27.07.2017

Od Matthiasa c.d. Noaha

Całą drogę samochodem nie potrafiłem odgonić myśli o stroju Noaha, który idealnie do niego pasował. Nie żeby jego służbowa marynarka pasowała do niego mniej, ale wydawał się wprost stworzony do garnituru. Nawet nie przeszkadzało mi, że został w służbowych spodniach i oficerkach, bo bardzo dobrze się w to wkomponowały. Po prostu nie mogłem odwrócić od niego wzroku, kiedy tylko go na nim zawiesiłem, więc starałem się ignorować go jak najbardziej potrafiłem. Całą drogę autem patrzyłem uparcie za okno, mimo że strasznie mi się nudziło i mimowolnie raz na jakiś czas na niego zerkałem. Tak, zdecydowanie mi się w tej chwili podobał.
Podjechaliśmy budynek sporych rozmiarów dokładnie o wyznaczonej przez Noaha godzinie. Brunet zaparkował i wytoczyliśmy się z samochodu. Kilka minut później znaleźliśmy się na sporej wielkości hali. Większość gości od razu kierowała się w stronę sali obok, która zapewne była częścią bankietową. Ja jednak nawet nie zwracając uwagi na mojego sąsiada, czy innych gości zacząłem się przechadzać po wystawie oglądając obrazy. Przechodziłem się od dzieła do dzieła, przy nieco ciekawszych przystając. Wystawa miała zaprezentować większość sztuki nowoczesnej i kiedy impresjonizm jeszcze jakoś przełknąłem to ekspresjonizm zdecydowanie do mnie nie przemawiał. Skrzywiłem się patrząc na jeden z obrazów, który praktycznie nic nie przedstawiał. Była to w sumie tylko zbieranina nic nie znaczących kształtów i kolorów, które niczego mi nie mówiły.


- Co to ma być? - mruknąłem pod nosem, co wywołało chichot bruneta.
Dopiero teraz przypomniałem sobie o jego obecności, prawdopodobnie cały czas sunął koło mnie bez słowa, ale chyba zgadzał się ze mną, bo pokiwał głową, nadal z rozbawionym uśmiechem. Prawie każdy jego uśmiech bardzo mnie denerwował, ale musiałem przyznać, że bardzo było mu z nim do twarzy. Zamyślenie po prostu całkowicie mu nie pasowało. Staliśmy jeszcze chwilę przy tym bohomazie, aż żołnierz nie pokazał mi na jedną z czarnych plamek.
- Patrz, ten wygląda jak Sahir - powiedział.
Przypatrzyłem się lepiej i faktycznie wyglądała ona nieco jak mały, czarny kotek.
- Racja, tylko po co ktoś miałby to malować Sahira, co? - odparłem mu argumentem nie do obalenia.
Wzruszył jedynie ramionami.
- Może dlatego, że jest moim kochanym kociakiem? - zasugerował uśmiechnięty.
Pokręciłem głową z rozbawieniem, ale przyznałem mu rację słowami w stylu "Tak, na pewno to autor  chciał pokazać!" Resztę wystawy spędziliśmy w bardziej żartobliwej atmosferze, ponieważ cały czas rzucaliśmy cichymi komentarzami w kierunku nie podobającym nam się obrazom. Nim zauważyliśmy minęły już prawie cztery godziny. Przypomniało mi o tym dopiero burczenie w brzuchu. Zaczerwieniłem się zły.
- Przepraszam - bąknąłem.
Noah jedynie zachichotał i pokręcił głową. Co za buc. Czasem miałem ochotę po prostu go zamordować niezależnie ile osób było obok nas.
- No co? - powiedziałem obronnie nie wiedząc, co innego mógłbym zrobić w tej sytuacji.
- Nic, trzeba było mówić od razu, że jesteś głodny - odparł.
Wzruszyłem ramionami obojętnie. Akurat parę sekund później zaproszono wszystkich na kolację, więc można powiedzieć, że mój żołądek miał idealne wyczucie. W sumie to zbyt wiele i tak nie zjadłem, bo stanowczo nie podeszło mi to co podali. Kręciłem nosem chyba do tego stopnia, ze Noah w końcu skomentował:
- Wiem, że zrobiłbyś lepsze, ale zjedz coś, bo będziesz jeszcze bardziej marudny
Oberwał za to lekkiego kopniaka pod stołem, co jedynie znów go rozbawiło. Chociaż jeden z nas dobrze się bawił. Poza obrazami reszta imprezy była co najwyżej przeciętna, by nie powiedzieć, że słaba. Niby wszystko było na bogato, a jednak było nudno i drętwo. Muzyka była bardzo nużąca, przynajmniej dla mnie. Marzyłem tylko o tym, by wrócić do domu i położyć się spać, nie wiem kto dobierał utwory, ale zdecydowanie miał słaby gust.
Po kolacji przekonałem się, że mój sąsiad zdecydowanie dobrze tańczy, bo poprosił jakąś kobietę do tańca, ale zdecydowanie z grzeczności, bo poza gadką-szmatką nie zaszczycił jej niczym szczególnym. Uśmiechał się jedynie sztucznie, a wiele spojrzeń zamiast jej rzucał mi. Trochę mnie to peszyło i zdecydowanie nie byłem zadowolony z tego faktu. Zdecydowałem się na ignorowanie go, od momentu, kiedy do głowy wpadł mi jego obraz, kiedy to wolno rozbierałby się do tej melodii zaszczycając mnie podobnymi spojrzeniami i bardziej szczerym uśmiechem. Zdecydowanie wystarczyło. Oparłem się o ścianę w najbardziej bezpiecznym miejscu jakie znalazłem, czyli w okolicach okna. Nie dość, że go stamtąd nie widziałem to nikt nie mógł mi zarzucić, że nie tańczę.
Przez godzinę wodziłem wzrokiem po tańczących ludziach, śmiali się, dobrze bawili, a ja czułem, że zdecydowanie nie nadaję się do tego towarzystwa. Bankiety zawsze były słabą częścią mojej rodziny, strony męskiej już w ogóle. Mój brat i ojciec nadawali się tylko i wyłącznie do picia, więc już po godzinie takowej imprezy zazwyczaj chodzili nachlani. Mi zawsze się nudziło. Taniec to była zdecydowanie moja pięta achillesowa. Nawet matmę lubiłem bardziej, bo z nią chociaż sobie radziłem! A tu co?
Nagle usłyszałem ciche chrząknięcie. Podniosłem wzrok na młodą dziewczynę opartą o ścianę koło mnie. Co to, to nie. Uśmiechnąłem się do niej przepraszająco.
- Raczy panienka wybaczyć, ale ja nie potrafię tańczyć - wyjaśniłem.
Poczerwieniała lekko z zażenowania, odwróciła się na pięcie i odeszła. No super, jeszcze wyszedłem na chama. Oczywiście, bo jak nie umiesz tańczyć to od razu twoja inteligencja spada do zera. Nie mogłem długo się cieszyć samotnością, bo chwilę później dołączył do mnie zmachany Noah. Wytarł chusteczką czoło patrząc na mnie kątem oka.
- Czemu się nie bawisz? - zapytał.
Pozwoliłem sobie na niego spojrzeć. Oh, niedobrze. Zdecydowanie za dobrze pachniał w tamtym momencie.
- Nie lubię i nie umiem tańczyć - odparłem po prostu, po chwili dodałem także - tańczę gorzej od Rafa, jeśli to w ogóle możliwe
Sąsiad zaśmiał się cicho najwidoczniej przypominając sobie jak tańczy mój brat. Tak zdecydowanie było to niezłe pośmiewisko. Tańczył dopiero w odpowiednim stanie upojenia alkoholowego i jak nie tańczył jakoś tragicznie, tak każdy jego taniec kończył się soczystym liściem, kiedy złapał lub spojrzał tam, gdzie nie powinien. Pokręciłem głową.
- Chcesz już wracać? - zapytał, było może gdzieś w okolicy dwudziestej.
Naburmuszyłem się lekko. Nie chciałem być odpowiedzialny za psucie mu wieczoru.
- Nie mam zamiaru psuć ci zabawy, mogę wrócić pieszo - wyjaśniłem spokojnie.
Pokręcił głową i wskazał na tłum, więc także spojrzałem w tamtym kierunku.
- Kij od mioty jest mniej sztywny od tej imprezy - powiedział, słychać było w jego głosie lekkie niezadowolenie.
Zaśmiałem się cicho, a niech mu będzie, raz na jakiś czas niech będzie mu dane to usłyszeć i zobaczyć dziwne zjawisko. Pokręciłem głową z niedowierzaniem.
- Każda laska pożera cię wzrokiem, serio impreza wydaje ci się aż tak słaba? - zapytałem, kiedy już się uspokoiłem.
Nadal miałem zaskakująco dobry humor, za dobry jak dla mnie.
- Ciebie podobnie, a widziałem jak jedną mistrzowsko spławiłeś - odbił piłeczkę w moją stronę.
Spojrzałem na niego z politowaniem. Nie ma szans, ze wymięknę, po prostu nie ma szans.
- Nie interesują mnie kobiety - odparłem niewzruszony jego komentarzem i znów odwróciłem wzrok, nie chciałem widzieć jego reakcji, a długie wpatrywanie się w niego groziło niebezpiecznymi myślami.
Zdecydowanie miałem dość mojej fantazji. Wystarczyło, że dostawałem na głowę przez zapach jaki w tej chwili wydzielał i zdecydowanie mi się to nie podobało. Wzdrygnąłem się mimowolnie czując jego oddech na swoim policzku.
- To świetnie - wyszeptał mi prosto do ucha z uśmiechem, był za blisko, o wiele - Pragnę cię... więc zaprosić na lampkę wina w moim mieszaniu
Poczułem nagły przypływ gorąca i byłem pewny, że rumieńce na mojej bladej twarzy są zbyt dobrze widocznie. Durny idiota i ta jego jebana intonacja głosu. Pewnie przewidział, że mój głupi, nastoletni umysł od razu wymyśli sobie odpowiednie skojarzenie z jego słowami. O nie, nie będzie mnie tak bezkarnie peszyć. Wziąłem się w garść, rozluźniłem mięśnie i także się nad nachyliłem.
- Brzmi ciekawie - odpowiedziałem również szeptem z lekkim uśmiechem na ustach.
Z tym samym uśmiechem ruszyłem w kierunku samochodu. Zdecydowanie udało mi się go zaskoczyć, bo kątem oka zauważyłem, że też nie potrafił być obojętny na moje słowa. Po chwili do mnie dołączył.

< Noah?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz