- Janku - westchnęłam, wtulając twarz w jego dłoń. - Dlaczego funkcja Marcusa miałaby zrobić na mnie wrażenie?
- Skoro zastępuje ojca, musi być bardzo ważny... I bardzo odpowiedzialny, jeżeli chodzi o obowiązki - zauważył Janek, muskając moje czoło ustami. - Nie wątpię, że to dla niego powód do dumy... I do przechwałek.
Wzruszyłam delikatnie ramionami, nie wiedząc, dlaczego rozmawiamy w tej chwili o Marcusie. Nie było tajemnicą, że młody Polak za nim nie przepadał, tym bardziej dziwiła mnie jego ciekawość. Wiedziałam jednak, że Janek prowadził z Marcusem walkę o moje zainteresowanie, którą ten drugi przegrał już przed tym, nim na dobre się rozpoczęła.
- W armii nie ma ludzi niezastąpionych - westchnęłam. - Marcus jest tak jakby substytutem swojego ojca, a z braku lepszego kandydata, przejął jego obowiązki - uśmiechnęłam się lekko.
Janek wyprostował się, opierając się plecami o pień drzewa, a ja oparłam głowę na jego ramieniu. Jedyne, o czym mogłam myśleć, to słońce ogrzewające nasze twarze i bliskość Janka. W tej chwili nie chciałam skupiać się na niczym innym.
- Czyli słynne transporty, do których biorą najlepszych? - zapytał od niechcenia, bawiąc się rąbkiem mojej sukienki.
- To akurat zdanie Marcusa - zaśmiałam się cicho. - Sytuację można przedstawić na dwa sposoby; jest jedną z nielicznych osób nadzorujących dostawę broni ze względu na wyjątkowe zaufanie, jakim jest obdarzany... Lub po prostu braki w żołnierzach nie pozwalają na zaangażowanie w to większej ilości osób - stwierdziłam, wzruszając ramionami. - Każdy wybiera sobie opcję bardziej odpowiadającą.
Janek zaczął kreślić opuszkami palców wzory na moim ramieniu, które odsłonił opadający materiał sukienki i poczułam, jak opiera brodę na czubku mojej głowy.
- A ty, którą opcję wybierasz? - zaśmiał się cicho Janek.
- Tę, która sprawia, że Marcus nie będzie mógł pojawić się u nas na kolacji w sobotę - zadrżałam od tłumionego śmiechu. - Oczywiście obiecał, że nadrobimy to w innym terminie, mimo wszystko cieszę się, że tym razem unikniemy z mamą tego świetnego towarzystwa.
Na chwilę zapadła cisza, więc z ulgą uznałam temat za zakończony. Poczułam, jak Kari trąca swoim mokrym nosem moją dłoń, domagając się pieszczot, ale odgoniłam ją łagodnie, wiedząc, że jeśli zaczniemy zabawę, to ani ja, ani Janek nie będziemy mieli z nią spokoju przez długi czas.
- Skąd pewność, że nie zaszczyci was wizytą przed lub po kolacji? - zapytał kpiąco Janek.
- Fakt przygotowań do północy oraz pełnienia swojej poważnej funkcji po tej godzinie, skutecznie zajmą go na cały wieczór i całą noc - zapewniłam z uśmiechem. - Więc może ty miałbyś ochotę na mile spędzony wieczór, z gwarancją uniknięcia zgrzytów między tobą a nim?
- Czy to zaproszenie na kolację, Fräulein Kastner? - usłyszałam tuż przy uchu szept Janka.
- Tak - nie byłam w stanie powstrzymać wykwitającego na moich ustach uśmiechu. - Przyjmie je pan? - zapytałam zaczepnie, mając nadzieję, że odpowiedź, jaka panie z ust młodego Polaka, będzie odpowiedzią twierdzącą.
Janek znów musnął ustami moje czoło, wzruszając lekko ramionami, a ja wyczułam w tym geście wahanie.
- Nie wiem, czy nie będę miał innych obowiązków - stwierdził cicho. - Niemniej, cieszę się, że w przeciwieństwie do innego gościa, jestem tu przez ciebie mile widziany.
Przez głowę przemknęła mi myśl, że Janek zawsze będzie tutaj mile widziany, jednak nie wypowiedziałam tego na głos. O ile ja pragnęłam spędzać z nim każdą chwilę, a moja mama była oczarowana jego zachowaniem, to wiedziałam, że wizyty Polaka nie odpowiadają głowie naszej rodziny. Ojciec, przez wzgląd na moje dobro i starą przyjaźń, wolałby pewnie zastąpić Janka Marcusem. Nie zamierzałam myśleć o tym teraz ani psuć naszej wspólnej chwili odpoczynku. Zamiast tego spojrzałam na Janka, który był pogrążony w zadumie i dotknęłam delikatnie jego policzka. Niepokoiło mnie jego zamyślenie.
- O czym myślisz? - zapytałam cicho. - Czyżbym... Zrobiła lub powiedziała coś nie tak?
(Janek? Tęskniłam <3)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz