- Właź. - Powiedziałem, wskazując ręką, gałęzie drzewa.
- Ale... - Nie dokończył, bo mu przerwałem.
- Chcesz przeżyć? - Zapytałem, spoglądając w jego oczy. Malował się w nich strach.
- Tak... - Mruknął i wspiął się na drzewo.
Podałem mu swój plecak i przyłożyłem palec do ust, na znak, aby milczał. Niemieckie oddziały były coraz bliżej, gałęzie łamały się pod ich stopami. Oparłem się o drzewo i czekałem. Po chwili ujrzałem grupę ludzi wyłaniających się zza drzew.
- Harrolld! - Wrzasnął jeden.
- Czego? - Syknąłem.
- Co ty tu robisz? - Zapytał, spoglądając na mnie.
- Jak widać, stoję, poza tym, zrobiłem sobie urlop. - Prychnąłem.
- Widziałeś tu chłopaka? - Zadał kolejne pytanie.
- Gdybym widział, powiedziałbym, czy ty w ogóle czasami myślisz? - Mruknąłem, wbijając w niego gniewny wzrok.
- Racja... Zawracamy! - Krzyknął do ludzi za nim, ruszyli w stronę miasta.
Upewniłem się, że odeszli wystarczająco daleko i wlazłem na drzewo. Chłopak siedział skulony pomiędzy gałęziami. Jak się cieszę, że niedawno pomyślałem o odcięciu kilku gałęzi. Było tu przynajmniej więcej miejsca. Sięgnąłem po plecak i wyjąłem z niego kawałek chleba, po czym podałem go chłopakowi. Chyba już się zorientował, że byłem Niemcem, który gadał po polsku. Niecodzienne zjawisko.
Adam?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz