*
Znowu to przeżywałem. Znowu czułem ich dotyk na moim ciele pełnym siniaków. Spojrzałem na ich twarze. Conor, Philip, Flick i George. Rysy ich twarzy były tak bardzo wyraźne. Śmiali się. Conor podszedł do mnie, złapał mnie za podbródek. Przyjrzał mi się po czym bez słowa walnął mnie pięścią w twarz. Z nosa pociekła mi krew. Blondyn był najbardziej brutalny z całej czwórki. Najwięcej złego miałem do Philipa. Uważałem go za przyjaciela. Okazał się być jednak taki sam jak oni. Wtedy obudziłem się zdyszang i zalany zimnym potem. Po moim policzku spłynęła pojedyńcza łza. Szybko ją wytarłem. Bastian jeszcze powinien być w domu, a ja nie chciałem by widział jak płacze. Nie po tym co stało się wczoraj. Uspokoiłem się. Dopiero wtedy poczułem na sobie wzrok Niemca. - Wszystko dobrze? - spytał Bastian lekko zakłopotany.
Kiwnąłem głową.Odwróciłem się w stronę Niemca. Nadal miał ranę na wardze. Wstałem z kanapy i podszedłem do szafki. Wyjąłem z niej świeże ubranie.
- Wychodzisz teraz? - spytałem.
- Za jakieś 10 minut - odparł Bastian.
Ruszyłem w stronę łazienki. Idąc brunet musnął palcami moją rękę. Zignorowałem to. Wszedłem do środka łazienki i zamknąłem zamek. Odkręciłem wodę w prysznicu. Zdjąłem bandaż. Rana wyglądała o wiele lepiej niż wcześniej. Przygotowałem nowy bandaż. Wszedłem pod prysznic i zacząłem się myć. Oczywiście ja, jak i wiele osób pod prysznicem zaczyna myśleć. Czy Bastian pamiętał to co się wczoraj działo? Dzisiaj zachowywał się dość normalnie jednak wczoraj... Wydawał się wprowadzony w zakłopotanie. Jaki jest na prawdę? Tamten, którego znam wie jak zachować się w każdej sytuacji. Tamten Bastian jest Niemcem innym niż jakikolwiek żołnierz jego pochodzenia. Tamten Bastian mnie okłamywał. Robił to bardzo dobrze, jednak ja to zacząłem zauważać. Kiedy? Wczoraj. Wczoraj gdy go pocałowałem był ze mną szczery. Czułem to. Chciałem by wczorajszy Bastian do mnie wrócił, potrzebowałem jego dotyku. Jego bliskość pozwalała mi zapomnieć o sytuacji z moimi kolegami sprzed lat. Umyłem jeszcze swoje włosy. Wyszedłem spod prysznica i zacząłem się wycierać. Nałożyłem nowy bandaż, a stary wylądował w koszu. Wyszedłem z łazienki. Wziąłem swoje okulary i książkę. Usiadłem na kanapie. Chciałem poczekać, aż moje włosy wyschną. Po około 15 minutach były już suche. Wziąłem kurtkę i wyszedłem z domu. Zamknąłem drzwi na zapasowy klucz, który dał mi Bastian. Ruszyłem w stronę domu Bartka. Na moje nieszczęście mieszkał on dość daleko. Chciałem mu wyjaśnić dlaczego nie było mnie przez tyle dni. Miałem nadzieję, że Konstancja mnie nie uprzedziła. Kiedy doszedłem do kamienicy wszedłem po schodach na drugie piętro i zapukałem w drzwi Bartka. Ten otworzył mi po chwili. Sądząc po jego minie spodziewał się kogoś innego.
- Sacha? Co ty tu jeszcze robisz? - zapytał oschle.
- Chciałem ci coś wytłumaczyć, ale nie tutaj. Chodźmy do środka.
Ten po chwili namysłu kiwnął głową. Ruszył do salonu w swoim mieszkaniu. Usiadłem na jednym z trzech foteli.
- Co chciałeś mi wytłumaczyć? Śmierć Rafała? Spoufalanie się z wrogiem?
- Czyli Konstancja już u ciebie była.
- Jasne, że była! Z przestrzeloną dłonią! - warknął.
Wywróciłem oczyma.
- Bastian ją postrzelił, ponieważ Konsta prawie mnie zabiła - powiedziałem ze stoickim spokojem.
Na tą wiadomość Bartek zamarł. Oho. Konstancja jak zwykle ucięła historie dla swojego dobra. Głupia, ruda suka. Uważała pewnie, że nie zdobędę się na przyjście do Bartka. Myliła się.
- Ona? Ciebie? - wykrztusił po chwili. - Przecież ona nie byłaby do tego zdolna.
Westchnąłem. Rozpiąłem dwa dolne guziki od koszuli i ją lekko podwinąłem ukazując bandaż.
- Dobra skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy to mogę już iść. Biorę wolne dopóki nie będę zdolny do pracy - powiedziałem zapinając koszule.
Bartek nic nie powiedział. Ruszyłem w stronę wyjścia.
- Pamiętaj. Bastian to mój przyjaciel i nie waż się go tknąć - rzuciłem na pożegnanie. Miałem na dzieje, że nie usłyszał mojego zawachania przy słowie "przyjaciel".
Wyszedłem z mieszkania Bartka i ruszyłem w stronę domu Bastiana. Poprawiłem przy okazji koszule. Po chwili byłem już na miejscu. Wszedłem do środka. Postanowiłem, że jest to dobra pora na zmywanie naczyń.
*
Zmyłem naczynia, częściowo sprzątnąłem w kuchni i ogarnąłem salon. Wziąłem do ręki książkę i okulary. Usiadłem na kanapie i spojrzałem na zegar. Bastian powinien niedługo wrócić. Nałożyłem na nos moje okrągłe okulary po czym zaczął czytać. Nie minął kwadrans kiedy usłyszałem otwieranie drzwi. Spojrzałem na wchodząc postać. Był to oczywiście Bastian.
- Hej - powiedziałem lekko się uśmiechając.
- Cześć - odparł zdejmując kurtkę.
Podszedł do mnie i usiadł obok.
- Co czytasz? - spytał.
- To co zwykle. Ciocia jeszcze nie przysłała mi nowych książek.
Bastian powoli się do mnie przysuwał. Położyłem głowę na jego ramieniu. Moje policzki przyodziały lekkie rumieńce. Uśmiechnąłem się lekko. Kochałem jego bliskość. Chciałem powtórzyć to co działo się wczoraj... Ale... Może nie teraz. Mimo iż pragnę tego.
<Vlad? *-*>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz