23.07.2017

od Jens'a c.d od Rodericha

-Wszystko rozumiesz? Coś jest niejasne? Masz jakieś wątpliwości, uwagi? Jakby działo się coś niedobrego, masz lecieć do mnie, od razu.
- Wszystko rozumiem, sierżancie. - odpowiedziałem tym razem natychmiast, aby nie musiał czekać.
- Wspaniale. Tylko jeden mały szczególik chłopcze.
Popatrzyłem na niego pytająco zastanawiając się czy jak zwykle nie powiedziałem czegoś nie tak, nie chciałbym go zdenerwować i tak ta cała sytuacja sprawia że jestem kłębkiem nerwów. Jeśli chodzi o Rodericha, czuje do niego na pewno respekt i szacunek, ale mimo wszystko dalej nie pozbyłem się też strachu.
- Powinieneś się do mnie zwracać starszy sierżancie. - powiedział z nadzwyczajną powagą.
 - Oczywiście, przepraszam. - odpowiedziałem automatycznie.
- Jeszcze wspanialej. W takim razie, Zalewski, zaprowadź Jens'a do miejsca gdzie będzie mógł spokojnie zjeść i się przebrać. I póki co, muszę cię pożegnać, zajrzę do ciebie w wolnej chwili. 
Zalewski zaprowadził mnie do jednego z pokojów personelu, gdzie dostałem obiecane drożdżówki. Jedząc je pomyślałem że w sumie wolę żyć sobie spokojnie tutaj sprzątając kurz, niż latać jak głupi po Warszawie z karabinem i zabijać bezbronne dzieciaki które próbują walczyć o swój wolny kraj. Nigdy nie chciałem być żołnierzem, nawet praca jako woźny jest o wiele bliższa spełnieniu moich marzeń. W sumie nie mam zbyt wielu marzeń, chciałbym jedynie odciąć się od tego wszystkiego, chciałbym już nigdy nie dostać karabinu do rąk, zapomnieć o wszystkim co widziałem do tej pory. Nigdy nie myślałem o tym kim tak naprawdę chciałbym zostać, nigdy nie rozwijałem żadnych sowich talentów ani pasji, bo od małego byłem goniony do tego czego najbardziej nienawidzę. Może Roderich okaże się moja przepustką do nowego życia, życia które polubię . Co prawda, dalej do końca nie umiem mu zaufać, i wielu rzeczy które tu zobaczyłem nie rozumiem, ale póki co nie poznałem innego człowieka oprócz niego który okazał by mi tyle ciepłego zainteresowania.
Zalewski nie odezwał się do mnie ani razu, pił kawę patrząc przez okno na przechodzących ludzi, a patrzył z taką tęsknotą że przez chwilę wydawało mi się że zaraz wyskoczy przez to okno, na tą ruchliwą ulicę. Zastanawiałem się czy on miał okazje zjeść już swoje śniadanie, ale z drugiej strony bałem się tez do niego odezwać. Popatrzyłem już na prawie puste pudełko, została jedna drożdżówka, której i tak już nie dam rady zjeść. W końcu się przełamałem, w końcu z tego co zrozumiałem będę w jego towarzystwie dosyć często.
- Ma pan może ochotę? - spytałem po polsku i wskazałem na ostatnią drożdżówkę, gdy się do mnie odwrócił. Był to dużo starszy ode mnie mężczyzna, tak na oko miał około 45 lat. Był już siwy i miał zakola. Popatrzył chwile po czym uśmiechnął się delikatnie i powiedział:
- To nie dla mnie sierżant Roderich przygotował to śniadanie.
- Starszy sierżant. - poprawiłem go aby rozluźnić atmosferę. Po czym mówiłem dalej - Przygotował to dla mnie, co znaczy że to jest moje, a skoro jest moje mogę z tym zrobić co chce. Niech pan się częstuje.
Mężczyzna zmierzył pudełko wzrokiem jakby była to sprawa życia i śmierci, jednak nie namawiałem go dłużej. W czasie gdy on jadł ja przebrałem się w robocze ciuchy. Zabawne że udało im się wybrać dosłownie idealny rozmiar bez pytania mnie o to.
 - Tak więc.. Co robić my dziś ? - zapytałem mężczyznę. A ten zaśmiał się pod nosem.
- Twój polski nie jest jeszcze zbyt doskonały synku. - po czym posmutniał. - W sumie nie musi być... i tak za parę lat nie będziesz go musiał znać. Najprawdopodobniej nikt już go nie będzie znał. 
Zrozumiałem o co mu chodzi , ale postanowiłem mu nie odpowiadać. Kto jak kto ale ja jako niemiecki żołnierz nie jestem zbyt dobrą osoba do pocieszania, w takich tematach, chociaż bardzo bym tego chciał.
Zalewski zaprowadził mnie do jednej z cel gdzie miałem umyć podłogę, on skierował się do drugiej. Gdy zniknął rozejrzałem się po pomieszczeniu, czyżby to nie ta sama cela w której siedziałem kiedy mnie tu przywieźli? Zacząłem szukać na ścianie napisu który wcześniej udało mi się rozczytać. Jednak go nie znalazłem. Było za to pełno innych których nie miałem odwagi czytać, nie chciałem się dołować. To śmieszne, ale czasami niewiedza jest lepsza od prawdy. A ja od małego zamykałem oczy na rzeczy które mnie przerażały. W końcu doszedłem do wniosku że to nie ta sama cela, jednak ta wyglądała identycznie. Brudne pomieszczenie z malutkim oknem najwyżej jak się da, i metalowym łóżkiem z boku. Zacząłem myć podłogę, ledwie zacząłem a mop już się lepił od brudu i co najgorsze krwi. Widać ze nie często tu sprzątają, możliwe że w ogóle byśmy tu nie sprzątali, gdyby nie to że trzeba było znaleźć mi jakieś zajęcie. Nie minęło 10 minut mojej pracy a przyszedł Zalewski z pytaniem czy wszystko gra.
- Tak, tak. Tylko... czemu tu jest tak dużo krwi?
Zalewski westchnął:
- Nie mam czasu synku, zajmuj się po prostu swoją robota. I nie myśl za dużo. Człowiek myślący w takich miejscach jak to, staje się po pewnym czasie wrakiem człowieka.
Nie do końca zrozumiałem o co mu chodzi, ale nie miałem nawet okazji zapytać. Zniknął mi z oczu równie szybko jak się pojawił. W celi nie znalazłem żadnych włosów, za to znalazłem zakurzony mały kawałek jakby oderwanej skóry, nie myślałem o tym, wyrzuciłem do wiadra niczym papierek po cukierku, chociaż oczy już tradycyjnie zaszły mi łzami. Jednak nie wypuściłem ani jednej, wytarłem się czystym rękawem koszuli i schyliłem się pod łóżko aby i tam zmyć podłogę. Zobaczyłem tam pewien papierek, rozejrzałem się czy w pobliżu znów przypadkiem nie ma Zalewskiego, po czym rozwinąłem pogniecioną, malutką kartkę papieru. Trudno było mi cokolwiek odczytać, słowa były rozmazane, i tradycyjnie kartka w niektórych miejscach nabrała brudnego czerwonego koloru. Po dłuższej analizie tekstu zdałem sobie sprawę że to same imiona i nazwiska. Żadnych zdań czy powitań. To nie był list, to była karteczka z przypadkowymi nazwiskami. Znaczy, dla mnie były przypadkowe, jednak ten papierek na pewno miał jakąś wartość. Nie miałem pojęcia co z tym zrobić. Schowałem papierek w dłoni i uznałem że udam się do Rodericha. W końcu tyle dla mnie już zrobił, nie może być złym człowiekiem. Chyba powinienem mu się odwdzięczyć w jakiś sposób. A oddając mu ten niepozorny papierek okażę mu swoją lojalność. Poszedłem do Zalewskiego poprosić aby zaprowadził mnie do Rodericha.
- Nie wiem czy to dobry moment. - odpowiedział zmieszany.
- Powiedział że mogę się u niego pojawić kiedy chcę, proszę zaprowadź mnie do niego.
- Dobrze synku. - westchnął. - Ale wchodzisz tam sam, ja poczekam na zewnątrz. - powiedział i wyprowadził mnie na wyższe piętro. A gdy doszliśmy do gabinetu Rodericha, zapukał. Po dłuższej chwili odezwał się głos sierżanta:
- Wejść!
Zalewski wymienił ze mną tylko ostatnie spojrzenie, odsunął się i pokazał wzrokiem żebym już wszedł. Przez jego zachowanie czułem się niepewnie, na wszelki wypadek schowałem kartkę w spodnie. Odetchnąłem i nacisnąłem klamkę do drzwi wchodząc do gabinetu. Gdy wszedłem i zrobiłem zaledwie dwa kroki, czas na chwilę stanął a raczej to ja zamarłem. Drzwi zamknęły się od razu gdy wszedłem, a ja stanąłem jak wryty, otwierając szeroko przestraszone oczy. Automatycznie zacząłem się trząść i zrobiło mi się słabo. Dobrze że przed wejściem schowałem tą kartkę. Teraz nie miałem sił wypowiedzieć ani jednego słowa. To co zobaczyłem na zawsze zmieniło moje życie. 

Roderich?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz