30.07.2017

Od Janka C.D. Evy

Być może powiodłem tęsknym wzrokiem za cofającą się dłonią Evy. Być może, nie mam pojęcia. Ale mam nadzieję, że nie. Gdy złączyła swoją dłoń z moją, nie byłem w stanie skupiać się na chodzących wokół psach.
- Ja... - zacząłem niezbyt inteligentnie, jednak zaraz powróciłem na ziemię. - Twój ojciec... nie było aż tak strasznie - uśmiechnąłem się uspokajająco. Nie mogłem powiedzieć, że najbardziej niezręczną i niekomfortową sytuację mojego życia przeżyłem właśnie kilkanaście minut temu w pokoju z Christianem Kastnerem. Kiedy jako członek Szarych Szeregów, harcerz z ponad siedmioletnim stażem zasiadłem razem z niemieckim oficerem do rozmów o pracę. Mój umysł przypomniał mi wtedy wszystko, co o Niemcach mówili moi przyjaciele, przełożeni, rodzina i ja sam. I rozmawiając z Panem Kastnerem, ja po polsku, on po niemiecku, starałem zachowywać się najswobodniej jak mogłem, jednak było to bardzo trudne. To nie tak, że automatycznie czułem niechęć do tego człowieka. Krępowała mnie sama sytuacja, podświetlona przez wyrywki z przeszłości.
- Całkiem nieźle się dogadywaliśmy - kontynuowałem beztroskim głosem. - Mówiłem po polsku, a on po niemiecku i czasem nawet udało nam się wzajemnie zrozumieć. I to nie tak, że "nie przepadam za Niemcami"... Sytuacja jest inna, prawda? - spytałem, wyszczerzonymi zębami próbując ukryć zmieszanie. 
- Chyba tak... - przytaknęła niepewnie Eva. 
- Ustaliliśmy, że będę przychodził w poniedziałki, środy i piątki na ósmą z elastycznymi godzinami pracy, czyli w zależności od potrzeby mojej pomocy.
- Pasuje ci taki układ? - zapytała.
- Jest bardzo wygodny, bardzo mi się podoba - zapewniłem szczerze.
Eva nauczyła mnie imion wszystkich psów. Tak na zaś. Wiedzieliśmy, że faktyczne nauczenie się ich zajmie mi jeszcze wiele czasu, ale zgodnie uznaliśmy, że im wcześniej zaczniemy, tym wcześniej osiągniemy sukces. Dziewczyna objaśniła też kiedy psy jedzą, co jedzą oraz jak i gdzie podawać im żywność. Co do sprzątania, zadeklarowałem, że sam dam sobie radę.
- Może teraz pokażę ci stajnię - zaproponowała po jakimś czasie Eva.
Na samo słowo "stajnia" poczułem się trochę, jakbym znów miał 9 lat i ekscytował się jakąś nową atrakcją. Oczywiście nie okazałem tego jawnie, ale z wielką chęcią udałem się w to miejsce. W budynku znajdowały się trzy konie; ogier i klacz ze źrebakiem. Teraz, widząc je, nie mogłem już ukryć zachwytu.
- Mój Boże, uwielbiam je - wydusiłem z siebie, patrząc na nie z iskrami w oczach.
Usłyszałem cichy śmiech Evy za plecami.
- Zawsze z nie do końca wiadomego powodu mnie fascynowały. Konie - powiedziałem, podchodząc powoli do jednego z wielkich, wystających z boksów łbów i zbliżyłem do niego dłoń. Zwierzę ze spokojem dało się pogłaskać. - Wprawdzie nie zbierałem namiętnie książek im poświęconych, ani nie ciągnęło mnie do jazdy na nich, ale nigdy nie mogłem odmówić im w myślach komplementu. Są przepiękne. To chyba... najidealniejsze ze wszystkich zwierząt. Według mojej osobistej opinii. Zauważyłaś jak chętnie malarze uwieczniają je na płótnach?
- Nic w tym dziwnego - odparła Eva, podchodząc i głaszcząc konia po miękkiej skórze pod pyskiem. - Są dostojne, pełne siły, jednak ciągle łagodne... Zawsze kojarzyły mi się z wolnością. Na obrazach przedstawiających konie to widać; biegnące, wolne konie... I mimo tego potrafią być tak ufne. Takie wielkie zwierzęta potrafią przywiązać się do człowieka i okazywać oddanie, nie tracąc jednocześnie swojej wolności. To chyba jest w nich najpiękniejsze.
Zdałem sobie sprawę, że bardzo lubię słuchać jej głosu. Mówiąc o koniach, przywodziła na myśl poetkę, opisującą swój zachwyt w odpowiednio dobrane i wyważone słowa.
- Co będę przy nich robić? - spytałem.
- Głównie... sprzątać ich boksy - odparła Niemka, rzucając mi współczujący, choć rozbawiony uśmiech.
Ściągnąłem wargi w poziomą linię.
- Nie mam riposty - przyznałem, udając załamany ton.
Nie chciałem zatrzymywać nas w stajni, choć najchętniej patrzyłbym się na konie godzinami. Wyszliśmy, by jak poważnie omówić ostatni element mojej pracy, jak pracodawca z pracownikiem. 
Przeszliśmy się po ogrodzie.  
- Czasami potrzebna będzie pomoc przy naprawach, jest kilka rzeczy, które tego potrzebują - informowała mnie Eva. - Praca dojdzie z czasem, zawsze się coś znajdzie. Myślę, że to wszystko. Pasują ci przedstawione zajęcia?
- Jestem całkowicie usatysfakcjonowany - odparłem, łącząc dłonie za plecami i przechadzając się dumnie. 
Zauważyłem rodziców Evy, którzy stali w drzwiach wychodzących na ogród i przyglądali się nam. Poczułem lekkie spięcie i dyskretnie przełknąłem zaległą w ustach ślinę. 
- Czy uważasz, że zrobiłem dobre wrażenie? - zapytałem cicho Evę. Gdy ta spojrzała na mnie, nie rozumiejąc od razu, dodałem: - Na twoich rodzicach?


< Eva? c: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz