28.07.2017

Od Matthiasa c.d. Noaha

Spałem sobie snem sprawiedliwych, na wygodnej poduszce, pod ciepłą kołderką, kiedy nagle rozległo się miauczenie. Pewnie to znowu Klakier, kot mamy próbował mnie obudzić. Nie było opcji żebym pokazał mu, że nie śpię. Co to to nie, wtedy na pewno by się nie odczepił. Po chwili mruczek dał sobie spokój z miauczeniem. Ah.. jak dobrze, mogłem spać dalej. Wtuliłem twarz w poduszkę.
Niestety zwierzak był na tyle upierdliwy, że przeszedł mi po twarzy i zaczął gryźć mnie w ucho. Normalną reakcją, chciałem ruszyć ręką by go odgonić i wtedy zdałem sobie sprawę, że nie mogę. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że ręce mam związane, a oczy zakryte. Tępy ból głowy przypomniał mi wydarzenia z wczoraj. No super. Ten idiota zdecydowanie wiedział, co robi. Kot dał sobie spokój, a przynajmniej tak mi zdawało, bo mnie zostawił. Podciągnąłem się nieco do góry i udało mi się zsunąć opaskę z oczu, co nieco pomogło w zorientowaniu się w sytuacji. Od razu tego pożałowałem, promienie słońca wbiły się w moje oczy niczym sztylety. Zamrugałem nimi kilka razy i rozejrzałem się po pokoju. Spojrzałem na Sahira, a później powiodłem wzrokiem od rąk, które go głaskały na jego właściciela. Popatrzyłem trochę nieprzytomnie na Noaha.
- Nie śpisz już? - zapytał nawet na mnie nie spoglądając za bardzo zaaferowany kotem.
Skrzywiłem się lekko. Suchość w ustach zdecydowanie za dobrze utrudniała mi mowę, jednak po chwili udało mi się wytworzyć nieco śliny.
- Nie - odparłem sennie nieco zachrypniętym głosem.
- Ktoś złapał kaca - powiedział cicho Volker uśmiechając się, miałem wrażenie, że mówi bardziej do kota niż do mnie.
Chciałem przetrzeć oczy i wstać, ale związane ręce mi na to nie pozwalały. Na dłuższe spanie w tej pozycji też nie miałem co liczyć. Nie było mi zbyt wygodnie.
- Rozwiąż to - rzuciłem władczo, w ogóle nie zwracając uwagi na to, jak głupia była sytuacja.
Brunet w końcu zaszczycił mnie spojrzeniem. jego usta nadal były wygięte w uśmiechu, który był chyba najbardziej denerwującą rzeczą w całej jego osobowości. Gdyby pisano o nim biografię to opis jego uśmiechu i tego jak irytuje nim ludzi byłby na co najmniej 5 rozdziałów!
- Nie ma nic za darmo - odparł na to kpiącym tonem.
Nie mogłem powstrzymać wywrócenia oczami. Cholerny idiota. Co on sobie wyobrażał? Burak i tyle, był po prostu okropny. Nie miałem pojęcia co moja podświadomość w nim widzi, ale chyba musiałem ją przeczyścić, bo miała jakieś zabrudzenia, przez które uznała, że mi się podoba. Pf!
- Więc? Co za to chcesz? - zapytałem bez owijania w bawełnę.
- Co oferujesz? - odbił piłeczkę.
Głupi buc. Zauważyłem, że sytuacja ogromnie go bawi, co tylko bardziej mnie zirytowało. Wysiliłem się więc na dość brutalny żart.
- Że nie wybije Ci wszystkich zębów przy robieniu śniadania - odparłem, co innego miałem powiedzieć temu kretynowi?
Jego głupie uśmiechy nadal działały mi na nerwy, tak samo jak śmiech, którym mnie uraczył. Tak, chyba załapał żart, mimo że naprawdę miałem ochotę to zrobić.
- Wczoraj byłeś bardziej uroczy, kiedy jęczałeś moje imię - powiedział kpiąco.
Gdyby spojrzenia mogły zabijać w tym momencie byłby już zimnym trupem. No tak, zapomniałem, że jest z rocznika mojego brata, oni to chyba mają kurwa zakodowane w głowie, że trzeba z kogoś podrwić, bo by się im coś stało. Nie wiem, dostali by ataku padaczki, albo coś.
- No i? - zapytałem jakby nigdy nic nie dając się sprowokować.
Pokręcił głową z rozbawieniem. Tak zdecydowanie zbyt często mylił mnie z moim bratem, buc jeden. Cały czas zapominał, że nie reaguję na jego zaczepki rodem z przedszkola.
- Jak ładnie poprosisz to Cię rozwiążę, ale odbiję to sobie później - zaproponował.
Nie było to ani kuszące, ani nawet mi na rękę, ale że mógł sobie wymyślić coś znacznie gorszego postanowiłem przystać na jego żądanie. Westchnąłem cicho, by nieco się uspokoić.
- Proszę, wypuścisz mnie? - zapytałem bardziej pokornym głosem.
- W ogóle się nie starasz - odparł złośliwie.
Byłem zachwycony faktem, że umiem po części panować nad złością, bo w innym wypadku już dawno bym wybuchnął. Przygryzłem na chwilę wargę, by jeszcze bardziej się uspokoić.
- Proszę... panie poruczniku Volkerze... - na to określenie Noah zareagował głupim uśmieszkiem - Mógłby pan mnie rozwiązać?
Chwilę udawał, że się namyśla, ale ostatecznie leniwie skinął głową na znak zgody.
- Od razu lepiej, jak się trochę przyłożyłeś, ale obeszło by się bez porucznika - skomentował rozbawiony.
Odstawił kota na łóżko obok siebie i na podszedł do mnie na klęczkach, nachylił się i zaczął rozwiązywać supły. Mimowolnie lekko speszyłem się bliskością jego nagiego torsu tak blisko mojej twarzy, jednak albo to zignorował, albo nie zauważył. Osobiście byłem bardziej za opcją numer jeden, bo wątpiłem by coś mu umknęło. Po chwili już mogłem zsunąć krawaty z nadgarstków i oddać je właścicielowi. Noah po prostu rzucił je na szafkę prawdopodobnie zamierzając rozprawić się z nimi później.
- Skoro już mówiłeś o śniadaniu... - zaczął z lekkim uśmiechem.
Westchnąłem i wywróciłem oczami. Co za głupi buc, wiedziałem, że jeśli tylko o tym wspomnę to zaraz karze mi gotować.
- Mam nadzieję, że zrobiłeś zakupy - odparłem
- Pewnie - usłyszałem w odpowiedzi.
Skubany się przygotował. Już chciałem wstawać, kiedy uświadomiłem sobie, że nadal siedzę nagi, nie pojmowałem jak umknęło to tak długo mojej uwadze, ale najwidoczniej ból głowy mi nie służył. Podniosłem z ziemi bieliznę i nasunąłem ją na tyłek wstając. Nie chciało mi się iść do mojego mieszkania po ubranie, a nie miałem zamiaru gotować w garniturze, więc w tym oto stroju poczłapałem do kuchni. Po chwili Volker przyczłapał za mną. Wziąłem się za smażenie jajecznicy. Mimo wszystko ten poranek nie był aż taki zły.

<Noah?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz