To miłe uczucie wiedzieć, że ktoś się o ciebie troszczy - szepnąłem, spoglądając na nią spod uniesionych brwi. Widziałem ją w słabym świetle lampki nocnej, ze zmęczeniem atakującym jej śliczną aryjską twarz. Uśmiechała się mimo to, i wyglądała pięknie. Kosmyk jasnych włosów spływał na jej pierś, lekko zafalowany. Miałem chęć owinąć go sobie wokół palca, a potem rozwinąć i puścić luzem, by sprawdzić jak bardzo będzie się skręcał. Chciałem odgadnąć go do tyłu, by nie zasłaniał mi widoku jej szyi i obojczyka, na których planowałem pozostawić ślady po pocałunkach. Atakowały mnie myśli, że bardzo chciałbym z nią być, a jednocześnie zaklinałem samego siebie, że największym zaszczytem, jakiego jestem godzien dostąpić, jest złożenie ciepłego pocałunku na jej ustach i czułe szepnięcie "dobranoc" do jej ucha, ale z przyzwoitej odległości. W mojej głowie brzmiał mój własny głos powtarzający ciągle jak wielkie mam szczęście, że moim szczęściem jest ta dziewczyna i że nie mogę tego szczęścia stracić.


< Eva? // dalej nie piszę, bo wiem że mi nie wyjdzie // trzeba znać swoje możliwości >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz