- Co było, to było. A co było, to jest.
Że co? Chyba powinno być "A co jest, to jest". Okej, jest Niemcem...ale bardzo dobrze posługującym się polskim Niemce. Niemożliwe, by popełnił taka pomyłkę. Na pewno jest wstawiony...ile wypił? Cztery drinki?
Odchylił mnie delikatnie do tyłu i pochylił się nade mną tak, że mogłam poczuć zapach jego perfum.
Nie znam go zbyt dobrze...może ma problemy z alkoholem? Coś czuję, że to nie jeden z tych "zabawowych", pijanych gości.
- Achim - szepnęłam z naciskiem, gdy trwaliśmy w takiej pozycji zbyt długo.
Miałam wrażenie, że wszystkie spojrzenia skierowane są na nas.
- Tak, panno Buczyńska?
- Ile wypiłeś?
- Niedużo. Może napijesz się szampana? - zapytał, nie czekając jednak na moją odpowiedź.
Zostawił mnie na środku parkietu, a ja, czerwona jak burak, zeszłam gdzieś na bok. Coś jest z nim zdecydowanie nie tak...a może by tak upić go? I wyciągnąć potrzebne informacje?
Po czasie, który wydawał mi się wiecznością, wrócił z dwoma kieliszkami w dłoniach. Zaczęłam udawać, że piję swojego szampana, nie spuszczając wzroku z Achima. Gdy tylko się odwracał, by komuś odpowiedzieć, wylewałam troszkę do doniczki z paprocią. W momencie, kiedy przyciągnął mnie do siebie za talię, wiedziałam, że nie myśli zbyt jasno. Zaśmiałam się cicho: to powinno wyglądać na odwrót, on powinien mnie upijać.
Może tak wyglądałoby moje życie, gdyby nie wojna. Poznałabym miłość swojego życia, chodziła na bale, na których nie musiałabym uważać na swój każdy krok pod groźbą śmierci. Złapałam blondyna pod rękę i dyskretnie wyprowadziłam z sali.
***
Mniej więcej wiedziałam, gdzie jest jego domek. Wyciągnęłam mu z kieszeni koszuli klucz, a gdy tylko otworzyłam drzwi, niemal upadliśmy na podłogę.
- E-eli...- zaczął coś bełkotać, ledwo trzymając się na nogach - Pille...
No dobra, wypił sporo, ale nie aż tyle, żeby nie móc ustać na nogach. Z trudem położyłam go na łożku.
Pille...to po niemiecku chyba toaleta? A może...cholera, tabletka!*
Dopiero teraz zauważyłam, że słabo wyciąga dłoń w kierunku szafki nocnej. Zaczęłam szybko wertować jej zawartość, odnajdując mały pojemnik. Gdy go otworzyłam, w moje nozdrza uderzył charakterystyczny, dość intensywny zapach. Uchyliłam mu delikatnie usta i wsadziłam tabletkę. Achim zamknął oczy i przez chwilę przeraziłam się, że nie oddycha. Jego klatka piersiowa jednak nieznacznie się unosiła. Usiadłam na łóżku obok, przeglądając dalej zawartość szafki.
Jestem pielęgniarką i dobrze wiem, co mu podałam. Metaamfetaminę. Widziałam już jej skutki....Na pewno nie mogę go teraz zostawić samego. Jasnowłosy stawał się coraz bardziej przytomny, przeglądałam akurat jakiś zeszyt, w który były interesujące zapiski...kiedy nagle usiadł na łóżku i gwałtownie pochylił się nade mną. Zdążyłam schować dziennik pod sukienką, umocowując paskiem; na pewno niczego nie widział.
Przytłoczona jego spojrzeniem, odchylałam się coraz bardziej do tyłu. Achim patrzył na mnie z czymś obcym w oczach...czymś ciężkim do opisania. Już myślałam, że się na mnie rzuci, kiedy nagle odchylił się i wstał. Przed nim znalazłam się przy drzwiach, zagradzając je.
- Nigdzie cię nie wypuszczę w takim stanie, jesteś...
- Niebezpieczny? - prychnął - To lepiej stąd idź.
- Nigdzie się nie wybieram - spojrzałam na niego z dołu, wojowniczo unosząc podbródek.
[Achim? XD]
*O ile dobrze wiem, Achim ma problemy z Pervitinem(metamfetaminą)...? Wiem, że przesadziłam, ale miało być dramatycznie :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz