30.07.2017

Od Vlada c.d. Sachy

Przez całe opróżnianie butelki bawiłem się przednio mogąc słuchać jakie głupoty zaczął pleść Francuz. Plątał mu się język i czasem źle wypowiadał nawet zdania po francusku, przez co miałem co jakiś czas problemy ze zrozumieniem go. Aż przypomniały mi się czasy, kiedy miałem szesnaście lat i dopiero zaczynałem przygodę z alkoholem. Tak czy inaczej poczułem, że trunek lekko zmącił mi w głowie, nie była to znaczna zmiana, a jednak wyczuwalna. Większość jego opowieści brałem za stek bzdur. Weźmy na to złapanie szczupaka rękami. Jasne, już go widziałem jak stoi w wodzie po kolana i poluje na tak wielką rybę. Nieco otrzeźwiła mnie dopiero jego historia o gwałcie. No cóż, tego akurat się nie spodziewałem. Patrzyłem na niego myśląc chwilę. Oczywiście pod wpływem alkoholu byłem nie tylko świetnym psychologiem, ale i specjalistą od wszystkiego, a jakże inaczej. 
- Nie powinieneś raczej bać się dotyku, a nie rumienić jak dziewica? - zapytałem w końcu. 
Pokręcił głową. 
- To jedyny sposób by się go nie bać, nie chcę wyjść na tchórza, albo jakiegoś psychola - odparł łapiąc znów za butelkę, ale miał problem z trafieniem w kieliszek. 
Westchnąłem cicho i mu ją zabrałem. Nie zostało tam wiele, więc po prostu wypiłem to z gwinta. 
- Ej! - rzucił lekko urażony, jednak nie zamierzał mi jej wyrywać.
Najwidoczniej sam nie był do końca pewny czy chce pić dalej. Złapałem w drugą rękę kieliszki i poszedłem odnieść je do kuchni. Na szczęście podłoga jeszcze nie uciekała mi spod nóg. Odstawiłem wszystko w kuchni obiecując sobie, że sprzątnę to rano, po czym wróciłem do salonu. Sacha siedział z przymrużonymi oczami. Uśmiechnąłem się przebiegle, siadłem obok i poklepałem go po policzku. 
- Wstawaj - rzuciłem, chciałem mu jeszcze powiedzieć o tym, że zostawię go jutro i pójdę załatwić sobie zwolnienie z pracy, jednak odpowiedział mi tylko pomruk niezadowolenia. 
Potrząsnąłem nim więc dwoma rękami. 
- Sacha wstawaj... tylko na chwilę - powiedziałem, na co on niezadowolony wolno uchylił oczy i spojrzał na mnie nieprzytomnie. 
Znów poklepałem go po policzku na otrzeźwienie. Przestałem dopiero gdy złapał mnie za nadgarstek. 
- Co chcesz? - zapytał nieprzytomnie. 
Chciało mi się śmiać od jego nieprzytomnego wzroku. Zdecydowanie chciał już spać, ale ja jeszcze nie miałem zamiaru mu na to pozwolić. 
- Idę o szóstej załatwić sobie zwolnienie z pracy, zostawię ci śniadanie w kuchni - powiedziałem. 
Znów mruknął niezadowolony, że budziłem go dla takiej błahostki. Puścił mnie i zamknął oczy. 
- Chyba nie zamierzasz spać w ubraniu? - znów go zagadałem. 
Westchnął ciężko przez nos, widocznie coraz bardziej go irytowałem. 
- Jak masz z tym jakiś problem to sam mnie rozbierz - odparł zły, najwidoczniej będąc pewnym, że tego nie zrobię, a po prostu zostawię go w spokoju. 
No to jego niedoczekanie, bo ja właśnie podjąłem się jego wyzwania. Z niemałym trudem zsunąłem z niego koszulkę, na co on jedynie otworzył oczy i zaczął mnie obserwować wodząc wzrokiem za moimi dłońmi. Zaraz później wstałem, lekko się zatoczyłem, ale szybko złapałem równowagę. Pchnąłem go na łóżko i rozpiąłem mu spodnie, na to już zareagował ostrym rumieńcem. Mimowolnie oblizałem usta, a później je z niego zsunąłem. Zastygł w bezruchu, jakby czekając na więcej, ale ja jedynie przykryłem go kocem i dałem mu pod głowę poduszkę. 
- Dobranoc - powiedziałem z uśmiechem. 
Przymknął oczy, chcąc spać, ale chciałem jeszcze raz zobaczyć te słodkie rumieńce, więc pocałowałem go w czoło. Na szczęście rumieniec był jedyną reakcją, bo szatyn był już blisko snu. Pokręciłem głową rozbawiony i ruszyłem do sypialni. Tak, zdecydowanie będzie ciekawym współlokatorem. 

<Sacha?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz