30.07.2017

Od Noah'a C.D. Roderich'a

Odprowadzałem dziewczynę wzrokiem, aż za ladę, gdzie zajęła się swoimi podstawowymi czynnościami. Nie pasowało mi coś w jej zachowaniu, odnosiłem wrażenie, że w tej kawiarni zajmują się szmuklerstwem, albo utrzymują kontakt z polskimi powstańcami. Podniosłem wzrok na blondyna, zastanawiając się chwilę nad odpowiedzią. Nie powiem przecież, że wpadł mi w oko i chciałem wybadać czy jest homofobem. Trzeba było wybrnąć z tego inną drogą, do głowy od razu wpadła mi następująca odpowiedź:
– Amerykanin nie zając, nie ucieknie zbyt szybko i to w dodatku panu sierżantowi. Sądzę, że pan złapie go, nim ten zdąży zjeść swoje śmieciowe jedzenie – zauważyłem, biorąc pierwszy łyk niesłodzonej kawy. Nie przepadałem za cukrem i mlekiem jako dodatkiem. Miałem wrażenie, iż psuły cały smak tego wspaniałego naparu.
– Schlebia mi pan, aczkolwiek postaram się, by tak właśnie było – zapewnił, z typowym dla niego uśmiechem, który cały czas gościł na jego twarzy. – Jeśli mogę spytać, od jak dawana jest pan porucznikiem ? - przymrużył lekko oczy, jakby chcąc mnie prześwietlić na wylot. Widać skutek uboczny pracy, jaką się zajmował. Podsunął filiżankę do swoich wąskich, a zarazem namiętnych ust, by upić kolejny łyk napoju.
– Od ponad roku... - stwierdziłem. – A pan, długo jest sierżantem? Wydaje mi się, że należy się panu znacznie wyższy stopień – odparłem, puszczając mu oczko, wyginając kąciki warg zawadiacko.
Uśmiech starszego mężczyzny od razu pobladł.– Jestem starszym sierżantem, od zdaje się, ośmiu miesięcy. Nosiłem stopień porucznika, jednak został mi on odebrany – odpowiedział. Nie byłem zbytnio z tego, co usłyszałem zadowolony. Kto by był? Komuś właśnie zmarnowali pół życia ciężkiej pracy! Aby awansować na taką pozycję, trzeba wypełniać każdą misję, być na każde zawołanie Hitlera. Nie wspomniawszy o tym, że równało się to ze spełnianiem zachcianek generała, czy też marszałka...
– Zatem popełnili spory błąd – stwierdziłem, krzywiąc się.
– Możliwe, ale mogę panu powiedzieć, że zaniżenie stopnia nie jest tak straszną krzywdą, na jaką może wyglądać. Jeśli ustawi się pan odpowiednio, może pan żyć sobie nadal tak wygodnie, jak z trzema kwadratami na kołnierzu. Oczywiście na Szucha, nie wiem jak u Was – oparł się wygodniej o oparcie krzesła, ponownie degustując się kawą.
– Niektórzy mają tę samą rangę co ja, a nie robią nic, więc jest to kwestia znajomości. Ja niestety latałem po misjach, zaraz, gdy ukończyłem studia oficerskie i nadal latam – zaśmiałem się cicho, w jak bardzo żałośnie jestem położony. Gdybym był blondynem, a nie brunetem, to prawdopodobnie mógłbym siedzieć i się obijać na stołku. Jak moi teoretycznie dobrzy koledzy.
– To ile pan ma lat, skoro zdążył pan je skończyć? - czułem baczny wzrok błękitnookiego na sobie. Miałem wrażenie, że ciężko mu chwilowo w cokolwiek uwierzyć, a raczej zrozumieć.
– Dwadzieścia cztery, wiem, że brzmi to niedorzecznie..., ale mając jedenaście lat, byłem już po maturach, rok później rozpocząłem studia – wypiłem dwa, może trzy łyki parzonych, zmielonych ziaren o nęcącym zapachu.
–... Przepraszam. Niech mi to pan wyjaśni, bo nie rozumiem. Zaczął pan studia w wieku dwunastu lat? - uniósł mimowolnie brwi do góry, w widocznym niedowierzaniu. Ponownie uniósł naczynie z naparem, czując silną potrzebę napicia się. Większość reagowała bez wszelkich skrupułów, wybuchając śmiechem lub udając, że kłamię. Zdawali sobie sprawę, że jestem osobą szczerą, ale jakoś nie potrafili przełknąć takiej informacji bez dowodów. Wtedy brałem ich do mieszkania, gdzie pokazywałem wszystkie dokumenty, potwierdzające moje stopnie w nauce.
– Tak, szedłem szybciej z programem nauczania, dlatego skakałem z klasy do klasy – wytłumaczyłem.
– To musiał pan iść naprawdę szybko z tym programem – odparł, ze słyszalnym podziwem w głosie. – Powinni o panu pisać w gazetach – dodał, na co pokręciłem głową przecząco. Powiedziałem, że nie przepadam za rozgłosem, jak i, że sam o to musiałem dbać w imieniu rodzicieli.
– Słusznie, potem trzeba się męczyć z niezdrową rozpoznawalnością – rzekł na to, a ja zaraz przytaknąłem. Wprawdzie sporo się uczyłem, czytając książki, poznawałem nowe słowa, uczyłem się ich znaczeń... Sporo ich było, widać matka mnie kochała zadręczać lekturą.
– Miło by było, gdyby pan o tym nikomu nie wspominał – urwałem na chwilę.- Z tego, co słyszałem na koszarach, jest pan Austriakiem? - zagadałem. - Jeszcze nie miałem okazji odwiedzić tego państwa, byłbym wdzięczny, gdyby opowiedziałby mi pan co nieco o swojej ojczyźnie, nim ją opuścił – uśmiechnąłem się, powoli opróżniając kubek z czarną cieczą.
Spojrzałem jeszcze kątem oka na paru wystraszonych chłopaków, którzy ukradkiem patrzyli w naszym kierunku. Zauważyłem także, jak mała dziewczynka, wiekiem podobna do mej kuzynki, szła w naszym kierunku. Opiekunka stała zaś przy ladzie i składała zamówienie.
Mama! Mama! Meine Onkel!- krzyknęła niezbyt poprawnie, widać uczyła się dopiero co mówić. Wskazała na nas z szerokim uśmiechem na twarzy, a kiedy jej rodzicielka skapnęła się, co się święci... Czyli dzieciuch pragnął obrać, któregoś z nas za cel i się przytulić. Zaraz oderwała się od miłej rozmowy z kelnerką i złapała swą córkę, która upodobała sobie Roderich'a i była zaledwie metr od niego. Znakomicie kryłem swoje rozbawienie, pod zobojętniałą mimiką.
Entschuldigen Sie bitte, moja córka tęskni za wujkami, jeszcze raz panów przepraszam za nią – powiedziała niemal pokornie szatynka, o ciemnym odcieniu błękitu.
Szybciutko zabrała młodą blondyneczkę, która do nas machała. Nie wiem, co mnie podkusiło, ale również jej odmachałem. Dzieciak przez to się szczerzył od ucha do ucha, ale już grzecznie stała przy maminej spódnicy.

<Roderich ? Reakcja na dzieciaka? ; v >



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz