Spacerowałam po ulicach Warszawy, szukając jakiejś apteki. Nie byłam chyba jeszcze w tej części miasta. Dostałam małą przepustkę na uzupełnienie swoich zapasów, które nie przyjechały do Treblinki wraz z transportem.
Po drugiej stronie ulicy spostrzegłam tłum gapiów...pewnie zabijają jakiegoś żyda. Do czego ten świat zmierza, że najlepszą rozrywką jest patrzenie na czyjąś śmierć? Walczyłam z chęcią pójścia tam i próby uratowania nieszczęśnika...ale usłyszałam wystrzał. Już po wszystkim.
— Sprowadźcie lekarza! — wrzasnął nagle ktoś z tłumu.
Bez zastanowienia pobiegłam w tamtą stronę, przepychając się między ludźmi.
- Odsunąć się! Jestem pielęgniarką w służbie Rzeszy! - wrzasnęłam.
Na chodniku przede mną nagle zrobiło się pusto, ludzie błyskawicznie posłuchali. Leżała tam tylko jakaś kobieta, trzymając się za ramię, z którego sączyła się krew.
— Już, spokojnie, nie płacz — uklęknęłam przy niej, gładząc po włosach. Szybko oceniłam ranę: chyba nic poważnego, kula lekko weszła w ciało, nie docierając do kości. Mimo wszystko trzeba ją zabrać do szpitala.
Przedstawiłam się jej, by ją uspokoić. Niepotrzebnie narobiła takiego rabanu, widziałam znacznie gorsze rany. Pewnie to jej pierwszy raz.
— Jestem Jose... — wyszeptała w odpowiedzi, ocierając łzy.
Niemka. Ale w tamtym momencie zrobiło mi sie jej żal. Jej pewnie dawniej idealny makijaż teraz rozmazywał jej się na twarzy, czarne krople szpeciły policzki...albo i dodawały uroku. Była idealna. Porcelanowa cera, blond włosy, jasne oczy.
- Spokojnie, Jose. Sześć na siedem osób przeżywa postrzał. Nic ci nie będzie, masz mocne ramię - uśmiechnęłam się do niej.
Gdy przechyliła się na bok i zwymiotowała, zaczęłam wzrokiem szukać niemieckich mundurów.
***
Paru żołnierzy pomogło mi przenieść Niemkę do samochodu, zawieźli nas obie do najbliższego szpitala.
- Szybko, rana postrzałowa w ramię - krzyknęłam do pierwszej kobiety, która pojawiła mi się w zasięgu wzroku.
Widocznie mój ton głosu kazał jej nie zadawać pytań w stylu "Kim, do cholery, jesteś?". Po paru minutach postrzelona leżała już na stole, a ja miałam wszystkie potrzebne narzędzia.
- Posłuchaj, Jose, nie dostałam żadnych leków usypiających...mam tylko lekkie znieczulenie. Może trochę zaboleć, więc lepiej to przygryź. Muszę jak najszybciej wyjąć pocisk, potem zajmie się tobą lekarz - podałam jej do ust kawałek skórzanego paska.
Kobieta nawet nie jęknęła, gdy zaczęłam pensetą rozchylać poszarpaną skórę przy ranie.
[Jose?:p]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz