2.07.2018

Od Adama do Wolfganga

W akcje desperacji pozostało mi już tylko jedno do wyboru. Po raz kolejny zdecydowałem się zaryzykować i wydostać się nocą z getta. Zajmowały się tym głównie dzieci, jednak ja jakoś nie widziałem w roli przemytnika mojego trzyletniego kuzyna. Na szczęście byłem drobnej budowy i kilka razy udało mi się już uciec, a nawet wrócić bez szwanku. Jaki idiota, skoro uciekł, to mógł już nie wracać-tak mogłoby pomyśleć wielu ludzi. Ja jednak wolałem nie ryzykować, bo gdybym został złapany poza gettem...tu przynajmniej mają jeden powód do zabicia mnie mniej, bo jestem tam, gdzie być powinienem. Wydostanie się na drugą stronę nie było łatwe, ale praktyka czyni mistrza. Nocą jednak zdobycie czegoś do jedzenia nie było łatwym zadaniem. Nie miałem przy sobie żadnych pieniędzy, a do tego sam czułem się, jakbym szedł na ostatnich siłach. Ostatni posiłek, który jadłem, miał miejsce dzień wcześniej i to rano, a była to niemal niezjadliwa bułka. Jedna. Nic więcej, choć i tak miałem wyrzuty sumienia, że ją zjadłem, zamiast oddać komuś bardziej potrzebującemu. Jak się spodziewałem, noc minęła mi właściwie na unikaniu niemieckich patroli. Kiedy rankiem zaczęto otwierać różne sklepy, a także rozstawiać stragany, nie miałem już nic do stracenia. Niestety ludzie nie są raczej zbyt chętni do zatrudniania kogoś tylko na jeden dzień, a zwłaszcza, kiedy tej osoby nie znają. Biłem się z myślami, aż w końcu zdecydowałem się na kolejny krok. Skoro już łamię "prawo" to co się będę przejmował czymś takim-pomyślałem, wchodząc do pierwszej lepszej kawiarni. Przez chwilę się po niej pokręciłem, udając, że szukam miejsca. W końcu usiadłem pod oknem, skąd miałem widok na ulicę, całe pomieszczenie, a do tego nie zwracałem już na siebie tak bardzo uwagi. Musiałem jednak zaplanować, co powinienem dalej zrobić. Uważnie obserwowałem otoczenie, wyszukując okazji. Po chwili jednak zamyśliłem się, planując, co zrobię, jeśli nie uda mi się tutaj tego zrobić. W pewnym momencie ujrzałem kierującą się w stronę toalety dziewczynę. Miała typowo aryjską urodę, do tego słyszałem, jak rozmawiała wcześniej z jakimś chłopakiem w niemieckim mundurze. Go już dawno nie było, ale ona została i siedziała niemal obok mnie. Oddzielała nas jedynie jakaś pokaźnych rozmiarów roślina. Odwróciłem się i wtedy dostrzegłem, że dziewczyna zostawiła na stoliku portfel. Przebiegłem szybko wzrokiem po sali, wstępnie oceniając, że nikt na mnie nie patrzy. Zaraz potem odchyliłem się lekko do tyłu, sięgając szybko portfel. Odetchnąłem z ulgą, gdyż nie zauważyłem, aby ktokolwiek zwrócił na mnie uwagę. Spanikowałem jednak na myśl, co by się mogło stać, gdyby kradzież wyszła jednak na jaw. Czym prędzej opuściłem więc lokal, bijąc się z myślami. Z jednej strony udało mi się zrobić to, co planowałem. Poza tym dziewczyna musiała być Niemką, a przynajmniej się z nimi zadawała, więc musiała być tak samo zła jak oni. W taki właśnie sposób próbowałem uciszyć swoje sumienie. Z drugiej jednak-myślałem dalej- ona tak bardzo przypomina Esterę. A nie mógłbym przecież okraść własnej siostry. Ale to nie jest moja siostra. Muszę pomóc rodzinie, a poza tym tej dziewczynie na pewno nie brakuję pieniędzy, tylko że...nie mogę być tego do końca pewnym-cały czas biłem się z myślami, ale postanowiłem schować portfel w kurtce, poszukać być może jeszcze czegoś do jedzenia i nocą ponownie wrócić do getta. Zdecydowałem się odwiedzić znacznie mniej uczęszczane, mocno podupadłe dzielnice Warszawy. Nie mając nic do stracenia, zacząłem grzebać w śmieciach, choć nie liczyłem na to, że cokolwiek tam znajdę. Nikt w tych czasach nie byłby na tyle głupi, żeby wyrzucać jakiekolwiek jedzenie. Chyba że Niemcy, ale oni nie zwykli mieszkać w takich miejscach. Długo przeszukiwałem poszczególne śmietniki, ale na nic więcej nie natrafiłem. Zdecydowałem się zaszyć w jakiejś dziurze i przeszukać portfel. Znalazłem tam trochę pieniędzy i oczywiście wszelkiego rodzaju papiery oraz dokumenty. Schowałem skradzioną rzecz, gdyż zdecydowałem, że potem przeszukam ją dokładniej. Wtedy też mój wzrok padł na oparty o ścianę jednego ze śmietników przedmiot. Były to nic innego jak stare, podniszczone skrzypce. Natychmiast wziąłem je do ręki, gdyż przywołały we mnie wspomnienia beztroskich chwil sprzed wojny. Może nie do końca beztroskich, bo i wtedy nie żyło się nam łatwo, ale na pewno szczęśliwych. Usiadłem na schodkach prowadzących do jednego z bloków, kładąc skrzypce na kolanach. Przejechałem dłonią po ich gryfie, a potem strunach. Dwie z nich były urwane, co bardzo mnie zasmuciło. Sam zawsze traktowałem swoje skrzypce jak największą świętość i właśnie dlatego zaryzykowałem nawet przemycenie ich do getta. Widocznie jednak nie każdy darzy ten cudowny instrument muzyczny równie wielką miłością-pomyślałem, powoli obracając skrzypce, aby lepiej się im przyjrzeć. Drewno wyglądało wręcz doskonale i gdyby nie brak strun oraz smyczka, nadawałyby się nadal do grania. Ponownie przejechałem po nich dłonią, przypominając sobie dzień, kiedy sam zagrałem po raz pierwszy na własnym instrumencie. Na pewno nie myślałem wtedy, że będę kiedyś musiał zmagać się z tyloma niebezpieczeństwami i żyć w ten sposób-pomyślałem, wzdychając.
-Widać sentymentalny z ciebie chłopak-odezwał się nagle jakiś głos. Podskoczyłem, gdyż zupełnie nie zauważyłem, że nie jestem już sam. Szybko podniosłem wzrok i pierwsze, na co zwróciłem uwagę, to sadystyczny uśmiech na twarzy chłopaka, z którym miałem do czynienia. Przemknęło mi przez myśl, że tak właśnie musiał uśmiechać się sam szatan, kiedy trafił do niego pierwszy grzesznik. Ze strachu niemal od razu zacząłem się trząść.
-Mogę w czymś panu pomóc?-zapytałem, niepewnie wstając. Obie ręce zacisnąłem na skrzypcach, których w tamtej chwili za nic nie byłbym w stanie puścić.

<Wolfgang?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz