29.07.2017

Od Evy C.D. Janka

Podarunek od Janka bardzo mnie zaskoczył, musiałam jednak przyznać, że było to niezwykle miłe zaskoczenie. Kwiaty były piękne, a ja co chwilę przysuwałam je do twarzy, by napawać się ich świeżym, słodkim zapachem. Czułam na policzkach palące rumieńce i miałam nadzieję, że nikt nie zwróci na nie uwagi.
- Są niezwykłe, dziękuję - szepnęłam, widząc, że Janek przypatrywał mi się, podczas gdy zachwycałam się goździkami.
Po wejściu do domu, od razu zaprowadziłam Janka do salonu, gdzie czekali moi rodzice. Siedzieli objęci w fotelu, a gdy weszliśmy, mama od razu wstała, idąc w naszą stronę. Tata także podniósł się powoli, spoglądając na nas z zaciekawieniem.
- Guten Morgen - przywitał się grzecznie Janek, na co tata odpowiedział mu również w tym języku.
- Możesz mówić po polsku - zapewniła mama z uśmiechem, patrząc na szatyna. - Ja jestem Polką, a Christian dużo rozumie. A w razie potrzeby możemy z Evą służyć za tłumaczy - zapewniła. - Jestem  Weronika Kastner - przedstawiła się mama, wyciągając rękę w stronę Janka.
- Jan Staszczyński - chłopak uścisnął delikatnie jej dłoń.
Tata zdążył powoli podejść do nas i teraz przypatrywał się Jankowi uważnie, prawdopodobnie oceniając w myślach zachowanie chłopaka. Byłam jednak pewna, że nasz nowy pracownik przypadnie mu do gustu.
- Christian Kastner - przedstawił się ojciec, także witając się z Jankiem.
Mężczyźni wymienili uprzejmości, a tata zaprosił Janka do stolika, wskazując mu wolne miejsce na kanapie. Przypatrywałam się temu z mieszanymi uczuciami. Byłam niezaprzeczalnie szczęśliwa, że Janek będzie pracował u nas i nie potrafiłam nawet udawać, że jest inaczej. Jednak widok harcerza i byłego niemieckiego żołnierza, siedzących na jednej kanapie i cicho rozmawiających w mieszaninie dwóch języków o umowie pracy, nie był na miejscu. Wiedziałam, że Janek może się z tym źle czuć i ciężko było mi to znieść.
- Eva... - zaczęła cicho mama. - Idę zrobić herbatę dla naszego gościa. Zechcesz mi towarzyszyć? Włożysz kwiaty do wazonu - podsunęła.
Oderwałam wzrok od mężczyzn i ruszyłam za mamą do kuchni, zamierzając jak najszybciej wrócić do salonu. Tata na pewno był uprzejmy, jak zawsze, jednak wszechobecne narodowościowe podziały miały znaczenie także w tej sytuacji. Podczas gdy mama parzyła herbatę, ja znalazłam wazon i napełniłam go wodą, wstawiając do niego goździki. Na razie ustawiłam je na kuchennym oknie, zamierzałam jednak zabrać je później do swojego pokoju. Byłam pewna, że zajmą miejsce na małej szafce stojącej tuż przy moim łóżku.
- Są bardzo piękne - zauważyła mama. - Nieme podziękowanie. Niezwykle miły chłopak z tego Janka.
- Wiem - przyznałam krótko.
Z herbatą i ciastem cytrynowym na małej tacy wróciłyśmy do salonu, a ja usiadłam między mężczyznami, usprawiedliwiając się tym, że mogę tłumaczyć ich rozmowę. Lekkie napięcie między nimi było wyczuwalne, miałam jednak nadzieję, że Janek nie będzie miał mi za złe tych pięciu minut. Popijając herbatę, przekazywałam Jankowi wszystkie słowa taty dotyczące jego obowiązków, wynagrodzenia i elastycznych godzin pracy. Gdy już wszystko było jasne, tata zaproponował, bym oprowadziła Janka i pokazała mu czekające go obowiązki. Zapewnił także, że młody Polak nie musi podpisywać umowy teraz, a dopiero po zapoznaniu się z pracą.
Najpierw miałam zamiar przyzwyczaić do Janka psów, więc za pierwszy cel obraliśmy znajdujący się za domem, duży wybieg dla nich ze stojącą obok przybudówką. Psy zazwyczaj były tam, chociaż w nocy mogły biegać luzem po całym naszym terenie. Chociaż Kari przez cały czas była puszczona luzem i właśnie w chwili, gdy wyszliśmy z domu, przyłączyła się do nas. Widząc przy mnie obcego chłopaka, przez chwilę obchodziła go dookoła, jednak po kilku minutach przyzwyczaiła się i biegła cały czas przy nas.
- Kari jest najbardziej przyjaznym psem, jakiego tutaj spotkasz - ostrzegłam. - Jeśli się do ciebie przyzwyczai, możesz być pewien, że nie opuści cię na krok, ponieważ jej wolno chodzić wszędzie. Groźna jest tylko dla intruzów. To moja ulubienica, chociaż nie jest tak idealna jak reszta - przyznałam, klepiąc delikatnie biegnącą mi przy nodze, czarną suczkę. - Nie musisz się ich bać - zapewniłam Janka, kiedy wchodziliśmy na teren wybiegu dla psów. Widziałam, że przy mnie żaden z psów nic nie zrobi Jankowi.
- Chyba nie masz zamiaru rzucić mnie im na pożarcie - zażartował chłopak, widząc czwórkę owczarków, które uniosły głowy i zaczęły truchtać w naszą stronę. Po chwili dołączył do nich także piąty, największy, cicho powarkując gdy się do nas zbliżał.
- Dante - upomniałam psa, który zaczął krążyć wokół nas, nie przestając warczeć na chłopaka, którego miał za intruza. Widziałam na twarzy Janka niepewność, chwyciłam go więc za rękę, splatając razem nasze palce. - Dante, spokój! - powiedziałam ostro, patrząc psu w oczy, na co ten natychmiast zareagował, siadając. Nadal jednak nie spuszczał spojrzenia z Janka.
- Milutki - powiedział cicho zaskoczony szatyn.
- Rządzi w stadzie, jest nieufny - zaśmiałam się cicho. Wyciągnęłam nasze splecione dłonie w stronę psa, pozwalając mu je obwąchać, by zapoznać się z zapachem Janka oraz by pies zauważył, że chłopak jest tutaj mile widziany. Dante po chwili niepewnie polizał nasze dłonie, co wywołało u mnie uśmiech.
- Dobry pies, dobry - powiedziałam pieszczotliwie, gładząc go po masywnym karku. - Możesz iść - pozwoliłam mu, widząc, że zerka za siebie. Pies odszedł, za to cztery suczki przyleciały do nas, obwąchując Janka i zaczepiając go, by się bawić.
- Już zostałeś przyjęty - zaśmiałam się cicho, gładząc najspokojniejszą z nich, Lady, po głowie. Obróciłam się w stronę Janka z szerokim uśmiechem. Widząc, jak mi się przypatruje, zdałam sobie sprawę, że już od dłuższego czasu przestał zwracać uwagę na psy. Od razu poczułam, jak po moich policzkach rozlewa się ciepło. Rozplotłam nasze palce, puszczając delikatnie dłoń chłopaka.
- Przepraszam, że zostałeś wcześniej sam z moim ojcem - powiedziałam cicho. - Wiem, że... Że nie przepadasz - doskonale zdałam sobie sprawę, że użyłam tu bardzo łagodnego określenia - za Niemcami...

(Janek? Ach, zrobiło się miło... :D )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz