28.07.2017

Od Janka C.D. Evy

Spojrzałem na Evę z niekrytym zainteresowaniem. Dorywcza praca? Dorywcza praca w domu Evy Kastner?
W pierwszej chwili byłem zachwycony, słysząc o możliwości częstszego kontaktu z dziewczyną, którą wprawdzie znałem od ledwie godziny, ale której osobowość niezwykle mnie fascynowała. Chwilę potem jednak odezwały się w mojej głowie głosy przeciw: znasz ją za krótko, jest Niemką, jej ojciec jest Niemcem, jako harcerz nie możesz zniżyć się do pracy dla Niemców.
Ale czy to naprawdę ma sens? To klasyfikowanie ludzi i równoważenie uciemiężonych Polaków z dobrymi ludźmi, a bezpiecznych, wygodnie żyjących Niemców ze złymi?
Jeśli Eva jest najlepszą z dobrych osób, jakie kiedykolwiek spotkałem, to jej ojciec-Niemiec chyba nie może być o wiele gorszy? W końcu dzieci zaskakująco dużo przejmują od rodziców.
- Nie mogę ukrywać, że propozycja pracy jest dla mnie interesująca - odparłem. - Jaką pracę dokładnie chcesz mi zaoferować?
- Prowadzimy hodowlę psów. Potrzebna jest pomoc przy nich. Oprócz tego także przy koniach i ogrodzie. To dużo pracy, ale wynagrodzenie jest oczywiście proporcjonalne. Ale zrozumieć, jeśli nie będziesz zainteresowany...
- Nie boję się ciężkich zadań - oświadczyłem z dumą. - I bardzo lubię zwierzęta.
- Więc zgadzasz się? - spytała Eva, spoglądając na mnie.
Zadarłem głowę i udałem, że się zastanawiam. Nie zamierzałem odmawiać. Podejrzewam, że aby odciągnąć mnie od tego pomysłu, potrzeba by co najmniej czterech silnych mężczyzn, bo trójce prawdopodobnie dałbym radę się wyśliznąć. Wyrzuty, jakie może robić mi plutonowy i wszyscy inni odepchnąłem na bok. W końcu każdy z nas gdzieś pracuje, jeśli nie jest jeszcze w trakcie edukacji. A moja potencjalna pracodawczyni nie jest przecież nazistką. Dałbym radę się wytłumaczyć. A jak nie... to znalazłbym inne wyjście.
- Tak, zgadzam się z wielką chęcią - odparłem entuzjastycznie.
Oboje wydawaliśmy się być bardzo zadowoleni naszą niespisaną jeszcze umową. Cieszyłem się, że nie będę musiał żegnać się z Evą wraz z dotarciem do jej domu, a to radowało mnie o wiele bardziej niż oferta dobrze płatnej pracy. Panna Kastner również nie wyglądała na smutną z tego powodu. Miałem ambicję, by pomóc jej najlepiej jak będę mógł, by była ze mnie zadowolona i nie żałowała swojej propozycji.
Poprosiłem Evę, by opowiedziała mi coś o swojej hodowli psów zanim dojdziemy do jej domu. Dziewczyna wyznała, że jej ojciec od wielu lat prowadził hodowlę i że od jakiegoś czasu to ona się nią zajmuje. Zachęcona przeze mnie, wyjaśniła mi kilka spraw związanych z krzyżowaniem zwierząt i dobieraniem najlepszych genów, a także o codziennej opiece nad nimi. W życiu nie spodziewałbym się, że "zwykłe" trzymanie stada psów może mieć w sobie aż tyle teorii, że można by napisać o tym podręcznik. I nie sądziłem, że może mnie to zainteresować... a jednak!
Po pewnym czasie zatrzymaliśmy się przed bramą prowadzącą na posesję państwa Kastnerów. Stanęliśmy z Evą naprzeciw siebie, przygotowani na pożegnanie.
- Jeszcze raz dziękuję za to, co dla mnie zrobiłaś - powiedziałem.
- Naprawdę nie masz za co dziękować. Czy możesz przyjść tu w poniedziałek o dziewiątej? - zaproponowała Eva. - Porozmawiamy o pracy - dodała żartobliwie.
- Oczywiście, będę punktualnie - zadeklarowałem sumiennie.
- Wspaniale - odpowiedziała mi z uśmiechem. - Więc do zobaczenia. I dziękuję ci za dotrzymanie towarzystwa.
Odwzajemniłem uśmiech i ukłoniłem się lekko. Rozeszliśmy się. Wracając do bazy swojej drużyny (gdzie teoretycznie miałem być już od godziny), niemal przez całą drogę nie mogłem opanować cisnącego mi się na usta uśmiechu.


< Eva? // umówiłem się z nią na dziewiątą... ♫ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz